Przez następne dwie godziny, tępym wzrokiem wpatrywałam się w tablicę, nie mogąc skupić się na tym, co mówił nauczyciel. Czekałam tylko, aż powie, że to wszystko i że możemy wrócić do domów.
— To tyle na dzisiaj — usłyszałam w końcu upragnioną wiadomość, co sprowadziło mnie na ziemię. — Dzisiejszego dnia nie ma zajęć lekcyjnych, dlatego nacieszcie się tym dniem. Od jutra zaczynamy solidną pracę i liczę na to, że będzie to rok pełen niesamowitych chwili spędzonych na naszej scenie.
Wyglądało na to, że mężczyzna chciał powiedzieć coś więcej, jednak nikt go już nie słuchał. Wszyscy pośpiesznie wstali od swoich ławek i szybkim krokiem opuścili klasę. Rozumiałam to. Wszystkim było spieszno, aby uczcić ostatni dzień wolności. Mi również, dlatego też od razu sięgnęłam po swoją torbę. Kiedy się wyprostowałam, Simon przeszedł tuż obok mnie, wbijając się we mnie barkiem. Nie wytrzymałam i gwałtownie chwyciłam go za rękaw, zatrzymując go.
— Przestań mną gardzić — wycedziłam ze złością.
— Bo co? Wyciągniesz broń i strzelisz?
— Jeśli będzie trzeba.
Simon skrzywił się na te słowa, mimo że wiedział, że powiedziałam to z ironią. Wyrwał mi się i kręcąc głową, opuścił klasę, nic więcej nie mówiąc. Odprowadziłam go zadowolonym wzrokiem, po czym sama wyszłam, chcąc odnaleźć swojego brata. Naprawdę chciałam wrócić do domu.
— Rosita, tak? — Usłyszałam z boku.
Spojrzałam na chłopaka, który opierał się o ścianę, patrząc na mnie przyjaznym wzrokiem. Był to ten sam chłopak, który uciszył Simona, kiedy ten dogryzał mi. Był ode mnie o głowę wyższy, miał piwne, lśniące oczy, które emanowały ogromną energią, a jego burza ciemno brązowych loków opadała mu na oczy. Nie wyglądał, jakby był sceptycznie do mnie nastawiony. Uśmiechał się, a jego ton głosu był naprawdę pozytywny.
— Tak — przyznałam, podchodząc bliżej.
— Soy Nicolas. Nicolas Fierro — przedstawił się. Westchnęłam ciężko, uświadamiając sobie, że był to syn dyrektora szkoły. — Mogę oprowadzić cię po szkole, jeśli chcesz. Wiem, że można się tu zgubić, bo sam błądziłem tu na pierwszym roku. To istny labirynt.
— Nie trzeba. Na pewno masz lepsze rzeczy do roboty.
— Jeśli mam być szczery, to nie.
— Wiem, że twój ojciec kazał ci to zrobić — powiedziałam, patrząc na niego pustym wzrokiem, co dało mu do zrozumienia, że nie byłam w stanie uwierzyć w jego dobre intencje. — Dlaczego miałbyś chcieć poświęcać mi czas?
— A dlaczego nie miałbym chcieć? Do niczego cię nie zmuszam. Jeśli nie chcesz, abym cię oprowadził, zrozumiem. Możesz pozwiedzać sama.
Nicolas uśmiechnął się. Przez chwilę czekał, aż coś powiem, jednak kiedy się nie odezwałam, skierował się w głąb korytarza. Odprowadziłam go wzrokiem, myśląc nad jego słowami. Nie byłam w stanie nikomu zaufać, ale jego spojrzenie naprawdę nie miało w sobie ani krzty złośliwości.
W końcu dorównałam mu kroku, nie chcąc, aby zniknął gdzieś w innym korytarzu. Jeśli ktoś faktycznie chciał mi pomóc, mimo że nie ufałam ludziom, musiałam spróbować tego po sobie nie pokazywać. To by mnie zniszczyło.
Przez następną godzinę chodziliśmy po całym budynku, zaglądając do każdej sali po kolei. Nicolas opowiadał mi o historii szkoły oraz o tym, jak będą wyglądały nasze zajęcia teatralne. Musiałam przyznać, że intrygowało mnie to. W swojej poprzedniej szkole nie miałam możliwości rozwijania swoich własnych zainteresowań. Tutaj wszystko wydawało się być osiągalne, co było naprawdę wspaniałe.
W końcu doszliśmy na sam koniec budynku, co było ostatnim punktem zwiedzania. Nicolas zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi drzwiami, aby na mnie spojrzeć. W jego oczach pojawiły się iskierki ekscytacji.
— Niech zgadnę... — Zmrużyłam oczy. — To miejsce spodoba mi się najbardziej.
— Droga Rosito, to, co znajduje się za tymi drzwiami, to nasz drugi dom — odparł chłopak, uśmiechając się szeroko. — Jak nie pierwszy...
Otworzył drzwi i teatralnym ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Weszliśmy na widownię, jednak coś, co od razu zwróciło moją uwagę, to ogromna scena, znajdująca się spory kawałek przed nami. Nie zważając na nic, ruszyłam w jej stronę. Weszłam po schodkach i stanęłam na samym środku sceny, odwracając się w stronę widowni. Wzięłam głęboki wdech, czując, jak moje serce zabiło mocniej. To było to, co zawsze chciałam poczuć.
Nicolas, który stał pod sceną, skrzyżował ręce na piersi, patrząc na mnie z uśmiechem. Nie mylił się, mówiąc, że to nasz dom. W głębi serca chcieliśmy być aktorami, a ta scena miała nam to umożliwić. Zrozumiałam, skąd iskierki w jego oczach. Czułam, że będąc na scenie, odnalazłam siebie.
— W tym roku przypada nam aż pięć spektakli do wystawienia, więc to naprawdę dużo — oznajmił chłopak, przerywając ciszę. — Będziemy się dobrze bawić.
— W to nie wątpię — Uśmiechnęłam się.
Kiedy wyszliśmy z sali, zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia ze szkoły. Na korytarzach było już pusto, jednak przy wyjściu czekał na mnie Santiago. Mężczyzna zmrużył oczy, uważnie patrząc na Nicolasa, jednak po chwili uśmiechnął się serdecznie. Widział, że nie było powodu do obaw, jednak wolał zachować ostrożność jak na brata przystało.
— Ty pewnie jesteś Santiago — odparł Nicolas, wyciągając rękę w stronę mojego brata. Ten uścisnął ją, zerkając na mnie.
— A ty zapewne jesteś synem dyrektora.
— Nicolas. Nie chcę być kojarzony ze swoim ojcem. To trochę przytłaczające.
— Tak... Coś o tym wiemy. Wybacz.
Fierro wyglądał na zakłopotanego. Do tej pory nie wspomniałam o moim ojcu, nie chcąc rozmawiać o tym z kimś, kto również nie zamierzał poruszać tego tematu. Santiago nie powinien był tego robić, jednak nie mogliśmy również wiecznie milczeć na ten temat. Już miałam coś powiedzieć, jednak Nicolas spojrzał na mnie i uśmiechnął się, jakby nic się nie stało. Szybko zrozumiałam, że nie bez powodu był w klasie teatralnej. Był świetnym aktorem.
— Pomyślałem, że jutro po szkole możemy wyskoczyć na herbatę, aby się lepiej poznać. Znam przyjemną knajpkę... Myślę, że ci się spodoba.
— Jeśli mój brat nie ma nic przeciwko. Nie masz, verdad? — zapytałam, patrząc na Santiago.
— Oczywiście, że nie — odparł mężczyzna.
— Bien. W takim razie widzimy się jutro.
Nicolas skierował się w stronę samochodu zaparkowanego z boku uliczki, nim zdążyłam mu odpowiedzieć. Pomachał jeszcze do mnie, zanim wsiadł do auta i uśmiechnął się szeroko. Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech. Żałowałam jedynie, że nie zdołałam przeprosić za swoje sceptyczne nastawienie do jego osoby. Zbyt szybko go oceniłam, ale skoro chciał pójść ze mną do kawiarni, mogłam mieć szansę to naprawić.
Kątem oka widząc jednoznaczne spojrzenie Santiago oraz jego uśmieszek, szturchnęłam go łokciem w bok i nic nie mówiąc, ruszyłam w kierunku naszego samochodu. Doskonale wiedziałam, o czym myślał mój brat. To było zbyt oczywiste.
— Lubisz go — odparł, dorównując mi kroku.
— Jest miły — przyznałam, otwierając drzwi do samochodu. — Mam tylko nadzieję, że nie jest to gra aktorska.
— Jeśli okaże się zwykłym aktorem, będę musiał zainterweniować. Niech wie, że jestem typem ochronnego brata.
— Jesteś niemożliwy. Zresztą nie. To za mało powiedziane. Zachowujesz się, jakbym co najmniej nosiła koronę na głowie i rządziła całą Hiszpanią.
Santiago zaśmiał się, mając świadomość, że mówiłam prawdę. Kiedy usiadłam na miejscu pasażera z przodu, zamknął za mną drzwi i szybkim krokiem przeszedł przed maską, aby móc zająć swoje miejsce za kierownicą. Wciąż pamiętałam o jego obietnicy z rana.
Miał postawić mi piwo.
CZYTASZ
Teatr Krwi I Śmierci
Random„- Show musi trwać... Tak nam powtarzają od samego początku. - Co to tak właściwie oznacza? - Pablo przewrócił oczami. - To oznacza, że mamy grać, dopóki kurtyna nie opadnie. Choćbyśmy mieli stąpać po własnej krwi, nie możemy wyjść z roli. Mamy gra...