Obudził mnie dźwięk budzika w telefonie, niechętnie otworzyłem oczy i wyłączyłem urządzenie i usiadłem. Byla szósta dwadzieścia, budzik miałem na równo szósta, widocznie wcześniej dwa razy włączyłem opcje "drzemka".
Co znaczyło, że mam dwadzieścia minut mniej na przyszykowanie się do szkoły.
Poszedłem zjeść śniadanie, umyć się i ubrać.
Ubrałem tego dnia na siebie biały t-shirt z jakimś małym nadrukiem na prwej piersi, czarne szerokie jeansy i czarne Conversy.
Szybko sprawdziłem czy napewno wszystko spakowałem, po upewnieniu się ubrałem niebieską czapkę i tego samego koloru kurtkę.
-Idę na autobus, pa - zawołałem szybko po czym wyszedłem, domu. Przez to, że pozwoliłem sobie na pospanie dłużej opuściłem śniadanie.
Spojrzałem na telefon, siódma trzydzieści, za dwadzieścia minut mam autobus... raczej zdążę zajść do osiedlowego sklepu.
Wyjąłem słuchawki i włączyłem swoją ulubioną playlistę. Pierwszą piosenką, która się włączyła była od Cigarette After Sex „Neon Moon“.
Nuciłem piosenkę pod nosem i wszedłem do sklepu, wziąłem jakiegoś losowego batonika i wodę.
Po zapłaceniu szybkim krokiem doszedłem na przystanek, po chwili przyjechał autobus i zająłem miejsce gdzieś na tyle.
-Craig będziesz dzisiaj na imprezie u Tolkiena? Jego starzy znowu gdzieś wyjechali i ma wolną chatę do końca tygodnia! - odezwał się do mnie Stan.
-No nie wiem, przecież wiesz że nie lubię takich rzeczy- powiedziałem po czym wyłączyłem muzykę i odłożyłem słuchawki do plecaka.
-No chodź, tylko się napijesz, trochę pogadamy dawaj no, będzie super - zapewniał mnie dalej przyjaciel.
Westchnąłem.
-Okej, ale nie będę tam długo.
Marsh uśmiechnął się i usiadł na swoje miejsce obok Kyla.
Szczerze, nie miałem pojęcia jak oni wszyscy mogli ciągle siedzieć na tych imprezach. Byliśmy w drugiej klasie liceum, a za rok zostanie tylko rok do matury.
Może trochę wyolbrzymiam.
Westchnąłem kiedy zobaczyłem, że jesteśmy już przed szkołą. Wziąłem plecak i wyszedłem z autobusu.
Przed wejściem do szkoły odrazu przywitał się zemną Clyde i Jimmy.
Zawsze tu na mnie czekali bo żaden z nich nie jeździł autobusem do szkoły, Clyde miał już swój motor, a Jimmiego przywozili rodzice.
Zazwyczaj Tolkien też był z nimi, ale zapewnie już rozpowiadał każdemu w szkole o swojej super imprezie.
-Cz-cz-cześć Craig - przywitał się Jimmy.
-Hej.
-Idziesz z nami do Tolkiena co nie? - zapytał Clyde.
-Ta, Stan mnie namówił.
Weszliśmy do szkoły i podeszliśmy do szafek. Odłożyłem do niej plecak i wziąłem tylko podręcznik, zeszyt i zadanie domowe z Angielskiego.
Razem z Clydem pożegnaliśmy się z resztą bo Angielski mieliśmy osobno, ponieważ my ją rozszerzaliśmy.
Zajęliśmy nasze miejsce na końcu pod oknami i lekcja się zaczęła.
Cały dzień minął dość nudno, oprócz kolejnej pracy domowej z Angielskiego na weekend, było nawet okej.