Rozdział V

1.5K 11 1
                                    

Hailey

Powoli odwróciłam głowę ku hałasu. Powiedzenie, że byłam okropnie przerażona, nie pasowało by do tej sytuacji. Przez niepokojące wiadomości, nie czułam się bezpiecznie, a ktoś ewidentnie mnie obserwował.

Serce waliło mi w piersi i miałam wrażenie, jakby obserwator je słyszał. Czułam się jak zwierzyna na celowniku. Jak sarna, obserwowana przez wilka. Wystarczy jedynie minuta, a całe moje życie skończyło by się w najokrutniejszy sposób.

Czy bałam się śmierci? Nie. Nigdy nie obawiałam się, że zniknę z tego świata. Każdego czekała śmierć. Jest to nieuniknione. Śmierć to część tego świata, na którą wszyscy są skazani. Nie obawiałam się jej. Zasługiwałam na nią po tym wszystkim co zrobiłam w swoim życiu. Nawet na to, aby zostać zamordowaną.

- Wyjdź i pokaż się tchórzu! - wykrzyknęłam w las. Odpowiedziała mi cisza, a serce mocniej zaczęło bić. Miałam wrażenie jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. - Nie boję się!

- Jesteś zdecydowanie przerażona, Hailey. - w tle rozbrzmiał brytyjski akcent, a mi spadł kamień z serca. Poczułam ulgę, a przecież nie powinnam jej czuć w pobliżu agenta federalnego. - Wyglądasz jak spłoszony króliczek.

Z cienia wyszedł mężczyzna, a ja stałam i przyglądałam się jak jego sylwetka zbliża się ku mnie. Niewyobrażalnie przystojny i wysportowany Brytyjczyk nie opuszczał mojego umysłu, a przecież powinnam o nim zapomnieć. Cięgle czułam jego dłonie na moim ciele, a on sam nawiedzał mnie we śnie. Zatruwał mi umysł, nie chcąc z niego wyjść.

- Śledzenie bardzo pasuje do twojego zawodu.

- W pracy jestem przez cały czas.

W końcu mężczyzna stanął naprzeciw mnie, a ja znów mogłam utonąć w jego idealnie czekoladowych oczach. Były cudowne. Spoglądaliśmy na siebie, nie wiedząc co siedzi w głowie tej drugiej osobie. Między nami wyczuwalne było napięcie seksualne, ale cóż miałam na to poradzić. Spędziliśmy razem upojną noc. Co prawda przygoda była szybka i w aucie, ale nigdy w życiu nie było mi tak cudownie jak wtedy.

- Przyszedłeś mnie aresztować? - zapytałam, ironicznie się uśmiechając. Na twarzy mężczyzny również zawitał lekki uśmieszek. Wiedział, że to nie ja zamordowałam Chase'a, bo wtedy byliśmy razem. Wiedziałam jednak, że on nie może zapewnić mi alibi, bo jego reputacja w pracy uległaby zmianie.

- Doskonale wiem, że nie ty zamordowałaś Bakera. - zaczął, a ja się zaśmiałam. Byłby idiotą, gdyby uważał inaczej. Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę samochodu, aby do niego wsiąść, ale wielka dłoń mężczyzny oparła się o drzwi, zagradzając mi drogę. - Co innego uważa Nixon.

Zerknęłam na niego, przełykając gulę w gardle. Wreszcie to do mnie dotarło. Hasting wiedział, że nie byłam w żaden sposób powiązana ze śmiercią blondyna, ale starszy agent mógł uważać inaczej i wziąć mnie za główną podejrzaną. Mimo to, szukałam na twarzy mężczyzny uśmieszku, który świadczyłby, że żartuje, ale nic takiego nie było.

- Co masz na myśli? - wyszeptałam, opierając się tyłem o samochód, a Michael stanął naprzeciw mnie opierając drugą dłoń o dach samochodu, przez co uwięził mnie między swoimi umięśnionymi ramionami.

- Przez wyjście z sali dałaś powód, aby cie podejrzewać. - zmarszczyłam brwi, a moje serce uderzyło mocniej w piersi. - Jak na byłą dziewczynę, która podobno zapomniała o swoim dawnym związku, bardzo przeżywasz śmierć Bakera.

Nasze twarze dzieliły centymetry, a ja pragnęłam, aby się połączyły. Byłam spragniona jego ust na swoich od naszej ostatniej nocy, ale nie mogłam o tym myśleć. Musiałam mieć się na baczności i uważać, aby żaden z moich sekretów nie wyszedł na jaw.

Zagrajmy w Grę +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz