Rozdział XI

42 6 8
                                    

O rany! Zapomniałam, że od września zmieniają mi się godziny pracy i nagle zrobiło się strasznie późno! Ale na szczęście jest - nowa część "Od zawsze, na zawsze" - przy której, mam nadzieję, będziecie się dobrze bawić :)

________________________

Wszystko było dobrze do chwili, w której Olgierd wpadł w okres mutacji, a mi urosły cycki. Na mojej twarzy w najmniej odpowiednich momentach i miejscach pojawiały się pryszcze, podczas gdy Olo miał cerę jak porcelanowa lalka. On zrobił się ode mnie o głowę wyższy i chudy jak Kostek z pracowni biologicznej, za to ja przestałam rosnąć wzwyż, ale nie przestałam wszerz. Ten rok, kiedy nie mogłam powstrzymać się przed nadmiernym jedzeniem, co skutkowało pojawieniem się tłuszczu w niepożądanych miejscach, był najtrudniejszy. Płakałam ze złości i śmiałam się na zmianę, chociaż nie wiedziałam do końca z jakiego powodu.

Mieliśmy wtedy po czternaście lat i wydawało nam się, że rozumiemy my wszystko, ale nikt nie rozumie nas.

Pewnego wieczora w buntowniczym nastroju wymknęliśmy się z domów na imprezę u mojej koleżanki Klary, miłej dziewczynki z obrzydliwie bogatego domu. Było tam sporo starszych od nas osób, w tym kilku chłopaków z liceum, z którymi spotykały się dziewczyny z mojej klasy. Największa różnica wieku stanowiła dwa lata, ale na tamten moment była to przepaść. Liceum wydawało się innym światem, a faceci – o ile szesnastolatków można nazwać facetami – wręcz kandydatami na mężów.

Była to jedna z pierwszych tak hucznych imprez, w jakich brałam udział. Jak okazało się szybko po wejściu do środka, dla Olgierda była zdecydowanie pierwsza.

– Co mam robić? – zapytał po przekroczeniu progu. Podłoga aż drżała od głośnej muzyki. Zaraz za nami wchodziła rozgadana w najlepsze czteroosobowa grupka. Dwójka z nich chcący-niechcący szturchnęła Olka w ramię.

– Na pewno nie stać na środku – poradziłam, lekko popychając chłopaka pod ścianę z wieszakami. Zrobiłam kilka kroków do przodu, pokonując drzwi oddzielające przedsionek od reszty domu. Pchnęłam je i obejrzałam się za Olgierdem.

– O Jezu, co ty robisz?

Olo właśnie ustawiał swoje buty pod ścianą.

– Jak to co?

– Zakładaj je z powrotem – nakazałam, nerwowo spoglądając w kierunku drzwi wejściowych. Oby tylko nikt teraz nie wchodził...

– Wiesz, jak będzie wyglądała podłoga, jak zacznie po niej chodzić kilkanaście osób w buciorach?

– Kilkanaście? – roześmiałam się, a kiedy Olo podszedł do mnie (z ciasno zawiązanymi sznurówkami), pchnęłam drzwi od przedsionka. – Chyba kilkadziesiąt.

Naszym oczom ukazał się dość dziki tłumek, kręcący się to tu, to tam we wszystkich jasnych pomieszczeniach tego wielkiego, pięknego domu. Ja wiedziałam, że tak to będzie wyglądało, Olo jednak nie był na to w żaden sposób przygotowany.

– Czuję się, jakbym przyszedł do szkoły w weekend. – Głośno przełknął ślinę. – Jak ja to przeżyję?

– Weź się w garść – przywołałam go do porządku niczym starsza siostra. Chciałam złapać go za rękę, ale poczułam dziwny opór. Do tej pory było to normalne, nie raz trzymaliśmy się za ręce, albo leżeliśmy obok siebie, czasem zarzucałam Olgierdowi nogi na kolana. Tyle, że to działo się zawsze, gdy byliśmy sami albo w towarzystwie rodziców. Ale właśnie w tym jednym momencie, w otoczeniu naszych rówieśników, cofnęłam rękę. Co by było gdyby ktoś pomyślał, że jesteśmy parą?

Rozgościliśmy się, zrobiliśmy sobie drinki na rozgrzewkę i zaczęliśmy chodzić po pokojach, szukając czegoś ciekawego. Spotkaliśmy kilka fajnych osób ze szkoły, w tym niektóre moje koleżanki. Większość osób wiedziała, że Olo to mój przyjaciel, ale oczywiście musiał znaleźć się też ktoś, kto zaczął nam docinać.

Od zawsze, na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz