Rozdział XIII

39 5 5
                                    

Po całym dniu wkuwania chemii jedynym, o czym myślałam, była porządna kolacja, więc kiedy już usiadłam z rodzicami przy stole, nie miałam ochoty na rozmowy. Byłam głodna jak wilk, zjadłabym konia z kopytami...

Mama podała mi sałatkę z kurczakiem i pestkami słonecznika oraz trzy wafle ryżowe. W ciągu kilku sekund odbyłam wewnętrzną walkę z mięsożernym drapieżnikiem, który miał ochotę na krwawy stek z dużą ilością jakiegoś bardzo tłustego i mocno przyprawionego sosu. Wiedziałam, że jedyne, co mogę zjeść, stało właśnie przede mną. Koniec kropka. Spełnianie marzeń jest ważniejsze niż zaspokajanie chwilowych pragnień.

– Jak tam twoje korepetycje? – zapytała z zaciekawieniem mama, również zajadając sałatkę z kurczakiem. Tata mruknął nad swoimi kanapkami z tuńczykiem, jakby dołączał się do pytania.

Wzruszyłam ramionami.

– Normalnie.

– Minęłam dzisiaj Olusia, jak od ciebie wychodził... – Mama spojrzała na mnie z czymś świdrującym w oczach. Ona była chyba jedyną osobą, która używała wobec Olgierda tego zdrobnienia, oczywiście pomijając jego mamę i siostrę. Chyba traktowała go jak przyszywanego syna. – Prawie bym go nie poznała w tych nowych włosach!

Cieszyłam się, że ciocia Wandzia nie bywa z nami podczas kolacji, bo w tej chwili oblałam się nieoczekiwanym i bardzo nachalnym rumieńcem. A musicie wiedzieć, że rumieniec na bladej cerze wygląda jak wylana na twarz farba. Opuściłam głowę, kryjąc policzki za firaną z włosów.

– No – bąknęłam. Olo na razie jeszcze nie przestawił się, dzięki Bogu, na wszystkie zmiany swojej metamorfozy, przez co „stroił" się tylko na specjalne okazje, a na co dzień preferował raczej dotychczasowy styl bycia.

– Jak wam się w ogóle rozmawia? – ciągnęła za język mama. – Wydaje mi się, że ostatnie kilka lat spędziliście dość daleko od siebie...

– Dobrze nam się gada – potwierdziłam, podnosząc wreszcie głowę, bo chyba sytuacja rumieńcowa została opanowana.

– Zawsze mi się wydawało, że Olo się w tobie skrycie podkochuje – walnął nagle tata, a ja musiałam znowu zakryć twarz, bo krew momentalnie napłynęła mi tam gdzie nie trzeba.

– Słucham?! – zaprotestowałam. – Co ty za bzdury opowiadasz...

– No, Tina, błagam cię. – Tata, ekspert od spraw sercowych, przełknął kolejny kęs kanapki i uśmiechnął się do mnie. – Jak można przyjaźnić się z tak piękną dziewczyną jak ty i się w niej nie zakochać?

Najwyraźniej można, pomyślałam.

*

Nazajutrz odwiedziłam Olka w sprawie zgoła innej niż korepetycje z chemii. Siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na podłodze w jego pokoju i przyglądałam się wnętrzu. Miałam dość wyraźne wspomnienia tego pomieszczenia z czasów, kiedy byliśmy dziećmi i niewiele się tu zmieniło. Jedyną różnicą było to, że na ścianach nie wisiały już plakaty zespołów, poprzyklejane od góry do dołu niczym jedna wielka fototapeta. Pokój chłopaka nadal cechował się minimalistycznym stylem, zawierając w sobie tylko łóżko, szafę i biurko.

Ach, byłabym zapomniała – nie zmieniła się jeszcze jedna rzecz. Bałagan.

Jedynym, względnie uporządkowanym, pozbawionym porzuconych ciuchów i innych przedmiotów miejscem, była podłoga. Olo usiadł naprzeciwko mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Specjalnie posprzątałem, bo wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział, a ja wybałuszyłam na niego oczy. Chyba to zauważył, bo zaczął się głośno śmiać, chrumkając. – Żartuję.

Od zawsze, na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz