Rozdział IX

679 8 1
                                    

Michael

Po opuszczeniu kawiarni przez Hailey podszedł do mnie kelner. Machnąłem jedynie dłonią na znak, że nie zamierzam niczego zamawiać. Zastanawiałem się jedynie, jak bardzo dziewczyna zmieni swój wygląd.Moje rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu. Sięgnąłem do kieszeni po urządzenie, a na rozświetlaczu pojawił się Nixon. Odebrałem połączenie i nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, ten mnie wyprzedził.

- Gdzie jesteś? - zapytał, a ja przełknąłem na jego surowy ton. Nie świadczył on nic dobrego z jego strony.

- W kawiarni po kawę. - odparłem i wstałem z krzesła. Czułem, że coś się kroi.

- Znaleziono ciało.

- Gdzie?

- Mount Tabor Park. -  odparł, a ja wyszedłem szybko z kawiarni. Rozłączyłem się z mężczyzną, informując go, że niedługo będę na miejscu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskim opon.

Nie rozwiązaliśmy sprawy jednego morderstwa, a już jest kolejne. Kurwa. Co się tu dzieje? Przecież to niemożliwe, aby w przeciągu kilku dni doszło do dwóch zbrodni. Chyba, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą, czego bym nie chciał. Nowe znalezisko na nowo wzbudzi strach wśród społeczności, a jeszcze nie doszła do siebie po poprzednim.

Po krótkim czasie zatrzymałem się przed wjazdem do parku, gdzie czekał na mnie starszy agent. Przywitałem się z wspólnikiem i ruszyliśmy razem w głąb lasu.

- Coś wiadomo? - zapytałem pierwszy, chowając ręce w kieszenie. Przez to, że był ranek, a my znajdowaliśmy  się na jednym z wyższych szlaków, chłód dawał o sobie znać. Przekląłem siebie w myślach za to, że nie wziąłem rękawiczek tak jak zawsze.

- Dziewczyna, szesnaście lat. - Zamknąłem oczy na sekundę. Miała całe życie przed sobą. Kurwa. Jakim trzeba być skurwielem, żeby zabić dziecko. - Zginęła poprzez uduszenie, które nastąpiło poprzez zawiązanie szyi paskiem. Wcześniej została zgwałcona.

- Czyli wiemy, że sprawca to mężczyzna.

Nixon pokiwał głową. Sięgnął do kieszeni czarnego płaszcza i wyciągnął z niego paczkę papierosów. Spotkanie starca z papierosem w ustach to rzadkość, ale nie dziwiłem mu się. Jego najmłodsza córka niedawno skończyła szesnaście lat. Wyciągnął paczkę w moją stronę i no cóż. Przyjąłem trucizną. Nie pozwolę, żeby truł się sam.

Szliśmy ramię w ramię, nie zamieniając między sobą  żadnego słowa, paląc papierosy. Z każdym kolejnym naszym krokiem, rozbrzmiewał się dźwięk szelestu liści, albo łamanej gałęzi. Po kilkuminutowym marszu na miejsce przestępstwa, znaleźliśmy się wśród grupy policjantów, którzy zabezpieczali miejsce morderstwa. Jeden z nich przesłuchiwał parę staruszków, który znaleźli ciało. Kobieta była roztrzęsiona i to jej mąż głównie zeznawał. Z Nixonem ruszyliśmy bliżej taśmy, a dwóch policjantów podniosłą ją, abyśmy mogli przejść. Przy ciele znajdował się lekarz sądowy, który oglądał zwłoki, a nad nim stali technicy kryminalni. Jeden z nim robił zdjęcia zwłok, a drugi oglądał i zbierał dowody zbrodni. Przy lekarzu sądowym stał prawdopodobnie prokurator.

Starzec zatrzymał się wśród techników, z którymi zapewne zamieni kilka słów. Ja natomiast ruszyłem w stronę denatki. Blond włosy były całe poplątane, a wśród nich znajdowały się liście i inne gałązki. Miała otwarte oczy, a zielone oczy spoglądały przed siebie. Na twarzy były ślady krwi, a na szyi siniaki i zaczerwienienia świadczące o sposobie śmierci. Uklęknąłem naprzeciwko lekarza i prokuratora.

- Słyszałem, że do Portland zostali przysłani Agenci FBI, ale jakoś nie mogłem w to uwierzyć. - Odezwał się blondyn po czterdziestce, z zaczesanymi włosami do tyłu. Ubrany w czarny garnitur i szary płaszcz. - Oliver Moore. Prokurator.

Zagrajmy w Grę +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz