Siedząc przy niedużym stole i słuchając rozmowy swojego brata z obcą mi kobietą, wiedziałam, że już nic nie będzie takie samo. Słyszałam, jak mój brat w złości podnosił głos, jak wykłócał się, próbując coś. udowodnić. Później słyszałam żal w jego głosie. Wcześniej zapewniał mnie, że wszystko się ułoży, jednak oczywistym było, że kłamał.
Nasza matka opuściła nas i wyjechała na drugi koniec świata ze swoim kochankiem. Ojciec został został oskarżony o niejedną próbę kradzieży, napady z bronią w ręku oraz o zabójstwo trzech niewinnych osób. Jak cokolwiek miało być dobrze? Zostaliśmy sami.
Jakby tego było mało, ludzie patrzyli na nas jak na morderców i złodziei, ponieważ patrzyli na nas przez pryzmat czynów naszego ojca. Nazwisko było naszym piętnem, którego nie byliśmy w stanie się pozbyć. Ludzie, którzy. Nas nie znali, osądzali nas, wymyślając wiele fałszywych faktów na nasz temat, kiedy tak naprawdę nie mieliśmy nic wspólnego z czynami naszego ojca.
Nie skończyliśmy szkoły wyższej, nie mieliśmy nawet pieniędzy, aby móc się utrzymać. Ledwo łączyliśmy koniec z końcem.
Sprawa była ciężka - zwłaszcza dla mojego starszego brata, który mając dziewiętnaście lat, musiał przejąć opiekę nad swoją siedemnastoletnią siostrą, czyli nade mną. Został rzucony na wyjątkowo głęboką wodę już w momencie, kiedy nasza matka wyjechała bez słowa, zostawiając nas z ojcem kryminalistą. Mimo że miał wtedy zaledwie dziesięć lat, musiał stać się dorosłym mężczyzną.
Patrząc na jego zmęczoną, wychudzoną twarz, zmierzwione, kręcone włosy i podkrążone oczy, czułam, że to już nie był Santiago, który śmiał się do rozpuku, uwielbiał śpiewać i tańczyć. Teraz był to młody mężczyzna, który bał się tego, co miało nadejść. Bał się o naszą przyszłość, która nie malowała się najlepiej, bał się, że nie będziemy mieli za co żyć, co było prawdopodobne.
On bał się o mnie.
— Naprawdę jesteśmy pani wdzięczni — usłyszałam, co od razu wyrwało mnie z zamyślenia. Gniew zniknął z głosu mojego brata. — Nie wiem, jak mam dziękować. To wiele dla nas znaczy...
— Proszę nie zmarnować tej szansy, panie Calvillo.
— Nie zmarnujemy. Proszę się o to nie martwić.
— Raz w tygodniu ktoś będzie do was przyjeżdżać, aby sprawdzić, jak sobie radzicie, natomiast jutro ktoś zadzwoni do pana i przedstawi propozycję pracy.
— Jeszcze raz dziękujemy. Gracias.
Santiago odprowadził kobietę do drzwi. Jeszcze chwilę o czymś rozmawiali, jednak mówili na tyle cicho, że nie byłam w stanie dosłyszeć ich z salonu. Domyśliłam się, że mówili o mnie. Cierpliwie czekałam, aż mój brat wróci do pomieszczenia i powie mi, czego się dowiedział. Przy każdej takiej sytuacji bałam się, co usłyszał, ale wyglądało na to, że tym razem był zadowolony.
Gdy mężczyzna wrócił do salonu, opadł na kanapę tuż obok mnie, wzdychając z ulgą, ale i zmęczeniem. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, zastanawiając się, co powiedzieć, jednak czułam, że milczenie było nawet lepsze. W ostatnich dniach było wokół nas zbyt wiele szumu i hałasu. Oboje mieliśmy już tego dość, więc cisza była dla nas ukojeniem.
— Szkoła artystyczna... Brzmi nawet dobrze, zważając na nasze pasje i zainteresowania, nie uważasz, hermana? — skomentował w końcu Santiago. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado. On sam nie wierzył w swoje słowa. Widziałam to w jego zmęczonych oczach. — Dostaniemy szansę, zaczniemy nowe życie...
— Naprawdę w to wierzysz? — zapytałam wprost.
— Chciałbym. Naprawdę chciałbym.
— Santiago, wszyscy widzieli nasze twarze w telewizji. Wiedzą, co zrobił nasz ojciec. Teraz będziemy żyć w jego cieniu i nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że nie jesteśmy tacy jak on.
— Rosito... — zaczął mój brat, jednak przerwał. Spuścił głowę, myśląc nad moimi słowami. Wiedział, że miałam rację. — Jakoś damy radę.
— A co jeśli to nas przerośnie?
Santiago chwycił mnie za rękę i ścisnął ją lekko. Oparłam głowę na jego ramieniu, nie zamierzając się z nim sprzeczać, czy próbować wmówić mu, że wszystko legnie w gruzach. Fakt, że byliśmy w tym wszystkim razem, pocieszał mnie i podnosił na duchu. Mogłam liczyć tylko na swojego brata, a skoro on chciał wierzyć, że wszystko się ułoży, jak też musiałam spróbować.
Chwilami żałowałam, że bez zastanowienia wylewałam z siebie swój pesymizm, co wcale nam nie pomagało, jednak to było silniejsze ode mnie. Każdy, kto patrzył na nas na ulicy czy gdziekolwiek indziej, obdarzał mnie zniesmaczonym spojrzeniem. Ludzie szeptali do siebie, śmiali się, wytykali nas palcami. Za każdym razem musieliśmy zaciskać zęby i udawać, że tego nie widzieliśmy, aby nie dać się sprowokować. Upokarzające.Wysłanie nas do szkoły prywatnej na obrzeżasz Huelvy było dosyć ryzykowne, jednak na pewno bezpieczniejsze niż powrót do szkoły publicznej w samym sercu miasta. Skoro miasto zobowiązało się zorganizować dla nas pomoc, musieliśmy z niej skorzystać. Może naprawdę była to nasza szansa.
— Rodzina Calvillo jest najsilniejszą rodziną w całej Hiszpanii, nie zapominaj o tym — Santiago uśmiechnął się, patrząc na mnie. Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech, widząc małą iskierkę nadziei w jego błękitnych oczach. — Poradzimy sobie.
— Obiecasz mi, że wszystko się jakoś ułoży?
— Obiecuję.
To wystarczyło, aby uspokoić mnie do końca dnia.
To był nasz ostatni weekend przed powrotem do szkoły, dlatego postanowiliśmy się trochę rozluźnić i spędzić ten czas razem. Nie chcieliśmy myśleć o niczym, co wychodziło poza ściany naszego skromnego domu, aby nie psuć sobie nastrojów.
Nie myśleliśmy o naszym ojcu, nie myśleliśmy o szkole, nie myśleliśmy o szarej rzeczywistości, z którą zmierzylibyśmy się, kiedy tylko wyszlibyśmy za próg domu. To wszystko było nieistotne w tamtej chwili.
Kiedy tak słuchałam, jak Santiago żartował, śmiał się, a ja śmiałam się razem z nim, czułam się wolna. Znowu byliśmy dziećmi, które ganiały się po ogrodzie, śmiejąc się, jakby jutra miało nie być.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że moje pesymistyczne nastawienie było całkowicie słuszne i uzasadnione. Och, nawet nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam, myśląc, że może jednak mogło nam się udać wyjść na prostą...
CZYTASZ
Teatr Krwi I Śmierci
De Todo„- Show musi trwać... Tak nam powtarzają od samego początku. - Co to tak właściwie oznacza? - Pablo przewrócił oczami. - To oznacza, że mamy grać, dopóki kurtyna nie opadnie. Choćbyśmy mieli stąpać po własnej krwi, nie możemy wyjść z roli. Mamy gra...