Ostatni weekend spokoju skończył się zdecydowanie zbyt szybko. Nim się obejrzałam, stałam w łazience przed lustrem, dopinając guziki białej koszuli, która była częścią obowiązkowego, szkolnego mundurku, jaki nam przysłano. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak źle wyglądałam, dopóki nie przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Moje podkrążone, zaczerwienione oczy wyglądały identycznie jak oczy Santiago. Zaczęłam zastanawiać się, kiedy ostatni raz porządnie spaliśmy. Stres przejął kontrolą i nade mną i nad nim.
Sięgnęłam po szczotę i szybko uczesałam swoje kręcone, ciemne włosy. Były długie, sięgały mi do połowy pleców, a ich obfitość, przez to że były kręcone, była dość spora. Były identyczne do włosów Santiago. Od zawsze oboje mieliśmy burzę na włosach. Ich ciemny odcień idealnie pasował do ciemniejszej karnacji, jaką mieliśmy.
Gdy byłam już gotowa, zarzuciłam na siebie czarną marynarkę z symbolem swojej nowej szkoły, po czym opuściłam łazienkę, od razu kierując się w stronę salonu, gdzie czekał już na mnie Santiago. Mężczyzna miał na sobie identyczny mundurek, tyle że zamiast czarnej spódniczki miał długie, eleganckie spodnie od garnituru. Ten ubiór pasował do niego o wiele bardziej niż za duże bluzy, które nosił na co dzień. Byłam pewna, że gdyby było nas na to stać, chodziłby ubrany w bardziej eleganckim stylu.
— Gotowa? — zapytał.
— Ani trochę — przyznałam, nie mając zamiaru oszukiwać.
— Chodź tutaj do mnie — Santiago rozłożył ręce na boki, zachęcając mnie, abym do niego podeszła. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie mocno ramionami, chcąc dodać mi otuchy. — Damy radę — wyszeptał.
— Wieczorem stawiasz mi piwo.
— Masz mnie za aż tak nieodpowiedzialnego brata?
— Por supuesto.
— Ranisz moje uczucia, hermana.
Zaśmieliśmy się, patrząc na siebie, ale nie zwlekając dłużej, skierowaliśmy się w stronę drzwi wyjściowych.
Opuściliśmy nasz dom, aby zmierzyć się z piekłem, które rozpętał dla nas nasz ojciec. Wsiadając do samochodu, czułam, że popełnialiśmy ogromny błąd, jednak nie było już odwrotu. Santiago czuł się podobnie, ale mimo to żadne z nas nie zamierzało mówić o tym na głos, aby nie wprowadzać negatywnej atmosfery.Jechaliśmy w grobowej ciszy. Ludzie na ulicach chodzili z szerokimi uśmiechami na twarzach. Rozmawiali i śmiali się, ciesząc się z rozpoczęcia roku szkolnego, ponieważ mimo że nadchodził czas nauki, nie oznaczało to koniec imprez. Bardzo chciałam podzielać ich entuzjazm i prawdopodobnie byłoby tak, gdyby nie okrutny fakt, że byłam niechciana w każdym miejscu publicznym.
W końcu zajechaliśmy pod ogromny budynek. Młodzi ludzie ubrani w mundurki kierowali się w stronę wejścia, nie chcąc spóźnić się na pierwsze spotkanie ze swoją klasą po wakacjach. Z boku stała spora grupka osób, która paliła, natomiast przy wejściu dostrzegłam dwie dziewczyny, które rozdawały jakieś zaproszenia. Wiele się działo, jak widać.
Nie odezwałam się ani słowem, kiedy wysiadałam z samochodu. Zaczekałam, aż Santiago zaparkuje, po czym razem ruszyliśmy w kierunku wejścia do szkoły. Musieliśmy najpierw udać się do gabinetu dyrektora, który miał powiadomić nas o tym, do których klas mieliśmy zostać przydzieleni, ponieważ jeszcze tego nie wiedzieliśmy. Wewnętrznie zaczęłam denerwować się tym wszystkim. Uczucie napięcia ciążyło mi w klatce piersiowej.
Wchodząc do szkoły, odruchowo spuściłam głowę, chcąc pozostać niezauważona. Fakt, że ktoś mógłby mnie rozpoznać, przerażał mnie.
Santiago, który był już wcześniej w tej szkole, aby porozmawiać z dyrektorem, dość sprawnie przeprowadził mnie przez długi korytarz pełen uczniów. Nikt nie zatrzymywał nas, nikt nawet nie zwrócił na nas większej uwagi. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, na których wyraźnie było napisane, że był to pokój dyrektorski.
Weszliśmy do środka.
CZYTASZ
Teatr Krwi I Śmierci
De Todo„- Show musi trwać... Tak nam powtarzają od samego początku. - Co to tak właściwie oznacza? - Pablo przewrócił oczami. - To oznacza, że mamy grać, dopóki kurtyna nie opadnie. Choćbyśmy mieli stąpać po własnej krwi, nie możemy wyjść z roli. Mamy gra...