Rozdział 4

990 41 0
                                    

W gospodzie panował okropny tłok, kobieta która nalewała wina do kielichów ledwo stała na nogach. Cecylia podeszła do niej pytając o Bara.

- Jest tu taki jeden! - mówiła w trakcie pracy - Tam o!

Wskazała urodziwego młodzieńca siedzącego na ławie w towarzystwie dwóch kobiet, których profesji Cecylia nawet bała się wymówić. Wezbrała w niej ogromna wściekłość bo ich zachowanie było jednoznaczne, a ona miała w dłoni list od zakochanej w nim dziewczyny, która czekała tam na niego pełna strachu o jego życie.

Uderzyła pergaminem o stół.

- Ty jesteś Bar z Shoren?- warknęła a on podniósł na nią wzrok, był w sile wieku naprawdę przystojnym młodzieńcem o czekoladowych lokach i brązowym ciepłym spojrzeniu.

- Ja. A kto pyta?

Lustrował ją dokładnie i Cecylia już wiedziała, że Bar to pies na baby, a jego ukochana powinna dać sobie spokój i znaleźć lepszego kandydata na męża.

- List od twojej ukochanej.

Wyprostował się i odtrącił obie kobiety łapiąc list, obie z oburzeniem i wyzwiskami opuściły go. Otworzył go i przeczytał szybko.

- Jestem taki głupi... - zdawał się być zrozpaczony - Szukałem tu uciech a tam czekała na mnie kobieta którą kocham.

- Jesteś, tego nie można ci ująć. - mruknęła zniesmaczona jego postawą - Może lepiej będzie jeśli się opamiętasz i wrócisz do niej. Albo po prostu daj jej żyć w spokoju, bez ciebie. Ona nie potrzebuje takiego rozpustnego mężczyzny jak ty!

Nie czekając dłużej na jego wyjaśnienia opuściła gospodę i ruszyła dalej. Do Render zostało jej tylko kilka godzin drogi. Opuściła miasto i zagłębiła się w ciemny gęsty las. Dopóki było jasno mogła jeszcze swobodnie iść naprzód, lecz gdy zaczęło zmierzchać gęstość lasu sprawiła, że przestała widzieć ścieżkę. 

Zatrzymała się więc na chwilę by odpocząć i poczekać aż zacznie świtać. Zapadła w sen, który przerwały jej niepokojące odgłosy. 

Nadal było ciemno choć zbliżał się świt, w tych ciemnościach dostrzegała małe światełka które szybko się zbliżały. Musieli być blisko bo usłyszała głosy, które wzbudziły jej lęk.

- Szukajcie jej! Ruszać się!

Czyżby ktoś jej szukał? Podniosła się powoli, ruszyła przed siebie starając się ich zgubić. Serce biło jej jak oszalałe, w głowie pulsowało, a nogi trzęsły się przy każdym kroku. Jednak biegła, biegła za swoim życiem, nie chciała tu skończyć. Zbyt mało jeszcze widziała, za mało się nauczyła jeszcze nigdy nie pokochała mężczyzny. Nie dotarła do swojego celu.

Musiała uciekać.

Ich głosy były coraz dalej, powoli zaczęło świtać, a w oddali widziała bramy wioski Render. Tliła się w niej nadzieja na ratunek.

Nagle runęła na ziemię uderzając głową o ziemię. Przez chwilę była zamroczona, ale jej oprawca wykorzystał ten czas i już unieruchomił jej ręce nad głową. Drugą ręką przeszukiwał jej sakwę.

- Kurwa! - syknął pod nosem - Nic tu nie ma. Ta mała suka, Hana mnie oszukała.

- Oczywiście, że nie ma! - krzyknęła szarpiąc się - Bo jestem służącą! 

To był Bar! Gdy to dostrzegła nie mogła uwierzyć własnym oczom. Leżała na ziemi starając się wyrwać, ale nie miała powodu by się oszukiwać, był o wiele silniejszy.

- Nie masz? - roześmiał się, dyszał jeszcze ciężko po długim pościgu - Ale masz co innego, chętnie z tego skorzystam!

Bezczelnie zaczął dobierać się do jej spódnicy, jego łapska błądziły po dekolcie i udach, napawając ją obrzydzeniem. Sapał i wydawał ohydne odgłosy. Cały czas kręciło jej się w głowie od uderzenia w ziemię. To nie pomagało jej w walce.

- Zostaw! Złaź ze mnie! Bydlaku! Wynoś się!

W pewnym momencie ciężar zelżał, a ona otworzyła zaciśnięte kurczowo powieki. Bar siedział pod najbliższym drzewem przebity mieczem. Cecylia na kolanach wycofała się ze strachu, uderzyła w coś futrzanego i ze strachem podniosła wzrok do góry.

To co zobaczyła, przeraziło ją.

Saga Rodu DarkSłużącaCzęść PierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz