Rozdział XII

37 5 6
                                    

Gdy się obudziłam, myślałam, że tak naprawdę umieram. Bolał mnie każdy skrawek ciała, a głowa przypominała tykającą bombę. Ponadto, kiedy zorientowałam się, że leżę w znajomym, lecz nienależącym do mojego domu pomieszczeniu, na nie swojej poduszce, pod kocem pachnącym lawendowym płynem do prania, jednocześnie spanikowałam i poczułam ulgę. Mogłam wylądować w gorszym miejscu niż salon Olgierda. Z drugiej strony jednak miałam ochotę jak najszybciej stamtąd zwiewać.

Rozejrzałam się ledwo widzącym wzrokiem po salonie, w którym wszystko było drewniane i pachniało poprzednimi pokoleniami. Ten dom był tak różny od mojego. My mieliśmy meble od szwedzkich designerów, ciągle dostawialiśmy nowe gadżety, wszystko było jasne, w stylu skandynawskim, a u Rucińskich królowała tradycja i sentyment do przedmiotu. Każdy mebel miał swoją historię, reprezentował konkretną epokę. Jedynym nowoczesnym wynalazkiem w tym salonie był telewizor z płaskim ekranem.

Dopiero po chwili, gdy mój wzrok wyostrzył się wystarczająco, dostrzegłam siedzącą przy stole dziewczynkę. Młodsza siostra Olgierda, Kasia, intensywnie jeździła kredką po kartce.

– Cześć – przywitałam ją zachrypniętym głosem. – Macie może wodę? Niegazowaną?

Ośmiolatka wstała i skierowała się w stronę kuchni, mimo że wcale nie prosiłam jej, aby mi to picie przyniosła. Mogłam bez problemu zrobić to sama. Oczywiście zanim bym wstała, pewnie minęłaby godzina i zdążyłabym kilka razy stracić przytomność, ale serio nie potrzebowałam jej pomocy.

Uczynny dzieciak wrócił z całą butelką wody, a ja usiadłam na kanapie i przyssałam się do niej, jakbym nie piła nic przez tydzień. A ja piłam zaledwie kilka godzin wcześniej. Oj, piłam, tylko nie to co trzeba.

– Co robisz? – zapytałam, mrużąc oczy, aby dojrzeć czym dokładnie zajmuje się przy stole dziewczynka. Proste brązowe włosy sięgające za ucho trochę opadały jej na twarz, ale zupełnie je ignorowała.

– Rysuję księżniczkę Cornelię – odparła, nie odrywając wzroku ani ręki od kartki. – Jest Panią Snu, potrafi wywoływać u swoich przeciwników koszmary. Ma długie czarne włosy, czerwone usta i jest bardzo blada.

– O, to trochę tak jak ja.

– No tak, bo to ciebie rysowałam jak spałaś. – Kasia wyciągnęła kartkę w moją stronę. Widniała na niej długa postać otoczona czarnymi pasmami, z rękami złożonymi na piersi, przez co wyglądała trochę, jakby leżała w trumnie. – Ładnie?

– Super – przyznałam szczerze. Nie znałam się na rysowaniu, ale miałam wrażenie, że proporcje i kolory naprawdę trzymają się kupy. – Czy ja mam teraz super moc i mogę wywoływać koszmary u swoich wrogów?

– No co ty. – Kasia westchnęła rozczarowana. – Przecież to niemożliwe. Ty byłaś tylko moją inspiracją – odparła, akcentując ostatnie słowo, a mi zachciało się śmiać. – Naprawdę, żebym musiała ci to tłumaczyć...

– Ej, ej, młoda, nie rozpędzaj się – skarcił siostrę Olo, który właśnie wszedł do salonu. Spojrzałam na jego zmierzwione włosy, trochę krzywo założone na nos okulary, rozciągnięty T-shirt, dresowe spodnie, bose stopy... Wzięłam szybko kilka kolejnych łyków wody. – Cześć, Martyna – rzucił, opadając ciężko na kanapę, tuż obok mnie. – Jak żyjesz? O ile w ogóle.

– Oj, słabo.

– Napisałem wczoraj esemesa do twojej mamy, więc nie musisz o nic się martwić – zapewnił, kładąc naciska na „nic", jakby coś się za tym kryło. Domyślałam się jednak, że moja mama nigdy nie postrzegłaby za złe nocowania u Olka. W końcu byliśmy przyjaciółmi i znaliśmy się od dziecka. To było zupełnie naturalne i bezpieczne.

Od zawsze, na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz