5.Ten jeden dzień w roku

293 23 1
                                        

//Tym razem trochę krótsze :)//


-Myślę, że to już czas. Wiesz wiele, a i tak w każdej chwili możesz mnie zawołać. -Powiedziała dumnie. -Jednak nie nadużywaj tego.

-Dziękuję za drugą szansę.

-Nie dziękuj, sam wybrałeś swoją drogę.

-Przynajmniej raz mogłem wybrać. -Zaśmiał się smutno.

Kostucha wiedziała co przeszedł, w końcu, gdy umierasz życie mija ci przed oczami. Nie miała jednak takiej mocy by zmienić jego przeszłość, a przyszłość była nie znana nikomu. Wiedziała, że kiedyś jeszcze spotka twarzą w twarz tego chłopca, tylko w tedy będzie już mężczyzną. Życzyła mu jak najlepiej, by przetrwał do sędziwego wieku i wtedy przywita go na nowo.

-Najlepiej wołaj pod osłoną nocy, gdy inni śpią. -Przestrzegła. -Oczywiście nie mów o mnie nikomu. To zasada, którą trzeba przestrzegać. Jeśli ją złamiesz przypłacisz życiem i nawet śmierć ci nie wybaczy. Jednakże jest jedno usprawiedliwienie złamania zasady, lecz nigdy nikomu nie udało się tego odkryć. Każdy chciwy i nie pokorny został ukarany, a zaufani nagrodzeni. Pamiętaj czego cię nauczyłam i wpajałam w twój umysł, a w moich oczach osiągniesz wieczną wdzięczność i pamięć.

-Postaram się dobrze to wykorzystać.

-Mam taką nadzieję.

-Czy spotkamy się jeszcze?

–Dopiero gdy nadejdzie twój czas. Dostaniesz przedmiot umożliwiający komunikację.

–A kiedy się odezwiesz?

-Nie w najbliższym czasie. Gdy się obudzisz dowiesz się rzeczy niezbyt miłych. Będę zapracowana... -Jej ton przygasł. Nie wiedział dokładnie o co chodzi, chodź domyślał się. Niestety ponownie będzie musiał wrócić do smutnej rzeczywistości wraz z widmem Voldemorta za plecami. -A teraz żegnaj, niecierpliwy.

-Do zobaczenia.

<o>

Harry poczuł chłód na ciele i coś wbijało mu się w prawy bok. Lekko uchylił oczy, pamiętał jak zawsze, gdy był w skrzydle szpitalnym i otworzył szybko powieki pojawiały mu się mroczki przed oczyma z powodu ostrego białego światła. Jednakże tym razem było kompletnie ciemno, przytłoczyło go to. Nieporadnie uniósł rękę w próbie odnalezienia swojej różdżki. Jeśli naprawdę był w skrzydle szpitalnym powinna być na szafce lub pod poduszką. W końcu wymacał ją na szafce zrzucając kilka plików kartek.

-Lumos. -Wychrypiał. W końcu przez miesiąc leżał nic nie mówiąc. Nie mógł sobie wyobrazić jak się będzie ruszał. Pamiętał jak kiedyś był uziemiony na dwa dni w skrzydle i po tym był cały obolały. Spojrzał na podniszczony zegarek. -Północ, fantastycznie. Który dzisiaj? Trzydziesty pierwszy...Moje urodziny.

Uśmiechnął się. Ucieszyło go, że śmierć puściła go w akurat ten dzień. Może i kiedyś nie obchodził go z oczywistych przyczyn, znanych pod nazwą Dursley'owie, ale od czasu, gdy Hagrid przyniósł mu tort wszystko się zmieniło. Gdy przyjechał do Hogwartu poznał co znaczy słowo szczęście. Dużą rolę w tym miała też rodzina Weasley'ów, którzy przy każdej okazji dawali mu drobny upominek. Może i byli biedni, ale serca mieli na właściwym miejscu. Uważał ich za rodzinę, której nie miał. Miło było wspominać miłe rzeczy, lecz coś mu wciąż przeszkadzało. Zerknął w bok szukając czynnika wcześniejszego bólu. Mrużąc ślepe oczy przyglądał się zażyle.

-Kosz? -Przedmiot wypełniony był po brzegi różnorodnymi łakociami. Przy rączce przyczepiona była drobna karteczka z niechlujnym przypisem. "Dla Pana Harry'ego Pottera od Jego Przyjaciela Zgredka". Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jak na tą chwilę dzień zapowiadał się wspaniale. Może później odwiedzą go Hermiona i Ron razem z rodziną? A może i Syriusz? Och, jak on chciał go zobaczyć. Nie widzieli się od dobrego roku i chodź nie znał go tak dobrze wierzył, że jest niesamowity. W końcu to on jako jedyny chciał przyjąć go pod swój dach. Zaproponował mu dom, gdzie mógłby być kochany, przynajmniej raz w życiu. Gdyby był na wolności mógłby czasem jego odwiedzić, a może nawet zaadoptować? Byłoby wspaniale. Jednak ciągle dręczyła go myśl, dlaczego Dumbledore wcześniej nie wyciągnął go z Azkabanu, przecież był niewinny i dyrektor dobrze o tym wiedział. Co raz częściej zaczynał czuć coś w rodzaju niechęci do starego gryfona. Tyle razy mu nie pomógł...

Nie chciał o tym dłużej myśleć, były jego urodziny. To jego święto, nie czas na smutek i głupie rozmyślenia. Harry nie mogąc już doczekać się ranka, ułożył się w miarę wygodnie i z uśmiechem na ustach usnął. Rozmyślał o wszystkich niesamowitych rzeczach, które mogą się wydarzyć, gdy wreszcie się obudzi. Może bliźniaki wyślą mu jeden z ich nowych wynalazków? 

Białe róże [SNARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz