Część 8

2.1K 292 190
                                    

Dzień dobry! 🖤 Miłego poniedziałku 🖤


Weekend właściwie spędziłam na kanapie i nawet pogoda była po mojej stronie, padało od sobotniego południa do poniedziałkowej nocy. Przeczytałam parę dopiero co wydanych książek na Legimi i obejrzałam parę filmów na Netflixie. Już dawno nie uskuteczniałam takiego lenistwa.

Musiałam wytrzymać pięć dni i miałam dwa tygodnie urlopu zaplanowanego na ślub Magdy. Nie miałam ochoty tam lecieć na ponad tydzień, ale siostra robiła ślubną sesję zdjęciową w niedzielę po południu w Greenwich, a wcześniej w ogrodach Hampton Court.

Ponieważ nie należę do jej reprezentacyjnej świty, wcale nie muszę się tam pokazywać, ale! UWAGA! Magda zażyczyła sobie zdjęcie z siostrą. Jedno w każdym miejscu. Więc lecę w sobotę bladym świtem, by zadowolić siostrę. Potem miałam mieć tydzień na zwiedzanie Londynu i to było moje światełko w tunelu. Sporządziłam szczegółowy plan, co będę robić każdego dnia, co chcę zobaczyć i ile czasu na to przeznaczam. Sprawdziłam promocje na London Pass i postanowiłam się skusić na siedmiodniową przepustkę.

Pięć dni! – powtarzałam sobie, wlekąc się po schodach na pierwsze piętro biurowca do strefy zarządu.

– Cześć szefowa! – przywitała mnie Aga. – Jak tam weekend?

– Leniwy.

Wstała i zniknęła mi z oczu za ścianką socjalu. Brzdęknęły kubki.

– Wyszłaś w ogóle z domu? Siadaj, wyglądasz, jakbyś potrzebowała kawy, żeby się obudzić.

– Nie sądzę, żeby pomogło – uruchomiłam swój komputer.

W powietrzu uniósł się przyjemny zapach czekolady. Kawa Sati czekoladowa była moją ulubioną i Aga dobrze o tym wiedziała. Z zapasów firmowych wyciągnęła pomarańczowe delicje i postawiła wraz z kawą.

– Proszę.

– Dzięki, ale tylko jeśli zjesz ze mną pół.

Ulka musiała mieć wrażliwy nos, bo zapach kawy zwabił ją do nas na pogawędkę.

– Cześć, lachonarium! – zaśmiała się od drzwi. – Dajcie kawy strudzonemu wędrowcowi! A ty to się dzisiaj wybierasz na przesłuchanie do klasztoru?

Obrzuciła rozbawionym spojrzeniem moje szerokie granatowe spodnie na szelkach i koszulę z długimi szerokimi rękawami i wysokimi mankietami, wiązaną pod szyję. Zamiast jednak eleganckiej kokardy okręciłam troczki dookoła szyi i spięłam białą kameą. Włosy związałam w kok na karku. Dodałam sobie ubiorem i fryzurą z dobre piętnaście lat. Zamiast odpowiedzi podniosłam dłoń z uniesionym środkowym palcem. Za odpowiedź stanowił wybuch śmiechu i Agi i Uli.

Ulka sięgnęła po coś do swojej przepastnej torby, a Aga poszła nalać kolejny kubek. Znałyśmy swoje preferencje kawowe, więc nie było problemu, aby każda była zadowolona.

– Mam coś dla was.

– Tuczące ciasto czekoladowe z dużą ilością kremu? – spytałam z nadzieją, wpychając delicję do ust i zapijając kawą, aż biszkopt się rozpuścił i słodka galaretka wybuchła feerią smaku na podniebieniu.

– Coś lepszego.

Jej uśmiech wskazywał, że uknuła coś złośliwie wrednego. Uwielbiałam Ulkę za poczucie humoru, proste blond włosy i to, że nie była rozmiaru zero. Normalna babeczka z krągłościami i wszystkimi klepkami we właściwym miejscu. Z torby wyciągnęła dwie tabliczki, takie jakie się stawia na biurku z imieniem i nazwiskiem. Jedna miała napis: Królowa zamieszania, a druga: Pomagierka diabła. Sięgnęłam po tę drugą. Idealna dla mnie!

Na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz