10.Rybki

246 17 5
                                    

Był wczesny ranek. Piękny dzień. Skowronki śpiewały, a lekki wietrzyk ruszał źdźbła trawy na błonich Hogwartu. Hagrid wyszedł z Kłem na spacer, a inni z kadry nauczycielskiej już krzątali się przygotowując sale na nadejście chałaśliwej sfory dzieciaków.

Był 1 września. Dla niektórych nowy początek, dla innych skrócenie letniej przygody. Jeszcze innych skręcał strach. Jedną z tych osób był Harry, Potter oczywiście.

Żołądek skręcał mu się na samą myśl. Nie chciał wracać. Będzie tak samo jak co roku. Każdy będzie go nienawidził. Patrzył z wrogością. Nie chciał tego ponownie przerabiać.

Co pomyśli o nim Cho? Zapewne wciąż wypłakuje swoje piękne oczy. A jej serce zranione nadal krwawi. Nie winnił jej za to, że wolała Cedrika, ale jeśli nie on to nie było by tego wszystkiego.
Nie mógł sobie wybaczyć, że był takim egoistą. Nawet dla niej.

Przeczytał wszystkie magazyny o tym wydarzeniu. Nie tylko prorok o nim pisał. Znaczy, wyłącznie ten szmatławiec tak obrzydliwie opisywał zaistniałą sytułację. Ale nie o to chodzi, we wszystkich artykułach był ten sam problem.
On.

Medytacja pomagała, w pewnym sensie. Nie było idealnie, ale lepiej. Nauczycielka wróżbiarstwa jaka kolwiek by nie była, pomogła mu. Nie martwił się tak bardzo, ale teraz, gdy od natłoku ludzi i obowiązków dzieliło go zaledwie parę godzin chciał uciec. Skryć się wraz z Syriuszem, jak najgłębiej by ministerstwo nie miało pojęcia o niczym. Może Hawaje? Syriuszowi przydałoby się trochę słońca. Chciałby ponownie zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Czuł, że przez Voldemorta straci większość okazji spotkania się z chrzestnym.

Chłopak wstał z łóżka. Jeszcze przed przyjazdem innych chciał skontaktować się z śmiercią. Medalion, który dostał wciąż leżał w pudełku. Zielony bursztyn był wilgotny, mogłoby zdawać się, że aż mokry. Nie przypominał sobie by był taki wcześniej.
Zamknął oczy. Kamień jak muszla, zdawał wydawać dźwięk morza. A może bardziej jeziora? Tak. Małego jeziorka z drewnianym mostem, który pomimo upływu lat wciąż dumnie stoi witając powracających wędkarzy.

'Pomóż mi'

Senna mara, gdzieś z głębi duszy prosiła błagalnie. Kamień robił się coraz wilgotniejszy aż rozpłynął się w dłoni.

Chłopak otworzył oczy.

Nie był już w dormitorium Gryffindoru. Nie było zaścielonych czerwonymi gobelinami ścian, ani złoto bordowych miękkich dywanów. Wszystkie stare, ale wciąż wygodne łóżka poznikały jakby nigdy ich nie było. Jedyne co otaczało chłopca to zieleń. Zielona polana na skraju nie wielkiego zielonego lasu. I jezioro. Dokładnie takie samo jak z muszelki.

Błękitna tafla radośnie odbijała promienie słońca zapraszając aby zanużyć w niej stopy. Zaproszenie to wykorzystał mały chłopiec siedzący na skraju mostku od czasu do czasu podnosząc rękę by rzucić dziwnie białym patykiem swojemu dziwnie białemu psu. Chłopczyk sam w sobie był dziwnie blady, tak jakby się rozpływał. Przypominał ducha, ale bardziej z kolorami. I sercem na wierzu...

-Przepraszam, Aronie. -Zapłakał. -Nie wiedziałem, że tak się stanie. Nie chciałem...przepraszam-

Zapłakał mocniej, a jego głos urwał się zmęczony. Musiał mówić do psa, który jakby zrozumiał przysiadł obok i delikatnie ruszał ogonem. Harry zdziwił się, -Czy to dusza? Zapytał w duchu. Postanowił podejść jak najwolniej, by nie przestraszyć postaci.

-Przepraszam?

Pies odwrócił się. Jednak nie miał zamiaru być agresywny. Wyłącznie spojrzał oczekująco, by ponownie odwrócić się znudzony.

Harry nie wiedział co zrobić.

-Jestem Harry Potter, a ty?

Nastała cisza. Chłopczyk przestał szlochać lecz nie odwrócił się.

-Dawid. -Odpowiedział w końcu. -Byłem Dawid.

Głos ponownie załamał się.

-A to Aron, mój pies...

-Co tu robisz? -Zapytał.

Chłopiec w końcu odwrócił głowę. Potter sapnął zaskoczony. Widok jaki ujrzał był okropny. Przypominał mu ofiary Voldemorta, które tak często widywał nocami. Jego twarz była cała sina, a drobne szare żyłki obrastały jego usta niczym piękna winorośl.

-Przyszedłeś mi pomóc?

To pytanie zbiło go z tropu. -Pomóc? To on był w moim śnie? -Nie wiedział co odpowiedzieć jego bohaterska dusza nakazywała potwierdzić, lecz jego umysł nie. Wreście wyrzucił.

-Tak...a-ale jak?

-Gdy nad wodą siedziałem i rybki wołałem. Zły pan powrócił i mą wędkę wyrzucił. A teraz płacze bo mych rybek słodkich, nigdy nie zobacze.

Chłopczyk ucichł i odwrócił głowę. Podniósł patyk i rzucił.
Widocznie nie miał zamiaru odezwać się ponownie. Chodź może nie możliwym było zobaczyć jego łzy, głuchy jęk uwiązł między nimi.

-Zły pan powrócił? -Zapytał się sam siebie. Jak bardzo przypominało mu jego sytułację. Voldemort powrócił i zabrał Cedrika tak samo jak zły pan chłopcu wędkę...Wędkę? Harry spojrzał na młodszego. On nie miał wędki, gdzie więc była?

-Gdzie twoja wędka?

Odezwała się cisza. -Chyba się nie dowiem...Ale muszę znajdować przedmioty by uwolnić duszę? Chyba....

-Jak długo można szukać wędki? Jednej, małej, przypominającej patyk wędki? Przy lesie...Wspaniale.

Potter zaczął szukać. Nie wiedział ile czasu mineło ani ile czasu może zostać przy duszy. Rok szkolny zaczynał się za parę godzin, a on wciąż był w lesie. Dosłownie.

<o>

Zbliżał się zmrok. Słońce powoli gasło kładąc się do snu pod leśną pierzyną. Ptaki wchodziły do gniazd, a kwiaty składały głowy ku ziemi. Wyłącznie pojedyńcze wiązki światła odbijały się w ciemniejącym jeziorze.

-Merlinie. -Ględził zdyszany. Zbliżała się noc, a on wciąż nie znalazł durnego patyka. Jakbybył w Hogwarcie napewno już spotkałby Hermione i Rona. Może i Cho? Tak bardzo chciał ją zobaczyć. Nie mógł się doczekać odejścia od duszy chłopaka. Było mu żal śmierci, musiała co dziennie spotykać Ich...

Nie wiedział co począć. Wszedł na mostek i rzuciwszy okiem na towarzysza usiadł i zwiesił nogi. Siedzieli w ciszy, którą akcentował świerszcz swoim cykanie. Czas się dłużył, aż chopiec nie odezwał się.

-''Nie chcesz mieszkać w moim domu? Idź do rybek po kryjomu. I ten patyk weź w załoge, by nie wadził by mi w drogę. Nie chcesz iść? A to ci szkoda-"

Ucichł nagle.

Harry patrzył oniemiały. Czemu się nie domyślił?

Zaczął się rozbierać, gdy został w samych bokserkach zanużył stopę. Dotyk wody przypominał mu drugie zadanie z turnieju. Do dziś dokładnie pamiętał każdy etap. Pomógł wtedy siostrze Fleur i Ronowi. Jego przyjaciel nie mógł przestać wyświęcać Francuzek. Było mu żal Hermiony, chodź ona też nie próżnowała. Victor Krum z sławny zawodnik quidditcha często się koło niej kręcił. Co prawda nie umykało jej wzroku. Przyjaciółka latała za nim wzrokiem, czasem nie mogąc się doczekać kolejnej uczty. Nie zdziwił by się, gdyby dziewczyna część swoich wakacji spędziła wraz z nim...

Związki był dziwne. Mógłby przysiąż, że jego przyjaciół coś łączy, a tym czasem uganiali się za innymi. Może próbowali wywołać zazdrość?
Czysta głupota.

Chodź miłość naprawdę mogła zmieniać ludzi. W pewnym sensie już nie mógł się doczekać nowego roku. Myśl ponownego spotkania ukochanej, jej pięknych czarnych oczu, drobnych czerwonych ust i miękkich czarnych włosów, napawała go optymizmem, nawet nie pamiętał, kiedy znalazł wędkę i wracał z nią do brzegu.
Miłość była fajna.


///Sorry jeśli jakieś błędy ortograficzne, nie sprawdzałam tego dobrze :}///

Białe róże [SNARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz