7. MILCZENIE

48 8 26
                                    

Stałam przed lustrem w łazience, kończąc swój makijaż i nie mogąc przestać zastanawiać się, czy dobrze robiłam, idąc do Samiry. Wyraźnie powiedziała, że zaprasza wszystkich, nikogo nie wykluczyła, więc również dostała zaproszenie. Miałam świadomość, że moja klasa mnie zaakceptowała, dlatego musiałam to wykorzystać, ale z tyłu głowy wciąż dręczyły mnie obawy, które nie dawały mi spokoju i odzywały się niczym ciche głosy, próbujące zmusić mnie do pozostania w domu.

Nawet nie zauważyłam, kiedy Santiago stanął w drzwiach łazienki, opierając się o framugę barkiem. Spojrzałam na niego przelotnie, ale nie pozwoliłam, aby mnie rozproszył. Zdążyłam dostrzec, że na jego twarzy widniał szczery uśmiech i ogólne zadowolenie, a mimo to jego oczy wciąż były zmęczone. Z każdym dniem był coraz bardziej przygnębiony, a ja nie wiedziałam, jak mu pomóc, mimo że próbowałam chyba wszystkiego.

Coraz rzadziej siadaliśmy w salonie, aby ze sobą porozmawiać. Stantiago w ogóle rzadko bywał w domu. Zaczął unikać szkoły, próbując zdobyć potrzebne nam pieniądze, ale nie było to zbyt dobre rozwiązanie, o czym mówili mu nawet nauczyciele. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale gdy tylko zaczynałam ten temat, uciekał, mówiąc, że musi coś załatwić. Odnosiłam wrażenie, że coś przede mną ukrywał, a wręcz byłam tego pewna, jednak nie chciałam na niego naciskać. Nic bym tym nie ugrała, a może nawet pogorszyłaby sprawę.

— Podwieźć cię? — zapytał, przerywając ciszę. — I tak miałem wychodzić do pracy.

— Byłabym wdzięczna — Uśmiechnęłam się.

— Czekam w salonie.

Nie chcąc, aby Santiago czekał na mnie zbyt długo, szybko dokończyłam swój makijaż, sięgnęłam po torebkę, założyłam czarne buty na obcasie, które pasowały do sukienki, którą miałam już na sobie i przeszłam do salonu. Mogliśmy ruszać, mimo że nagle oboje byliśmy jacyś poddenerwowani. Ja zaczęłam odczuwać napięcie związane z imprezą, natomiast Santiago... Nie miałam pojęcia, co tak bardzo go niepokoiło. Praca? Ale gdzie on pracował? Stracił posadę kelnera, a nie mówił mi, że zyskał nową.

Nic mi nie mówił.

Siedząc już w samochodzie, wyraźnie czułam bijące od niego napięcie. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo złe było jego samopoczucie. Każdego dnia chodząc do szkoły, skupiając się na nauce, a teraz jeszcze na spektaklu, nie miałam szansy zorientować się, w jakiej sytuacji był Santiago. Spojrzałam na jego dłonie, które były zaciśnięte na kierownicy. Był cały spięty, a wzrok miał twardo utkwiony przed siebie. Ani razu na mnie nie spojrzał, mimo że zawsze rozmawialiśmy ze sobą, kiedy gdzieś jechaliśmy. Słuchaliśmy głośno muzyki, zapominając o świecie, a czasem nawet śpiewaliśmy wygłupiając się, a teraz..?

Westchnęłam ciężko, nie wiedząc, jak przerwać tą niezręczną ciszę. W końcu kostki Santiago aż pobielały, kiedy kierownica zesztywniała w jego rękach. Chciałam chwycić jego rękę, jednak miałam poczucie, że w ostatnim czasie zawiodłam go, skupiając się wyłącznie na szkole i zapominając o tym, co działo się w jego głowie.

Hermano...

— Nie przejmuj się mną, Rosito — przerwał mi.

— Santiago, zatrzymaj się, proszę — powiedziałam stanowczym tonem głosu, nie zamierzając tak po prostu odpuścić.

Wiedząc, że nie odpuściłabym, mimo niechęci, mężczyzna powoli zjechał na pobocze i posłusznie zatrzymał się. Wysiadłam z samochodu, dając mu znak, aby on również wysiadł. Podeszłam do niego, nie wiedząc, od czego zacząć.

Por favor, powiedz mi, co się dzieje.

— Nie daję już sobie rady — odparł bez wahania, nie patrząc na mnie. Jego głos załamał się, co chwyciło mnie za serce. Przetarł nerwowo oczy, wzdychając ciężko. — Kurwa, to wszystko mnie już przerasta.

— Co się stało?

Chciałam, aby powiedział mi wprost, chociażby miała usłyszeć coś strasznego.

— Handluję narkotykami — powiedział.

Zamurowało mnie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Powiedział to z taką pewnością, taką nienawiścią do samego siebie w głosie, że nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie podejrzewałbym go o to. Obiecaliśmy sobie, że będziemy unikać tego typu zarobku za wszelką cenę, tym bardziej że Santiago w przeszłości miał spore problemy z używkami. Długo pracował nad tym, aby pozbyć się uzależnienia, a kiedy mu się udało i od dwóch lat był czysty, postanowił nimi handlować? Właśnie od tego zaczynał nasz ojciec. Nie mogliśmy iść jego śladami. Przecież sobie obiecaliśmy...

— Nie mam innego wyboru. Zwolnili mnie z kolejnej pracy z powodu cholernego nazwiska! Mało tego... Rozmawiałem z ojcem. Zadzwonił do mnie z telefonu, który ukradł strażnikowi, dasz wiarę?

Strach owinął się wokół mojego gardła, całkowicie odbierając mi mowę. Nie rozmawialiśmy z naszym ojcem od czasu, kiedy go zamknęli. Nie chcieliśmy się z nim widywać, jednak wyglądało na to, że on miał inne plany wobec nas i zamierzał je realizować. Nie sądziłam, że będzie szukał sposobu, aby się z nami skontaktować.

Santiago spojrzał na mnie zaszklonymi oczami. Był wściekły, zdesperowany i rozżalony. Domyśliłam się, że miał kłopoty w związku z narkotykami, ale sam wszedł w to bagno. Zaczęłam łączyć fakty, zaczynając rozumieć, skąd to jego zachowanie. Jego znikanie z domu i ciągłe „zapracowanie" było związane z tym wszystkim kilka dni po rozpoczęciu się roku szkolnego.

— Ros, powiedz coś, błagam — powiedział ściszonym głos.

— To  dlatego codziennie znikasz z domu na długie godziny. Wychodzisz i nic nie mówisz. Unikasz rozmów, jesteś poddenerwowany... Cholera, jak mogłam się nie domyślić?

— Przepraszam...

— Co powiedział ci ojciec? — zapytałam, nie mogąc znieść tylu informacji na raz. Nie wiedziałam już, o czym chciałam rozmawiać najpierw.

— Oskarża nas o to, że go złapali. Wykrzyczał w słuchawkę, że nie spodziewał się tego po nas, a potem groził mi, że zapłacę za to wszystko. I ty też...

Między nami nastała cisza. Nie chciałam nawet myśleć, co czuł Santiago, słuchając słów naszego ojca. Cały ciężar znowu spadł na niego, ale bolało mnie, że nie powiedział mi o wszystkim od razu. Rozumiałam, że chciał mnie chronić, jednak ukrywając przede mną wszystko, co wiedział, co robił, oddaliśmy się od siebie, a to w niczym nam nie pomagało.

Po dłuższej chwili wróciliśmy do samochodu i bez słowa ruszyliśmy dalej. Nie patrzyliśmy na siebie, nie rozmawialiśmy więcej. Nie wiedzieliśmy, jak moglibyśmy skomentować to, co działo się w naszym życiu. To nie była rozmowa, którą powinniśmy byli odbywać, jadąc samochodem na imprezę.

Santiago zatrzymał się dopiero pod domem Samiry. Ostatni raz spojrzałam na niego, jednak on patrzył przed siebie, czekając, aż wysiądę. Nie był skory do rozmów, czy żeby choć na mnie spojrzeć, dlatego po prostu zostawiłam go, mając nadzieję, że gdy wrócę do domu, uda nam się spokojnie porozmawiać.

Teatr Krwi I Śmierci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz