Rozdział III

46 7 9
                                    

Cześć! Dzisiaj zapraszam Was do przeczytania aż dwóch rozdziałów, bo - jak to u mnie często bywa - długość ich jest różna i nie chciałam dawać Wam jednej krótkiej części.

Miłego czytania! :) Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, sugestie itd. :)

________________________

Poznałam Olgierda, gdy mieliśmy po sześć lat. Pewnej wiosny ciocia Wandzia pojawiła się przed naszą bramą, trzymając syna za rękę. Myślałam, że to jakaś nowa koleżanka mamy.

Olo był cichym chłopcem w grubych okularach na gumce i z karykaturalnie wielkim tornistrem na plecach. Oczywiście musiałam jak najszybciej dowiedzieć się, co trzyma w środku – dlatego jak tylko podeszłyśmy bliżej, puściłam rękę swojej mamy i zbliżyłam się o kolejnych kilka kroków do Olka, na co on zwiał w stronę pobliskiego lasku. Goniłam go dzielnie, ignorując krzyki naszych matek. Pokrzywy cięły mnie w nogi, a w oddali plecak Olgierda gibał się śmiesznie na boki pod wpływem jego zamaszystych ruchów.

W końcu schował się za drzewem i pewnie myślał, że to świetna kryjówka, ale niestety – odnalazłam go po wystającym tornistrze.

– Cześć, co masz w plecaku? – zapytałam beztrosko, zdyszana do granic utraty przytomności. Olo wtedy wbił we mnie szklane spojrzenie, marszcząc nos, jakby okulary i tak niewiele mu dawały.

– Nie powiem ci.

– Dlaczego?

– Bo jesteś dziewczyną. Dziewczyny nie rozumieją takich rzeczy.

– Ja nie jestem taka jak inne. – Wpatrywałam się w niego wymownie, krzyżując ręce na piersiach. – Powiedz mi, to sam się przekonasz.

Olo szybko poddał się moim wpływom, bo zaraz wypuścił mocno powietrze z płuc, opuścił ramiona i zaczął ściągać plecak. Kiedy rozsunął suwak, prawda wyszła na jaw.

– To jest stegozaur – powiedział i podał mi gumowo-plastikową figurkę dinozaura z dziwnymi kolcami na grzbiecie. Była wielkości dwóch moich dłoni. – To pterodaktyl... A to tyranozaur. Nie wolno śmiać się z jego krótkich rączek.

– Nie śmieję się – podkreśliłam, trzymając w zgiętych rękach trzy spore figurki. – To są twoje ulubione dinozaury?

– Ulubione na całym świecie!

– Fajne są – przyznałam. – I ja wierzę w to, że kiedyś chodziły po Ziemi.

Olo popatrzył na mnie, jakbym wypowiedziała jakieś magiczne słowa. Jak gdyby to właśnie chciał usłyszeć.

– Byłem niedawno w takim muzeum i tam były szkielety dinozaurów.

– Też byłam w tym muzeum! – wyznałam z ożywieniem. – Tata mnie zabrał. A potem poszliśmy na lody i na spacer po parku!

– Mój tata dużo pracuje, cały czas siedzę z mamą – powiedział chłopiec, a brzmienie jego głosu mówiło więcej niż tysiąc słów.

– Nie lubisz siedzieć z mamą?

– Wolałbym spędzać więcej czasu z tatą. Ale on jeździ takimi wielkimi ciężarówkami po różnych krajach i to zawsze długo trwa.

Olo przerwał, bo na horyzoncie pojawiły się nasze mamy. Szły powoli, zapewne miały nas na oku już od jakiegoś czasu. Myślałam, że w drodze do mojego domu chłopiec dalej będzie mi o sobie opowiadał, ale on zamilkł na wieki.

To znaczy dokładniej na czas kiedy byli z nami dorośli. Po wypiciu herbaty i zjedzeniu ciastka mama dała znać, że mogę pokazać Olgierdowi swój pokój, więc polecieliśmy jak dwie pszczółki na górę, ślizgając się w skarpetkach po wypolerowanej podłodze. Kiedy zostaliśmy sami, Olo znów odzyskał mowę. Słuchałam go, wciskając w ręce kolejne ze swoich ulubionych lalek i informując o ich imionach oraz sytuacji życiowej.

– Stacy jest bizneswoman, ma psa i płaci niskie rachunki za dom, bo wygrała go na loterii – poinformowałam Olgierda. Ten wziął lalkę w dłoń i przyjrzał się jej.

– Ma takie same włosy jak moja siostra. W sensie, że długie i gładkie. – Odłożył Stacy na bok i dodał z ożywieniem: – Bo wiesz, ja mam starszą siostrę Martę, która ma czternaście lat. I dwóch braci: Staszka i Ksawerego. Bliźniaków. Mają po dziesięć lat. Kiedyś, jak Staszek się przewrócił i starł sobie kolano, to Ksawcia też bolało kolano. Dziwne, nie?

Opowiedział mi chyba wszystko, co się dało – że jego mama pracuje w domu i składa długopisy, ale ostatnio postanowiła poszukać czegoś nowego i natknęła się na ogłoszenie moich rodziców o poszukiwaniach gosposi. I że oprócz dinozaurów lubi budyń czekoladowy i kolor brązowy, taki jak jego oczy. I że chodzi do przedszkola, w którym nie ma przyjaciół i inne dzieci śmieją się z niego, że jest ślepy.

Wtedy sięgnęłam po jedną ze swoich lalek, wzięłam z biurka czarny flamaster i zamalowałam jej jedno oko.

– To jest Żaneta. Żaneta była zawodową strzelczynią, ale straciła oko podczas olimpiady w Augubun. Wiele osób śmiało się, że już nigdy nie trafi do celu. Ona jednak nie słuchała tych głupot i szybko zaciągnęła się na statek piracki. Wypłynęła na morze w poszukiwaniu dzikiego lądu, gdzie ukryty był skarb. A na statku poznała pana z hakiem zamiast dłoni i innego pana z drewnianą nogą, i jeszcze innego pana bez jednego ucha, i innego pana, który nie miał zębów. Ale wszyscy byli tam szczęśliwi. Bo nikt na nikogo brzydko nie mówił.

Zwieńczyłam swoją zmyśloną na poczekaniu historię perlistym uśmiechem. Olo wziął Żanetę do ręki i przyjrzał jej się zamyślony.

– Ale ja nie lubię piratów.

Przewróciłam oczami i wyrwałam mu lalkę z dłoni. Naprawdę, oczekiwałam lepszego komentarza.

– Przepisz się do mojego przedszkola – poradziłam, wzruszając ramionami, jakby to była łatwizna. – Ja mam fajną grupę.

O dziwo, nie minął miesiąc, a Olo pojawił się w mojej grupie. Ciocia Wandzia zaczęła u nas pracować, a żeby było jej łatwiej odbierać i mnie i Olka z przedszkola, nasze mamy uznały, że najlepiej będzie przepisać chłopca do mojej grupy.

Łatwo jednak nie było, bo Olo wcale nie był najbardziej lubianym chłopcem. Nie rozumiałam dlaczego dzieci tak krytycznie do niego podchodzą. Nie raz ujmowałam się za nim, wielokrotnie stawałam w jego obronie. Ze mnie też się śmiali, ale miałam to w nosie.

Byliśmy ze sobą blisko, spędzaliśmy razem praktycznie całe dnie. Zaprzyjaźniliśmy się. Nasza więź trwała jeszcze prawie całe siedem lat podstawówki, a potem... Wszystko się zmieniło. 

Od zawsze, na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz