//Tym razem trochę krótsze :)//
-Myślę, że to już czas. Wiesz wiele, a i tak w każdej chwili możesz mnie zawołać. -Powiedziała dumnie. -Jednak nie nadużywaj tego.
-Dziękuję za drugą szansę.
-Nie dziękuj, sam wybrałeś swoją drogę.
-Przynajmniej raz mogłem wybrać. -Zaśmiał się smutno.
Kostucha wiedziała co przeszedł, w końcu, gdy umierasz życie mija ci przed oczami. Nie miała jednak takiej mocy by zmienić jego przeszłość, a przyszłość była nie znana nikomu. Wiedziała, że kiedyś jeszcze spotka twarzą w twarz tego chłopca, tylko w tedy będzie już mężczyzną. Życzyła mu jak najlepiej, by przetrwał do sędziwego wieku i wtedy przywita go na nowo.
-Najlepiej wołaj pod osłoną nocy, gdy inni śpią. -Przestrzegła. -Oczywiście nie mów o mnie nikomu. To zasada, którą trzeba przestrzegać. Jeśli ją złamiesz przypłacisz życiem i nawet śmierć ci nie wybaczy. Jednakże jest jedno usprawiedliwienie złamania zasady, lecz nigdy nikomu nie udało się tego odkryć. Każdy chciwy i nie pokorny został ukarany, a zaufani nagrodzeni. Pamiętaj czego cię nauczyłam i wpajałam w twój umysł, a w moich oczach osiągniesz wieczną wdzięczność i pamięć.
-Postaram się dobrze to wykorzystać.
-Mam taką nadzieję.
-Czy spotkamy się jeszcze?
–Dopiero gdy nadejdzie twój czas. Dostaniesz przedmiot umożliwiający komunikację.
–A kiedy się odezwiesz?
-Nie w najbliższym czasie. Gdy się obudzisz dowiesz się rzeczy niezbyt miłych. Będę zapracowana... -Jej ton przygasł. Nie wiedział dokładnie o co chodzi, chodź domyślał się. Niestety ponownie będzie musiał wrócić do smutnej rzeczywistości wraz z widmem Voldemorta za plecami. -A teraz żegnaj, niecierpliwy.
-Do zobaczenia.
<o>
Harry poczuł chłód na ciele i coś wbijało mu się w prawy bok. Lekko uchylił oczy, pamiętał jak zawsze, gdy był w skrzydle szpitalnym i otworzył szybko powieki pojawiały mu się mroczki przed oczyma z powodu ostrego białego światła. Jednakże tym razem było kompletnie ciemno, przytłoczyło go to. Nieporadnie uniósł rękę w próbie odnalezienia swojej różdżki. Jeśli naprawdę był w skrzydle szpitalnym powinna być na szafce lub pod poduszką. W końcu wymacał ją na szafce zrzucając kilka plików kartek.
-Lumos. -Wychrypiał. W końcu przez miesiąc leżał nic nie mówiąc. Nie mógł sobie wyobrazić jak się będzie ruszał. Pamiętał jak kiedyś był uziemiony na dwa dni w skrzydle i po tym był cały obolały. Spojrzał na podniszczony zegarek. -Północ, fantastycznie. Który dzisiaj? Trzydziesty pierwszy...Moje urodziny.
Uśmiechnął się. Ucieszyło go, że śmierć puściła go w akurat ten dzień. Może i kiedyś nie obchodził go z oczywistych przyczyn, znanych pod nazwą Dursley'owie, ale od czasu, gdy Hagrid przyniósł mu tort wszystko się zmieniło. Gdy przyjechał do Hogwartu poznał co znaczy słowo szczęście. Dużą rolę w tym miała też rodzina Weasley'ów, którzy przy każdej okazji dawali mu drobny upominek. Może i byli biedni, ale serca mieli na właściwym miejscu. Uważał ich za rodzinę, której nie miał. Miło było wspominać miłe rzeczy, lecz coś mu wciąż przeszkadzało. Zerknął w bok szukając czynnika wcześniejszego bólu. Mrużąc ślepe oczy przyglądał się zażyle.
-Kosz? -Przedmiot wypełniony był po brzegi różnorodnymi łakociami. Przy rączce przyczepiona była drobna karteczka z niechlujnym przypisem. "Dla Pana Harry'ego Pottera od Jego Przyjaciela Zgredka". Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jak na tą chwilę dzień zapowiadał się wspaniale. Może później odwiedzą go Hermiona i Ron razem z rodziną? A może i Syriusz? Och, jak on chciał go zobaczyć. Nie widzieli się od dobrego roku i chodź nie znał go tak dobrze wierzył, że jest niesamowity. W końcu to on jako jedyny chciał przyjąć go pod swój dach. Zaproponował mu dom, gdzie mógłby być kochany, przynajmniej raz w życiu. Gdyby był na wolności mógłby czasem jego odwiedzić, a może nawet zaadoptować? Byłoby wspaniale. Jednak ciągle dręczyła go myśl, dlaczego Dumbledore wcześniej nie wyciągnął go z Azkabanu, przecież był niewinny i dyrektor dobrze o tym wiedział. Co raz częściej zaczynał czuć coś w rodzaju niechęci do starego gryfona. Tyle razy mu nie pomógł...
Nie chciał o tym dłużej myśleć, były jego urodziny. To jego święto, nie czas na smutek i głupie rozmyślenia. Harry nie mogąc już doczekać się ranka, ułożył się w miarę wygodnie i z uśmiechem na ustach usnął. Rozmyślał o wszystkich niesamowitych rzeczach, które mogą się wydarzyć, gdy wreszcie się obudzi. Może bliźniaki wyślą mu jeden z ich nowych wynalazków?

CZYTASZ
Białe róże [SNARRY]
FanfictionRok 1995, Harry umiera. Żartuje. To nie możliwe, żeby wielki Harry Potter umarł. Największy zbawiciel czarodziejskiego świata musi żyć. Nie tylko po to by wybawić innych ale także by wykonać zadanie polecone od jednej istoty. Dopiero w tedy może um...