28/7
Dzisiejszy rozdział odbiera carlottad_book
Obiecuję spojler do kolejnego rozdziału na stronie autorskiej.
Ja ktoś ma słabe nerwy to zapraszam po południu 😈😎
Usiłowałam porozmawiać o moich ekscesach alkoholowych, ale Jakub zbył mnie machnięciem ręki, że każdemu się zdarza. Po uroczej niedzieli spędzonej w towarzystwie naszych gospodarzy w poniedziałek zastałam karteczkę od Jakuba, że odezwie się w ciągu dnia, to zjemy coś na mieście, albo spotkamy się wieczorem. Na luzie wzięłam prysznic i wyszykowałam się do spędzenia dnia na zwiedzaniu. Pierwszy wybrałam sobie za cel Tower of London, dla wielu stanowiące serce Londynu.
Podobała mi się niezmiernie kolejka DLR – czyli automatyczna kolejka, która nie miała z przodu pomieszczenia maszynisty. W każdym pociągu był tylko konduktor, pełniący rolę obsługi składu. Za to mogłeś usiąść i podziwiać widoki z pierwszego rzędu foteli. A było co podziwiać, ponieważ Londyn posiadał unikalną architekturę, gdzie stare łączyło się z nowym. Szkło przeplatało z jasnym klinkierem, a wysokie okna odbijały światła przyzywając spojrzenia. Wszystko to tworzyło spójny obraz, urzekający harmonią.
Zrobiłam sobie selfie z nazwą stacji Tower of London i z zachwyconym uśmiechem podążyłam na powierzchnię nowoczesnymi korytarzami pełnymi aluminium i szkła. Tuż po drugiej stronie ulicy wznosiło się zbudowane wieki temu Tower of London. Forteca, więzienie i pałac – trzy w jednym! Twierdza wzniesiona dla Wilhelma Zdobywcy w 1078 roku. Oparłam się o mur, chłonąc widok i ignorując otoczenie.
Dzięki London pass nie musiałam stać w żadnej kolejce po bilet, ani w kolejce do wejścia, gdyż obowiązywało mnie priorytetowe wejście. Sprawdzono mi torebkę i wpuszczono do środka. Zaciągnęłam się unikalnym zapachem mokrego drewna i wilgotnej zaprawy murarskiej. Dzień był słoneczny i ciepły a kawa w kubku nadal gorąca, mocna i słodka!
Rozglądałam się dookoła niczym dziecko wpuszczone do sklepu z zabawkami, starając się chłonąć atmosferę niemal tysiąca lat historii. Drewniana brama od strony rzeki przyzywała oko. Czy tędy wprowadzano skazańców?
Wypożyczyłam sobie audio–przewodnik, który zsynchronizowałam ze swoimi słuchawkami i oddałam się w ręce lektora opowiadającego po angielsku o miejscu, w którym się znajdowałam. Podążałam za wskazówkami lektora od miejsca do miejsca, wypatrując omawianych szczegółów.
Dźwięk dzwonka wybił mnie z podziwiania widoku na Tamizę z wieży solnej. Numer zaczynający się od +44 oznaczał jakiegoś tubylca.
– Halo?
– Hi it's Katie from Luton Airpot. Can I speak with Janka? (Witam, mówi Katie z lotniska Luton. Czy mogę rozmawiać z Janką?)
Wypowiedziała moje imię tak nieporadnie, że zrobiło mi się jej szkoda.
– Yes, it's me. (Tak, to ja.)
– How are you doing today miss? – spytała kurtuazyjnie. (Jak się pani dziś miewa?)
Ciężki akcent wskazywał, że ona też raczej nie była rodowitą Brytyjką.
– Good, thank you! – Inaczej nie wypadało odpowiedzieć. – Coffee is hot and sun is shining. How about you? (Dobrze, dziękuję. Kawa jest gorąca i świeci słońce. A co u ciebie?)
– Good, thank you for asking! Monday madness! – zaczęła się śmiać. – I'm calling about you luggage that was misplaced after your flight. I got news for you. (Dziękuję, u mnie dobrze, dzięki że pytasz. Poniedziałkowe zawirowania. Dzwonię w sprawie twojego bagażu, który został zagubiony po locie. Mam dobre wiadomości.)
CZYTASZ
Na papierze
RomanceCo się dzieje w Londynie, zostaje w Londynie! Janka pracuje w wydawnictwie jako Office Manager, ale po godzinach pisze własne książki. Jest już na finiszu spełnienia swojego największego marzenia - wydania książki. Utwór ten jest erotykiem, więc ze...