The most usseles child.

523 32 7
                                    

Nastolatek już po jednej godzinie, po ucieczce z najbardziej chronionego budynku w całym NY, znajdował się w barze, zapijając swoje smutki tanim alkoholem w towarzystwie swoich nastoletnich przyjaciół.
Milesa, Gwen, MJ oraz Harrego.

Jak na razie, Peter nie odezwał się ani słowem na temat przyczyny ich spotkania, w barze na prawie drugim końcu miasta.
W całym miejscu panował hałas więc Nawet jeżeli peter chciałby w jaki kolwiek sposób coś powiedział, musiał by się nad tym naprawdę zastanowić, by nie stracić języka podczas mówienia w hałasie.
– A więc? - rozpoczął ciemno skóry chłopak, spoglądając na Petera wpatrzonymi bezczynnie w szklankę alkoholu. – Dlaczego nas zwołałeś. Dlaczego nas wszystkich? - dopytywał zaciekawiony przyczyną przerwania jego swobodnego słuchania muzyki.

Gdy Peter tylko rzucił im przelotne spojrzenie, harry jak i MJ wymienili jednoznaczne spojrzenia.
Nagle Harry niespodziewanie wstał. Ku zdziwieniu większości osób w barze, tym samym przyciągając uwagę pijanych mężczyzn i kobiet.
– Peter! Avengers! - wykrzyczał nastolatek o jasnej karnacji, na co wspomniany brązowo włosy chłopak niemal od razu wstał z krzesła przewracając je przy tym, zaczynając się od razu rozglądać, z przerażoną mimiką twarzy.

Po tym czynie już wszyscy jego przyjaciele byli pewni, iż chłopak niepotrzebnie zadarł z kimś od kogo cała grupa miała trzymać się z daleka.
Zdenerwowany Peter podniósł spowrotem krzesło, dopinając do końca swój alkohol.
– A więc Stark, czy ktoś inny? - zapytała zatroskana Gwen, wpatrując się w wymęczonego Petera.
Po tym czasie w końcu pozwoliła sobie się odezwać Michelle, która z kamiennym wyrazem twarzy rzekła – Pete kupował towar, ale Stark go dokopał i porwał. Potem ten postanowił zwiać. - podczas mówienia tego przez ciągły czas wpatrywała się w zdziwione twarze przyjaciół i wyraz twarzy Parkera mówiącego wręcz ,,skąd ty to wiesz?!”

Po krótkiej chwili milczenia dopowiedziała niewinnie – No co? Tylko zgaduje. -
Nie zdążyła nawet dokończyć owego zdania gdyż głowa Parkera wylądowała na blacie, z przy głuszonym jęknięciem bólu.

Znów cisza, niedługo po tym zainteresowanie nastolatków wzbudził mężczyzna w czerwono czarnym stroju, wbiegający do baru. Ten niemal jak z radaru, potrzedł do stolika nastolatków, tyłem do Petera, który siedział plecami do drzwi. Przyjaciele wymienili wymowne spojrzenia, lecz nie reagowali.
Wstali jednakże z krzesła, gdy nieznajomy mężczyzna w masce podniósł głowę Petera za włosy, przychylając do jego szyi ostrze ostrego sztyletu. Było to niespodziewane, lecz Parker wydawał się przyzwyczajony do tego typu chwil oraz destrukcyjnych zachowań mężczyzny.

Peter jednakże nie zareagował niczym więcej niż kolejnym z kolei jęku zmęczenia jak i bólu.
– Pool, nie dzisiaj. Nie mam nastroju. - po tych słowach mężczyzna z cichym ,,ups” które wymknęło mu się z ust. Puścił głowę nastolatka która znów wylądowała na stole z cichym grzmotem.

– Ajaj- Pete, kto doprowadził ciebie do takiego stanu? Kogo tym razem unicestwić? - zapytał mężczyzna, chowając spowrotem sztylet do pasa z bronią.
– Starka. - rzekła cicho Michelle, za co od razu została skarcona, wrogimi spojrzeniami jej przyjaciół.
– Oeeeeeej, Peter. Co tym razem chciałeś wypierdolić. Papa Deaddypool mówił ci, że ten pan chcę cię wyruchać i zabić. Niekoniecznie w tej kolejności. - rzekł mężczyzna, podnosząc chłopaka z krzesła, który i tak ledwo się unosił na nogach. Cała grupa nastolatków sceptycznie wpatrywała się w obojga chłopaków. Postanawiając ich sprawy zostawić im.

– Hop, zbieramy się do mojej bat-jaskini. -
Znów jęk chłopaka, który oparł głowę o mężczyznę, wciąż podtrzymując się o niego by nie stracić równowagi.
Już po chwili po chłopakach nie było w barze śladu, zostawiając nastolatków samych sobie.

***
Time.skip: godzina.: 3.07

Deadpool i (od nie dawna powszechnie rozpoznawalny) Spiderman, przez wielu przechodniów i policjantów zostali razem zobaczeni na ulicach NY z nie zbyt miła ą opinią na ich temat.

Obecnie byli usadowieni razem na jednym z wyższych budynków Brooklynu. Siedzieli obok siebie, a głowa Spidermana leżała na ramieniu Deadpool'a siedzącego po lewej stronie pajęczaka. Pajęczak właśnie kończył jeść swoje burito kiedy niespodziewanie ich spokój natomiast niestety został brutalnie zaburzony przez głośny zgrzyt metalu, uderzającego o siebie a po chwili z zderzeniem metalu i betonu które o siebie uderzyły.

Mężczyźni niemal w równym tempie spojrzeli na siebie zdezorientowani, a przestraszony Parker, szybko naciągnął maskę na twarz, dostrzegając zbroje iron mana. Jednakże milcząc, mając świadomość, iż łatwo będzie geniuszowi odgadnąć jego tożsamość na podstawie tonu jego głosu.

Mężczyzna w czarno czerwonym stroju, z umieszczonymi katanami na plecach wstał gwałtownie na nogi.
– Czego tutaj szukasz, Stark. - syknął drażliwie Deadpool, co równało się z otwarciem zbroi miliardera a następnie jego wyjściu z jego pancernego uzbrojenia jak i zabezpieczenia. Teraz był całkiem bezbronny, a Parker jak i Wilson mogli to wykorzystać w każdy możliwy sposób.

– Szukam pajęczaka. - powiedział luźno Play boy, po chwili dopowiadając – i widzę, że świetnie się spisałeś, odnajdując go za mnie.

Na te słowa, Parker szczerze zwątpił w to, czy na pewno nie chcę urwać Starkowi czaszki razem z tym jego paskudnym uśmieszkiem. Pajęczak zacisnął dłonie w pięści, wciąż wpatrując się bezwstydnie w miliardera. Deadpool nie szczędząc sobie czasu, wycelował jednym z swych pistoletów w głowę nie miło widzianego przybysza, po chwili zwiastując: – Lepiej stąd znikaj, dupku. Chyba, że nie chcesz by ta twoja buźka miała w sobie piękna dziurkę?

Miliarder również nie pozostawiając dłużny, podniósł dłonie w bezbronnym geście, lecz jednak mając asa w rękawie, przy tym nacisnął przycisk na swoim zegarku, powiadamiając przy tym reszty Avengers o sytuacji która zaistniała.
Już po paru sekundach wszyscy Avengersi, wraz z dyrektorem furym otaczali bezbronnego pająka i niestabilnego emocjonalnie najemnika.

Parker spłoszony ilością ludzi, która mogła by im zaszkodzić niemal od razu zaskoczył z dachu budynku, czując powiew przez strój pająka. Wypuścił sieć z swego nadgarstka, po czym poleciał hen wysoko, czując jednakże wstyd jak i poczucie winy z powodu zostawienia najemnika samego na pastwę losu jak i dyrektora tarczy.
W końcu niezrozumiałe uczucia nastolatka wzięły górę, mimo iż obiecał sobie na nich nigdy nie decydować, zawrócił na swojej pajęczynie, cicho, nie zauważalnie znów wspiął na budynek.

Deadpool który jako jedyny dostrzegł spowrotem pająka, uśmiechnął się lekko przez materiał maski. Najemnik podniósł dłonie w geście poddania, czekając na ruch pajęczaka.
Peter postanawiając wykorzystać nieuwagę Avengers, niemal od razu ruszył z atakiem na Tonego Starka, który teraz już był w swojej zbroi, celując jednym z repulsorów do najemnika

Pędem wskoczył na plecy miliardera, od razu odnajdując słaby punkt w zbroi miliardera. Wyjął parę kabli, przy tym parząc się boleśnie prądem, lecz nie było to na marne gdyż po chwili zbroja się otworzyła, a tony Stark zdezorientowany zaczął się rozglądać. Parker nie szczędził sobie czasu, od razu ruszając w stronę deadpoola.

Był już tak blisko.
Trzy metry.
Dwa metry.
Jeden metr..

Jednakże coś mu przeszkodziło.

– SPIDEY! uważaj! - dramatyczny zwrot akcji spowodował, iż wszyscy byli wpatrzeni w pajęczaka. Wszystko działo się niemal jak w zwolnieniu.

– strzała!...-
To było ostatnie co usłyszał przed ponownym straceniem przytomności spowodowanym nie wyobrażalny bólem.

Oto kolejny rozdział! Zaskoczeni? Nie? Jeszcze się przekonamy w następnym rozdziale!
Miłego dnia/nocy!

Liczba słów przed: 959
Liczba słów po korekcie: 1117

The adults are talking. | IRONDAD. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz