Nastolatek otworzył powoli oczu, zbudzony dźwiękiem głośnych maszyn. Jego głowa bolała, a w swoim brzuchu czuł niewyobrażalny ból, jakby niczym po połknięciu całego ostrego burito.
Delikatnie podniósł swoją głowę, dostrzegając, że zamiast w szpitalu – o którym pomyślał jako pierwszym. Znajduje się w mieszkaniu deadpoola. Westchnął ciężko, wywracając lekko oczami na nieprofejonalność przyjaciół.Nagle głosy ucichły, a do tymczasowego łóżka nastolatka przyszedł wade z zmartwioną twarzą, a po chwili dołączyli do niego Miles, wraz z harrym oraz Gwen. O dziwo nie mógł dostrzec MJ, lecz postanowił na razie sobie tym nie zawracać głowy. Lecz jednak czuł, a przynajmniej miał przeczucie, że nie tylko oni znajdują się w tym pomieszczeniu. Przez co czuł się dosyć nieswojo, leczo statecznie postanowił to zignorować co później przyniosło poważne skutki.
– Peter, jak się czujesz? Coś cię boli? - zapytał Miles, podając mu szklankę wody, którą młodszy chłopak wypił bez żadnych słów. Odetchnął ciężko, będąc gotowym na odpowiedź na pytanie chłopaka.
– nie.. myślałem, że jestem w szpitalu. Co się stało? Przysięgam, że słyszałem karetkę. - zaczął się wypytywać Parker.
Przyjaciele spidermana spojrzeli po sobie. Parker w tej chwili wyglądał poważnie, nawet poważnie. Po chwili usłyszał cicho parsknięcie. Lecz gdy spojrzał po swoich przyjaciołach, żaden z nich się nie uśmiechał.
– nie było karetki.
Stwierdził Wade, po czym od razu po nim odezwała się Gwen.
– to był Harry.
– SPANIKOWAŁEM OKEJ? - zapytał zdenerwowany Harry, którego głos faktycznie brzmiał jak tandetny dzwonek do telefonu przez jego oryginalną piskliwość.Peter cicho zaśmiał się na ten fakt.
Powoli przesuwając swoje ciało do siadu.
– Czasem mi się zdaje, że przyjaźnie się z małymi dziećmi. - stwierdził Parker, na co od razu został zgaszony, spojrzeniem przyjaciół, mających za zadanie mu uświadomić, iż to on jest najmłodszy w tej grupie.
Czekoladowo włosy wywrócił oczami.Nastała cisza pośród przyjaciół, którą postanowił przerwać Harry.
– Clint Barton cię zestrzelił z strzały. Gdyby nie martwy basen, najpewniej zostałby z ciebie marny szaszłyk.Znów cisza. I słowa Miles'a. Który jak to on postanowił dołożyć swoje niepotrzebne pięć groszy.
– Lubię szaszłyki.
Czyli zupełnie niepotrzebny fakt o afroamerykańskim przyjacielu
– ile byłem nie przytomny? - zapytał zaciekawiony tą informacją Parker.
– Prawie trzy miesiące - po westchnieniu powiedziała Gwen, na co widząc przerażony wzrok nastolatka, szybko dodała. – żartuje, ćwoku. Ledwo dwa dni.Na te słowa poraniony nastolatek, delikatnie odetchnął z ulgą.
– lecz. Musisz mieć świadomość, że Avengersi bez walki nie oddali by ciebie pool'owi. - stwierdził Miles, na co pool dokończył szybko zdanie. – Musieliśmy... załatwić pewien...deal..z Starkiem.– Deal? Co masz na myśli...i.z..tym dupkiem..? - zdenerwował się nastolatek, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, stwierdenia mężczyzny, który nie wyglądał jakby żartował.
– Oczywiście. A z kim innym...- nagle odezwał się głos z konta pokoju. W tedy to dotarło do nastolatka.
– Kurwa.
Pierwsza część kolejnego rozdziału- nie chciałem zostawiać was z tak bardzo wrednie przyciętą fabułą, więc postaram się, by kolejna część tego rozdziału była jak najszybciej. Oraz oczywiście, cały rozdział brzmiałby dziwnie gdyby był w jednej, nie przyciętej części. (Ogólnie ciężko by się go czytało) więc już niedługo możecie oczekiwać kolejnej części!!
★★★
Ps. Nie musicie się martwić. To jeszcze nie koniec tej historiiLiczba słów przed korektą: 402
Liczba słów po korekcie: 512
CZYTASZ
The adults are talking. | IRONDAD.
FanfictionWyobrażaliście sobie kiedyś przeżycie całkiem samemu w brudnych, ciemnych i cuchnących kanałach, w wieku zaledwie paru lat? będącym pozostawionym na swoje własne, nie wielkie umiejętności? Nie jeden raz Peter Parker nie musiał się nad tym zastanawi...