Rozdział XI

702 12 1
                                    

Hailey

Od życia nie oczekiwałam wiele. Pragnęłam jedynie ciszy, spokoju i szczęścia. Ale czy było mi to dane? Czy los pragnął obdarować mnie szczęściem, na które nie zasługiwałam?

Wątpię.

Jednak w tej właśnie chwili, leżąc w obcym łóżku, czułam niezmierny spokój. Umysł nie nachodziły galopujące myśli, a błoga cisza koiła moje zszargane przez ten cały czas nerwy. Ani myślałam opuścić ciepłe łóżko. Umysł otumaniony spokojem, był za dużą pokusą, aby z tego zrezygnować.

Ciszę jedynie przerywał cichy dźwięk mielonej kawy w ekspresie i brzdęk uderzających o siebie szklanych naczyń. Michael w kuchni. Ciekawił mnie widok tego faceta za kuchennym blatem i w uroczym fartuszku. Ale pewnie tak nie było. Otworzyłam oczy, a blask porannego słońca oślepił mi twarz. Przetarłam twarz dłońmi i się rozciągnęłam.

W końcu przespałam całą noc, niedręczona żadnym z koszmarów. Odnalazłam upragniony spokój w łóżku mężczyzny. Podniosłam się do siadu i osunęłam bose stopy na chłodne ciemne panele. Ostatni raz się przeciągnęłam i opuściłam łóżko, które stało się o wiele lepszym miejscem niż moje własne. Sięgnęłam do podłogi po swoje ubrania i widząc rozerwane stringi, przymknęłam powieki z irytacji. Ja pierdole. Moje ulubione.

Zrezygnowana rzuciłam je na podłogę i naga podeszłam do obszernej szafy. Otworzyłam ją i wzrokiem zaczęłam szukać potrzebnych mi rzeczy. Po chwili wyciągnęłam czarne męskie bokserki i narzuciłam na siebie granatową koszulkę z levis'a. W lusterku przeczesałam poplątane włosy i opuściłam pokój.

Idąc za hałasem, dostałam się do kuchni, a widok mile mnie zaskoczył. Po cichu podeszłam do stołka barowego, na którym zasiadłam, przyglądając się mężczyźnie przede mną. Michael w szarych dresach stał przy kuchence i robił jakieś śniadanie, poruszając się lekko  w rytm muzyki lecącej z radia.

- Aż miło popatrzeć. - Zaśmiałam się, a na wydźwięk mojego głosu, ciemnowłosy się odwrócił. Posłał mi uśmiech i wrócił do mieszania jajecznicy. - Skąd taka zmiana nastroju?

- Stąd, że w mojej kuchni siedzi najpiękniejsza kobieta na tym cholernym świecie. - Puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. - Nie lubisz jak ktoś ci prawi komplementy?

Zapytał, a ja westchnęłam. Na to pytanie ciężko było znaleźć odpowiedź. Lubiłam czułe słówka i gesty, ale rzadko jakiekolwiek otrzymywałam.

- Raczej ciężko się do nich przyzwyczaić.

Zasugerowałam, a Michael wstawił do ekspresu kolejną dawkę kawy. Urządzenie zaczęło mielić ziarenka, a już po chwili po pomieszczeniu rozniósł się zapach naparu. Uwielbiałam ten zapach. Innym mógł pewnie przeszkadzać, ale ja mogłam wdychać go przez cały czas.

- Nikt nie mówił ci miłych rzeczy? - Zapytał wyciągając kawę. Nie pytałam skąd wiedział, że piję czarną. Doskonale widział w kawiarni i poczuł jakie paskudztwo piję. - Ciągle mnie zastanawia jak ty możesz to pić.

Zaśmiałam się i podziękowałam, kiedy postawił przede mną kubek z czarnym naparem. Michael wrócił do gotowania, a ja rozkoszowałam się gorzkawym smakiem. Przyglądałam się ciemnowłosemu, jak ze skupieniem nakładał jajecznicę na talerz, a zaraz po tym dołożył grzanki. Położył talerz pod mój nos, na co cicho podziękowałam.

Nie byłam przyzwyczajona do jedzenia śniadań o takiej porze. Tak naprawdę nigdy ich nie jadłam. Mój pierwszy posiłek to lunch, na który zjadałam zwykłego croissanta. Nie miałam na to czasu przez swoje intensywne i chaotyczne życie. Jednak teraz, siedząc w kuchni tego mężczyzny i jedząc przygotowany przez niego posiłek, czułam się dobrze. W końcu po tylu latach poczułam się dobrze. Posiłek o tej porze smakował. Żołądek nie zaciskał się z bólu przy przełykaniu. Nie czułam zmęczenia, a wieczny bałagan w głowie, został na chwilę uporządkowany.

Zagrajmy w Grę +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz