Epilog

1.2K 117 16
                                    

26.07.2014 środa

   Minął tydzień, od kiedy jestem u rodziców. Mama czuje się już lepiej. Tata zawozi ją na rehabilitację, potem sam jedzie do pracy, więc mam, co robić, czy to w domu, czy w gospodarstwie. Nie narzekam. Jestem wręcz zadowolony z takiego obrotu spraw. Mogę spędzić trochę czasu z rodzicami, poza tym czuję się wolny, spokojny, nie dzieje się nic niezwykłego.

- Jeszcze raz wielkie dzięki, ale sam rozumiesz. Carmen źle się czuje, a jest w ciąży, więc boję się, czy to nie coś poważnego – tłumaczył się Tom i w pośpiechu pakował rzeczy do torby.

- Nie gadaj już, tylko spadaj do niej. Dam sobie radę.

- Dzięki, na razie! – Wybiegł pośpiesznie z restauracji, a ja pokręciłem głową z rozbawieniem. Została mi godzina pracy.

   Podszedłem do pary siedzącej przy oknie, by mogli złożyć zamówienie, gdy ktoś zjawił się w restauracji. W zasadzie nie taki ktoś, a Ty Diana. Usiadłaś przy barze i spojrzałaś na mnie. Bałem się naszej rozmowy. Nie widzieliśmy się długo. Nie wiedziałem, czego się spodziewać.

- Cześć – zacząłem. – Coś podać?

- Hej. Małą kawę. Czarną – odpowiedziałaś, uśmiechając się nieśmiało. – Co u ciebie? Jak mama?

- Czuje się lepiej, ale dalej jeździ na rehabilitację. A u mnie... - westchnąłem. – Nieźle. A ty? Jak sobie radzisz?

- Wcale sobie nie radzę, ale to nieważne...

- Diana... - podałem Twoją zamówioną kawę i popatrzyłem przez chwilę na Ciebie. Chwyciłaś w obie dłonie filiżankę i opuściłaś wzrok. Mogłem przez chwilę po prostu napawać się Twoim widokiem. Dalej byłaś piękna. Dalej mnie zachwycałaś. Zburzyłaś burzę loków na głowie. Miałaś proste włosy upięte w wysokiego koka. Niebieska sukienka dodawała Ci niezwykłego uroku, a czarna bandanka przewiązana na głowie idealnie dopełniała całą stylizację. Mógłbym patrzeć na Ciebie całą wieczność...

- Wyjeżdżam – oznajmiłaś w końcu. – Do Włoch. Moja stara przyjaciółka otwiera sklep i szuka wspólniczki. Nie mam nic do stracenia. Skoro nic mnie tutaj nie trzyma, oprócz ciebie, ale ty i tak mnie nie chcesz, więc...

- To nie jest tak, że cię nie chcę – przerywam. – Po prostu, sama widzisz...

- Widzę. Wiem, o co ci chodzi. Dlatego właśnie wyjeżdżam. Jutro mam lot – wzięłaś łyk kawy. Kompletnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Miałem pustkę w głowie. – Pójdę już. 

- Diana, uważaj na siebie, proszę cię. Pamiętaj, że zawsze będę o tobie pamiętał.

- Ja o tobie też. Przepraszam – zostawiłaś pieniądze i wstałaś. Podszedłem do Ciebie i ostatni raz przytuliłem Cię do siebie. Trwaliśmy tak przez dobrą chwilę, kiedy do baru nie podszedł klient zapłacić.

- Kocham cię Dylan – uśmiechnęłaś się lekko i wyszłaś. Stałem osłupiony i wpatrywałem się w pustą przestrzeń, która jeszcze przed momentem była wypełniona Tobą i Twoim zapachem. 



Pomysł był naprawdę świetny (nie mój), a ja to tak zepsułam, źle się z tym czuję, więc kończę to opowiadanie. Miało to inaczej wyglądać, to, co czytacie powyżej tylko pokazuje, że nie mi nie wyszło. Wybaczcie.

Mimo wszystko dziękuję, że były osoby, które czytały to coś. Dziękuję za każdą gwiazdkę, komentarz, miłe słowo ♥ Zapraszam na moje inne opowiadania. Jeszcze raz dziękuję :-)

little stupid things // short story Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz