Część 36

2.9K 362 223
                                    

22/9/2023 - OSTATNI 😎

Bardzo wam dziękuję, że byliście ze mną przez te długie tygodnie publikowania i czekaliście niecierpliwie na każdy rozdział. Przyznam się, że ta książka była eksperymentem, że potrafię nie mieć pięciu narracyjnych perspektyw.

Misja wykonana 😈 nawet pokuszę się ze stwierdzeniem, że z sukcesem! 🖤


Zasnęłam w objęciach Morfeusza, a obudziłam się w ramionach jego ziemskiego odpowiednika. Przez chwilę wpatrywałam się w jego spokojną twarz i podziwiałam zrelaksowane ciało. W miękkości poranka, gdy głowa jeszcze bujała w obłokach i oparach snu, mogłabym się zgodzić na wszystko, byle tylko móc widzieć go po rozchyleniu powiek.

Kuba był słodkim uzależnieniem.

Cały poprzedni wieczór dbał o to bym jadła, piła i była zadowolona. Spędziliśmy czas na pogaduszkach i nawet panowie pozwolili nam pogadać na osobności o nieinteresujących ich pierdołach.

No ideały!

Podobnie było, gdy wychodziliśmy na miasto zwiedzać. Pokazywał mi miejsca, które ominęłam za pierwszym razem, jak Camden czy zapomniane stacje metra Aldwych, Charing Cross czy Down Street.

Skorzystałam z rady Bell i zamiast na siłę rozprostowywać włosy, które po piętnastu minutach w mokrym powietrzu październikowego dnia puszyły się, nadając mi wygląd pudla, zakręciłam je. A wszystko to dzięki niezwykle drogiej wielofunkcyjnej suszarce Shark. Nie, no rozumiem jakość i jakoś, ale suszarka z akcesoriami za ponad dwa tysiące? Nie moja bajka! Dla niej to było tylko czterysta funtów dla mnie majątek! Ale jak mogłam skorzystać to czemu nie?

W kawiarni Soft Serve Society zaśliniłam się i zawiesiłam, patrząc na menu i rzeczy, które obsłużeni klienci już jedli. Serwowali tutaj lody na gofrach! Lody! Na gofrach! Na widok mojej miny Bell roześmiała się pod nosem, sugerując, żebym najpierw najadła się oczami i nosem, dopóki dzieciaki nie wybiorą, czego by skosztowały. Stanęło na czarnych jak węgiel lodach z automatu na gofrze.

Następnego dnia wylądowaliśmy w China Town i to dopiero była jedzeniowa rozpusta. Nie tam żaden polski chińczyk „kulćak, kulćak, hau, hau", tylko prawdziwa kuchnia azjatycka. Panowie sami wybrali dania, gdyż i ja i Bell pewnie wybrałybyśmy kurczaka w pięciu smakach. Operowanie pałeczkami to wyższa szkoła jazdy. Ale nie dla Mike'a ani dla Kuby czy Bell. Tylko ja jak sierota poprosiłam o normalne sztućce.

Facet do rany przyłóż... gangrena gotowa!

Po czterech dniach zaczynało mnie mdlić od tej całej tęczowej otoczki i nadskakiwania. A po niemal dwóch tygdoniach planowałam morderswo doskonałe. Gdzie się podział facet, który się ze mną przekomarzał? Stawałam się sfrustrowana do tego stopnia, że popchnięcie Kuby w metrze, żeby spadł ze schodów, jawiło się tak kusząco... Tak kusząco...

– Czy chociaż przez pięć minut mógłbyś mnie nie dotykać? – fuknęłam jadowicie.

– Nie! – padła natychmiastowa spokojna odpowiedź.

– Pięć minut! – wycedziłam, odwracając się do niego na ruchomych schodach, którymi zmierzaliśmy do metra.

– Nie – ponowił odpowiedź z szelmowskim błyskiem w oku.

– Mam dość tego twojego... – Usiłowałam znaleźć słowo. – Tego wszystkiego! – Tupnęłam nogą. – Jesteś słodko–pierdzący i przerażająco landrynkowy jak wata cukrowa! – Za każdym słowem dźgałam go palcem, którego paznokieć pomalowany był na różowo. – Do porzygu! Dostanę przez ciebie cukrzycy.

Na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz