39. Like father like son.

51 11 30
                                    

∆ Wtorek 14 grudnia 2038

Leo Manfred przez całą drogę do domu swojego ojca układał w myślach słowa, które powinny paść z jego ust. Jest ich bardzo dużo i jak na złość, nie chcą stworzyć w jego głowie jasnych, logicznych zdań, zamiast tego łącząc się w zlepek jałowych, żałosnych tłumaczeń. Nie może zrzucić całej winy na swoje uzależnienie, skoro zachował w nim na tyle rozsądku, by wśród szemranych znajomych posługiwać się fałszywą tożsamością i uchronić tym samym bogatego ojca przed ewentualnymi nalotami zdesperowanych narkomanów, niemających grosza przy duszy. Próba obarczenia całą winą Kamskiego też nie przejdzie, ponieważ on jedynie przedstawił swoją propozycję, nie zmuszając go przy tym do przyjęcia jej. Mógłby skłamać i wmówić Carlowi, że było zupełnie odwrotnie, że został przyparty do przysłowiowej ściany, bez możliwości odmowy, ale nie po to próbuje naprowadzić swoje życie na właściwe tory, by uciekać się do oszustwa. Nie chce rozpoczynać nowego rozdziału od kłamstwa, dlatego jedyną opcją jest przyznanie się do błędu, bez prób wybielania i usprawiedliwiania swoich czynów. Nie ma innego wyboru, a jeżeli ojciec nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego, przyjmie jego decyzję i jakoś sobie z nią poradzi. Jedyna rzecz, jakiej jest w tym momencie pewien, to że mama go nie odrzuci. Audrey Wilson jest tym typem kobiety, która wybaczy swojemu dziecku nawet największe przewinienie pod warunkiem, że widzi w nim szczerą chęć zmiany na lepsze. Nawet Michelle mu kibicuje i kiedy rozmawiali ze sobą kilka dni wcześniej, powiedziała, że służy rozmową, gdyby jej potrzebował. Cokolwiek stanie się po spotkaniu z ojcem, Leo nie zostanie sam.

Mimo to, newry obezwładniają go całego, bo to wobec niego ma największy dług wdzięczności. Gdyby nie pieniądze, które bardziej lub mniej regularnie od niego dostawał, nie mógłby pozwolić sobie na wyprowadzkę od matki i po dziś dzień gnieździłby się z nią i siostrą w małym, dwupokojowym mieszkanku. Niestety, ponieważ stracił wszystkie oszczędności, a znalezienie stałej pracy wciąż przed nim, najpewniej będzie musiał tam wrócić, przynajmniej na jakiś czas. Ma to na uwadze mimo, że ich historia nie jest różowym, optymistycznym obrazkiem, a oprócz wdzięczności, chłopak czuje do ojca ogromny żal.

Za otwierającymi się drzwiami rezydencji, spodziewa się zobaczyć Markusa, ale zamiast niego, na progu staje brązowooki brunet. Przez ułamek sekundy patrzy na niego w skupieniu, aż w końcu uśmiechnie się półgębkiem. Na jego skroni nie ma diody, ale chłopak i tak domyśla się, że jest androidem o którym opowiadał mu ojciec.

- Byłem przekonany, że już nigdy nie przyjdziesz - mówi lekarz i odsuwając się od drzwi, gestem dłoni zaprasza Leo do środka. Chłopak przekracza próg, zerkając na androida z dozą nieufności.

- Dlaczego? I skąd wiesz, kim jestem? Spotykamy się pierwszy raz.

- Carl o tobie mówił. Poza tym, widziałem cię we wspomnieniach Markusa - tłumaczy. - A co do pierwszego pytania, to po prostu domyśliłem się, że po całej tej aferze musi być ci wstyd - mówi lekko, a gdy zorientuje się, że Manfred chce zapytać o coś jeszcze, kontynuuje: - Dobrze orientuję się w sprawie i tym bardziej cieszę się, że przyszedłeś. Jestem Jacob.

Wyciąga do niego dłoń i z ciepłym wyrazem twarzy czeka, aż Leo ją uściśnie. Zanim do tego dojdzie, mija kilka długich sekund, ponieważ Manfred junior jest nieco oszołomiony nie tylko bezpośredniością androida, ale przede wszystkim jego miłym podejściem. Przez całą drogę, szykował się raczej na niechętne spojrzenia i tonę gorzkich słów, a tymczasem nowy opiekun Carla zdaje się być nastawiony do młodego mężczyzny neutralnie, przy odrobinie dobrej woli można by rzec, że nawet pozytywnie.

- A ja Leo, ale to już wiesz - odpowiada, wymieniając z lekarzem uścisk dłoni.

- Chodź, Carl jest w salonie. Je obiad, ale jestem przekonany, że chętnie z tobą porozmawia.

Fire and water ∆ D:BH fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz