8. UCIECZKA

28 5 3
                                    

Wyglądało na to, że Samira zaprosiła do siebie co najmniej pół miasta. Kiedy tylko wyszłam z samochodu, uderzyła we mnie głośna muzyka, krzyki i wiwaty ludzi, wokół roznosił się zapach alkoholu i papierosów, a to wszystko jeszcze przed wejściem na posesję. Byłam coraz bardziej niepewna tego wszystkiego, ale ostatecznie przeszłam przez otwartą bramę. Przecież nie mogłam odwrócić się i wrócić do samochodu, błagając Santiago, aby odwiózł mnie do domu. Nie po rozmowie, jaką odbyliśmy.

Nie wiedziałam, gdzie się kierować, dlatego postanowiłam wejść bezpośrednio do domu, aby się trochę rozejrzeć. Miałam nadzieję, że zobaczę jakąś znajomą twarz czy po prostu znajdę miejsce dla siebie, aby móc usiąść, napić się i poobserwować innych. Potrzebowałam trochę czasu, aby wpleść się w całą atmosferę, aby się przystosować.

— Dawno nie byłem na żadnej imprezie.

Wzdrygnęłam się, od razu patrząc na Nicolasa, który niespodziewanie stanął tuż obok mnie. Miał na sobie granatową koszulę wsadzoną w czarne spodnie od garnituru, natomiast jego włosy stanowiły sporą burzę loków. Wyglądał naprawdę dobrze, ale nie miałam odwagi mu tego powiedzieć. Cóż, wyprzedził mnie.

— Pięknie wyglądasz, Rosito — powiedział, bezwstydnie lustrując mnie od góry do dołu.

Uśmiechnęliśmy się, patrząc na siebie, jednak szybko spoważniałam, kiedy przypomniałam sobie o wierszu, który napisał. Zaczęłam zastanawiać się, czy jego wybranka pojawi się na imprezie i czy będzie chciał przeczytać jej swój wiersz. Wciąż nie miałam odwagi zapytać, do kogo był on kierowany, a nawet nie chciałam nad tym myśleć. Wbrew pozorom nie znaliśmy się zbyt długo, dlatego nie zamierzałam naruszać jego prywatności. Gdyby chciał, powiedziałby mi.

Rozejrzałam się wokół, kiedy weszliśmy do ogromnego, otwartego salonu łączonego z jadalnią i aneksem kuchennym. Wyglądało na to, że Samira pochodziła z bogatszej rodziny hiszpańskiej. Jej dom był ogromny, a przede wszystkim piękny. Wokół było mnóstwo miejsca. Znaczy byłoby, gdyby nie było tam tylu ludzi. Przestrzeń rozświetlały kolorowe światła przygotowane specjalnie na imprezę, wszędzie latały balony i serpentyny, a muzyka grała tak głośno, że nie słyszałam nic poza nią. Dudniła ona w naszych wnętrzach, wnikając w nas wszystkich. Nawet nie zauważyłam kiedy, jednak ktoś wepchnął mi w rękę kubek z ponczem, którego odruchowo napiłam się, nie zamierzając odmawiać. Był słodki, a wręcz uzależniający. Nicolas cały czas był tuż przy mnie, jednak wyglądało na to, że on nie zamierzał pić. Odstawił kubek, który dostał i krzyżując ręce na piersi, odwrócił się w moją stronę, abym widziała, że mówił do mnie.

— Zamierzasz się upić? — zapytał, nachylając się do mnie. Musiał krzyczeć, abym go usłyszała.

— Jeszcze nie wiem.

— Hej, Calvillo!

Spojrzałam w stronę Simona, który przedzierał się przez tłum, aby podejść bliżej nas. Nie sądziłam, że zostanie zaproszony. Przewróciłam oczami, widząc jego wyraz twarzy. Upiłam resztkę ponczu ze swojego kubka i odłożyłam go na stolik, który stał obok, akurat w momencie, kiedy Barela stanął tuż przede mną. Chłopak zaśmiał się, uważnie mi się przypatrując. Nie był sam. Byli z nim jego koledzy, którzy stali za nim i chichotali pod nosem, jakby wiedząc, co zaraz może się wydarzyć. Czułam, że Nicolas, który stał tuż obok mnie, spiął mięśnie barków, zaciskając przy tym pięści, dlatego delikatnie musnęłam jego boku, chcąc dać mu do zrozumienia, że wszystko było w porządku. Nie było powodu do wszczynania kłótni czy co gorsza, bójek.

— Podobno twój braciszek pieprzy się z mężczyznami. Wiedziałaś, że jest gejem?

— Nic ci do tego — wycedziłam.
— Może i nie, ale... Mimo wszystko mam coś do tego. Mój ojciec jest policjantem, a Andres widział, jak dzisiejszego dnia Santiago i jego chłoptaś sprzedawali narkotyki na tyłach szkoły — odparł Simon, zakładając ręce na piersi. — Ciekawe co by się stało, gdyby mój ojciec się dowiedział...

Teatr Krwi I Śmierci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz