6. i want to wear his initial on the chain on my neck

301 34 18
                                    

Inés została wybrana przewodniczącą klasy, mój tata miał problem z matmą na jej poziomie i nie potrafił jej pomóc, a Margot jak zawsze była zbyt zajęta swoim życiem, żeby się zainteresować co u któregokolwiek z nas.

Tak mniej więcej przedstawiał się bilans rodzinny.

Nie było to nic nadzwyczajnego, ale cieszyłam się, że tata i Inés regularnie do mnie dzwonili. Dzięki nim w Barcelonie mogłam choć trochę poczuć się jak w domu. Nie było mi tu źle, rodzice Gaviego traktowali mnie jak własne dziecko, a i z Pablem miło spędzałam czas (kiedy akurat nie kradł mi jedzenia). Ale to nie to samo co twoja własna rodzina. Nawet jeśli dzwonią do ciebie, kiedy jedziesz na spotkanie z ex twojego niby-chłopaka i jej najlepszą przyjaciółką.

To nie był dobry pomysł.

Wiedziałam, że zrobię z siebie tylko idiotkę. Byłam tego pewna. Nie byłam politykiem — nie widziałam wszędzie drugiego dna, nie umiałam operować słowami na tyle zręcznie, żeby wykaraskać się z każdej trudnej sytuacji, a kiedy ktoś bardzo chciał mnie ośmieszyć w większości przypadków mu się to udawało. Czułam się jakbym jechała rekinom na pożarcie. Dlatego może dobrze, że tata i Inés zawrócili. Przynajmniej nie myślałam o tym cyrku na tyle intensywnie, żeby na najbliższym przystanku wysiąść z metra i uciec gdzie pieprz rośnie. Nie zrobiłabym tego tak czy siak. Nie dlatego, że wstydziłabym się tak stchórzyć. Gdzie tam, dla mnie zero problemu. Ale dla Gaviego z jakiegoś powodu to było ważne, żebym tam poszła i żebyśmy się polubiły. A ja jako dobra niby-dziewczyna i pasożyt, który zamiast płacić za swoje mieszkanie mieszkał pod jego dachem, nie miałam interesu w denerwowaniu go. I tak to robiłam, droczac się z nim na każdym kroku, ale to pomińmy.

od: Gavi, 17:49

Napisz, gdy skończycie, odbiorę cię

od: Gavi, 17:50

I baw się dobrze, Rojas!

do: Gavi, 17:50

Dzięki, dam znać:)

Gdy wyszłam z autobusu poprawiłam swoją fiołkową bluzkę i z szybko bijącym sercem weszłam do lokalu, w którym umówiłyśmy się z dziewczynami. Szybko je zauważyłam, siedziały przy stoliku w głębi sali, przy oknach. Śmiały się z czegoś co zobaczyły na ekranie telefonu jednej z nich, a ja nigdy nie czułam się tak onieśmielona jak wtedy. Bo widzicie, Marika była cholernym dziełem sztuki. Gdyby ktoś mi powiedział, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie i potomkinią Afrodyty, uwierzyłabym bez mrugnięcia powieką. Jej blond, cieniowane włosy wystylizowane na popularną fryzurę z lat dziewięćdziesiątych dodawały charakteru do jej delikatnej, ale nieskazitelnej twarzy. W bordowej, długiej obcisłej sukience i narzuconej na to luźnej białej koszuli, wydawała się być wręcz nierealna, a przy tym sprawiała wrażenie, że wcale nie przyłożyła się szczególnie do tego efektu. Jakim cudem ktokolwiek uwierzył, że Pablo Gavira zakochał się we mnie, jeśli kiedyś jego serce biło dla tej dziewczyny. A właściwie nadal bije.

Nie waż się o tym zapomnieć, Laro Rojas.

— Cześć, dzięki za zaproszenie — przywitałam się nieśmiało, siadając na krześle pomiędzy dziewczynami. Gdy każda z nas wymieniła się uprzejmościami, przedstawiła się i wszystkie inne takie duperele, Marika zapytała czy Gavi stał się lepszym kierowcą. Odparłam, że jest niezły, ale tu przyjechałam autobusem, a to zaskoczyło ją niezmiernie.

— Pablo cię nie przywiózł? Mnie zawsze wszędzie woził — wyznała zaskoczona, ale ciężko mi było uwierzyć w jej szczere zmartwienie i szok, bo dla mnie ewidentnie próbowała już od pierwszych chwil udowodnić, że jest ode mnie lepsza. A może po prostu demonizowałam ją bez powodu, ale kurde no przecież mogła sobie darować ten komentarz. Nie złamałam żadnego świetego prawa używając komunikacji miejskiej. Normalni ludzie tak właśnie poruszają się po mieście i nie ma w tym nic złego.

TO ALL THE BOYS I'VE LOVED BEFORE | PABLO GAVIRAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz