05 | Choroba

38 4 9
                                    

   Langa nie spodziewał się, że zobaczy Rekiego nieco ponad tydzień od ich ostatniego spotkania. Nie spodziewał się również tego, iż wbrew własnym zapewnieniom jednak się rozchoruje. Nawet nie podejrzewał, że dwa dni po szaleńczym biegu w deszczu obudzi się rano z rozgrzanym czołem i uporczywym kaszlem. Stwierdził jednak, że to nic takiego i zignorował wszystkie męczące go objawy; myślał, że zaraz samo mu przejdzie.

   Sobotni poranek przypomniał mu, że jak wszyscy inni jest człowiekiem i ma swoje granice wytrzymałości. Dlatego bezmyślnie poskarżył się Rekiemu podczas rozmowy, że przez ten głupi deszcz ledwo wstaje z łóżka. A kiedy chłopak bezceremonialnie zapytał go o adres, ten podał mu go bez większego zastanowienia.

   I to właśnie dlatego godzinę później musiał wygrzebać się z ukochanego łóżka i otworzyć drzwi raczej naburmuszonemu koledze. Hasegawa opierał się ramieniem o framugę drzwi, nieprzytomnie patrząc na czerwonowłosego chłopaka.  

  — Wyglądasz okropnie — poinformował go Reki, po tym jak już obejrzał studenta od góry do dołu. — Przepuść mnie — dodał i nie czekając na jego odpowiedź, przepchnął się obok i wszedł do mieszkania.

   Dzielnie dzierżył w dłoni dwie plastikowe reklamówki, kiedy wkroczył do kuchni, którą znalazł dosyć szybko.

   — Co ty tu w ogóle robisz? — zapytał skonfundowany Langa, dopiero po chwili zamykając drzwi wejściowe. Miał zmarszczone brwi i zaczerwienione od gorączki policzki.

   — Pomagam ci, nie widać? Nie wiem, jak można być takim idiotą, żeby ignorować chorobę. Poza tym mama ma dzisiaj wolne i zajmuje się siostrą. Kto by pomyślał, że pojadę od jednego chorego dziecka do drugiego — prychnął Kyan, przewracając oczami.

   Zaczął wypakowywać zawartość swoich toreb. Kilka małych, plastikowych opakowań i jedno większe pudełko zabezpieczone folią. Langa niemrawo usiadł przy kuchennym stole; naprawdę nie wyglądał najlepiej. Bladość jego twarzy kontrastowała z różem policzków i ciemnymi cieniami pod oczami. Miał na sobie stary, wyciągnięty sweter i spodnie dresowe, a jego błękitne włosy były w nieładzie. Rekiemu ciężko było porównać go do chłopaka, którego widział przed tygodniem.

   — Najpierw odgrzeję ci obiad, a potem weźmiesz leki. Przysięgam, że jeśli nie będziesz ich brał przez kilka najbliższych dni, to wyślę tu kogoś, kto cię przypilnuje — zagroził, ale głos miał raczej łagodny.

   Niebieskowłosy chłopak spojrzał na niego nieco nieprzytomnie, ale pokiwał głową. Odczuwał bolesne pulsowanie gdzieś w czaszce i wyjątkowo nie miał ochoty na jakiekolwiek dyskusje. Najchętniej wróciłby do łóżka już teraz, ale był świadomy tego, że Reki nie da mu spokoju, dopóki nie zje i nie weźmie leków. Dlatego podparł podbródek na dłoni i cierpliwie czekał, chociaż nawet nie był głodny.

   Po krótkiej chwili Kyan postawił przed nim talerz, na którym piętrzył się parujący makaron z jakimś zielonym sosem. Iście końska porcja, miał wątpliwości, czy podoła chociażby połowę. Z cichym westchnieniem wziął do ręki widelec i zaczął powoli walczyć ze swoim obiadem. Reki w tym czasie już zupełnie zadomowił się z jego kuchni; krzątał się po pomieszczeniu, najwyraźniej przygotowując sobie herbatę. Usiadł na przeciwko Langi dopiero z błękitnym kubkiem w dłoni.

   — I co, twoja super odporność jednak zawiodła? — zapytał rozbawiony, drocząc się z nim.

   — A daj spokój — wymamrotał Hasegawa w odpowiedzi, przecierając twarz dłonią.

   Zdążył już zorientować się, że zbyt wielkie nadzieje pokładał w potencjalną odporność swojego organizmu. A to przecież właśnie przez nią wylądował teraz w takim, a nie innym stanie. Swojej winy raczej nie brał pod uwagę, chociaż zdecydowanie powinien. Ale przecież to był tylko drobny, nieistotny szczegół.

FOOTNOTE || RENGAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz