Rozdział 22 - Pasmo nieszczęść

528 22 9
                                    

Wypadki chodzą parami. W tym przypadku linią łączącą jestem ja, Natalie Davies. Tak, jakbym miała nad sobą jakąś klątwę, które rozprzestrzenia się w miejscach, w których się pojawiam. I co najgorsze - nie dotyka mnie, tylko inne osoby.

Olivia nie patrząc nawet na mnie, pociągnęła za moją rękę. Biegłam razem z nią w stronę toru. Wciąż nie kontaktowałam.

Tak właśnie umarli moi rodzice - pomyślałam.

- Nat, ocknij się! - krzyknęła blondynka, szarpiąc mnie za ramię.

Wpatrywałam się w jej niebieskie oczy. Byłam w szoku. W głowie miałam kompletny chaos. Za plecami dziewczyny na niebie roztaczały się kłęby dymu. Odsunęłam Olivię, aby lepiej widzieć.

Wokół chłopaka było pełno ludzi. Nie wiedzieć skąd na torze była także karetka. Zapewne sanitariusze są opłacani przez organizatorów, na wypadek właśnie takich sytuacji.

Zaczęłam się trząść, było mi cholernie zimno. Jednak nie wiedziałam czy to przez pogodę, czy przez emocje. Poczułam nagle, jak ktoś dotyka mnie za ramię. Był to Adrien.

Bez zastanowienia rzuciłam się mu w objęcia i zaczęłam płakać. Każda wizyta w tym miejscu kończyła się tak, że jedyne czego pragnęłam, to stamtąd uciec. Tak było i tym razem. Miałam do siebie pretensję, że zamiast zostać w domu, wybrałam przyjazd tutaj.

- Nic mu nie będzie - powiedział. - Są przy nim lekarze - dodał, przyciskając mnie mocno do siebie.

- To nic nie zmienia - odpowiedziałam, starając się złapać oddech. - Nawet go nie znam - dodałam.

Wiele osób mogłoby pomyśleć, że chłopak był dla mnie kimś ważnym. Jednak prawdą było to, że patrząc na tę sytuację, czułam się tak, jakbym obserwowała wypadek moich rodziców.

Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej. Wszyscy mieliśmy się dobrze bawić i cieszyć z wygranej Davida. A w rzeczywistości każdy był przerażony, ja płakałam, a David... no cóż, on wygrał, ale nie wiedziałam, gdzie się podziewał.

- Myślę, że mogę jej pomóc - rozległ się nagle głos obok nas.

Od razu zwróciliśmy nasze głowy w prawą stronę. Ku nam szedł barczysty mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy.

Czy ten dzień mógł być jeszcze lepszy? - zapytałam samą siebie w myślach.

Adrien był wyraźnie zakłopotany. Spoglądał to na mnie, to na Olivię.

- Nie będzie takiej potrzeby - odparł stanowczo.

Wypuściłam się z jego uścisku i spojrzałam na mężczyznę idącego ku nam. W tym dniu było już za dużo emocji.

- Czy mógłbyś zabrać stąd Olivię? - zapytałam Adriena.

Chłopak posłał mi pytające spojrzenie, po czym kiwnął głową. Sytuacja nie była prosta, ponieważ blondynka od razu zaczęła krzyczeć.

- Żartujesz sobie chyba! Nigdzie nie idę! Zostaję tutaj!

Dziewczyna mimo zdartego gardła, wydzierała się najgłośniej jak mogła.

- Proszę, uspokój się. Pójdź z Adrienem, ale bądźcie w pobliżu. On nie odpuści, wiesz o tym - powiedziałam po cichu, łapiąc ją za ramiona.

W końcu dziewczyna się poddała i ze łzami w oczach ruszyła w kierunku Adriena, z którym później udała się w inne miejsce.

Kiedy zostałam z Aaronem sam na sam, znów poczułam się mała. Tor zamienił się w moje mieszkanie. Staliśmy w kuchni.

Chłopak patrzył na mnie z wyższością i zadowoleniem w oczach. Czuł, że jestem słaba.

- Moja Natalie! Stęskniłem się za tobą - powiedział, podchodząc bliżej mnie. - Dobrze, że kazałaś jej pójść. Od zawsze jej nie lubiłem.

- Coś jeszcze chcesz dodać? - zapytałam.

- Kochanie - powiedział, łapiąc mnie za ramiona. - Nie mogę bez ciebie żyć.

Słowa chłopaka paliły moje uszy, tak samo jak jego dłonie, które zaciskał co raz mocniej na moim ciele. Zaczynałam powoli odczuwać ból.

- To się zabij - wycedziłam przez zęby.

Tak właściwie nie wiedziałam, skąd nabrałam tyle odwagi, aby mu odpowiedzieć w taki sposób. Na dziś miałam zbyt dużo wrażeń.

Moje słowa wyraźnie się mu nie spodobały. W jego oczach widziałam chęć mordu, a z jego twarzy od razu zszedł uśmiech. Był wyposzczony. Przez 2 lata nie mógł się do mnie zbliżać. Mentalnie byłam przygotowana na cios. Jednak chłopak zdjął ręce z moich ramion i opuścił je wzdłuż swojego ciała.

- Jak się czujesz kochanie? Bardzo długo się nie widzieliśmy - powiedział, udając troskę.

- Dobrze - odparłam krótko.

- To dziwne, bo nie wyglądasz za dobrze.

- To nie patrz - odpowiedziałam.

Od zawsze nie znałam umiaru. Nigdy nie wiedziałam, kiedy należy przestać lub ugryźć się w język. A z tym ostatnim miałam największy problem.

Moje słowa zadziałały na niego jak płachta na byka. Od razu jego wyraz twarzy się zmienił. Patrząc mu w oczy, czułam krew w ustach. Natychmiast podniósł rękę i wymierzył cios. Moim gestem obronnym było jedynie przymknięcie powiek. Nie planowałam uciekać, czy robić uników. Byłam świadoma tego, że musi mnie uderzyć.

Mimo to nie poczułam nic. Nikt też nie krzyczał, nie był zaniepokojony sytuacją. Dlatego powoli zaczęłam otwierać oczy.

Przed sobą miałam obraz Aarona z uniesioną pięścią i Davida, który trzymał go za rękę. Na ten widok od razu otworzyłam szerzej oczy. Obydwoje patrzyli na siebie z nienawiścią.

Czy ten dzień może się już skończyć? - pomyślałam.

- Nie chcesz wiedzieć, co z tobą zrobię, jak jeszcze raz podniesiesz na nią rękę - powiedział z grobową powagą David.

Aaron był psychopatą, dlatego jedyne co zrobił, to zaczął się śmiać. Mimo wszystko miałam wrażenie, jakbym stała między osobami równymi sobie. Oby dwoje nosili znamiona przeszłości. Przemawiała przez nich złość, arogancja i cynizm.

- O co tutaj chodzi? - zwrócił się w moją stronę David.

- Tylko rozmawiamy - odpowiedział drugi chłopak.

- Wydaję mi się, że to nie Ciebie pytałem - odparł, po czym znów spojrzał na mnie pytająco. - Kolejny sekret?

- Piękna twarz skrywa najwięcej tajemnic - wtrącił się ponownie Aaron.

Czując buzującą we mnie złość, odezwałam się ponownie. Znów zapominając o tym, że czasami warto trzymać język za zębami.

- Jeżeli nie zamkniesz mordy, to będę chować jeszcze jedną tajemnice.

Moje słowa zdziwiły nie tylko mnie. Czułam, że kolejny raz wyprowadzam chłopaka z równowagi. Nie wahał się. Nie zważając na obecność Davida wymierzył swój cios. Mając świadomość tego, że chłopak może złapać go ponownie za rękę, po prostu kopnął mnie z całej siły. 

Tak, jak mówiłam. Był wyposzczony, a ja utraciłam swoją odporność. Runęłam wprost na ziemię, czując palący ból w ciele. Z ust zaczęła lecieć mi krew, aby się nią nie zadławić musiałam odwrócić swoją głowę na bok. Wciąż trzymałam się za brzuch. W uszach mi szumiało.

David ruszył w jego kierunku. Zaczęli się szarpać, po czym Aaron również przewrócił go na ziemię. Wiedziałam, że dla niego nie liczyła się wygrana bijatyki z jakimś przypadkowym chłopakiem. Pragnął mnie.

Był na dwuletnim odwyku, podczas którego nie mógł mnie ani razu dotknąć.

Wyczuł odpowiedni moment i ruszył w moją stronę. Złapał mnie gwałtownie za ramiona, wbijając jednocześnie swoje palce w moją skórę, po czym rzucił o ziemię, jak szmacianą lalką.

Uderzyłam głową o ziemię, tracąc przytomność.

A storm, you don't expect Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz