Rozdział III

1.5K 21 0
                                    

Hailey

Chodziłam po salonie mieszkania, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Kurwa, czy tylko ja muszę mieć tak ogromnego pecha? Miałam już nigdy nie zobaczyć mężczyzny z sobotniej nocy, a teraz okazuje się, że jest agentem FBI zajmującym się sprawą morderstwa. Na domiar złego, ofiarą jest Chase Baker. Mężczyzna, który skradł moje serce. Gorzej już chyba być nie mogło.

Nie wiedziałam co miałabym zrobić. Czułam się zagubiona co doprowadzało mnie do szału. Zdenerwowana do granic możliwości. Nienawidziłam bezradności w swoim życiu. Najgorsze uczucie sprawiające, że czułam się fatalnie, wkurwiona na samą siebie.

Najgorsze było również to, że jeśli federalni zaczną bardziej węszyć, odkryją moje największe sekrety. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam działać i zapobiec wszelkim działaniom. Nie mogłam pozwolić, aby pieprzony Michael Hasting odkrył moje najbrudniejsze grzechy, o których tak bardzo starałam się zapomnieć.

Zdeterminowana ruszyłam w stronę sypialni, gdzie podeszłam do szafy i wyjęłam czarne jeansy. Wciągnęłam je na nogi, założyłam skarpetki i rozpuściłam włosy. Przejechałam tuszem do rzęs po rzęsach przy lustrze i zakładając białe converse, sięgnęłam po kluczyki do auta i wychodząc zamknęłam drzwi na dwa zamki. Wolałam być ostrożna. Portland przestało posiadać status bezpiecznego miejsca i powinnam uciekać wraz z swoimi sekretami, ale nie mogłam zostawić Silvii samej na pastwę tego okropnego świata.

Odpaliłam samochód i z pieskiem opon ruszyłam spod bloku. Nie obchodziło mnie to, że spowodowanym hałasem mogłam narazić się na gniew sąsiadów. Musiałam udać się w jedno miejsce i nic nie mogło stanąć mi na przeszkodzie. Mijałam budynki, poruszając się z większą prędkością niż jest to dopuszczalne, ale w tej chwili na prawdę miałam to gdzieś. Zależało mi, aby dotrzeć na miejsce jak najszybciej się da.

Po około dziesięciu minutach zatrzymałam się pod stara kamienicą, już drugi raz w tym tygodniu i bez namysłu opuściłam pojazd. Biegiem ruszyłam do klatki, a później w zawrotnym tempie wbiegłam na piąte piętro. Miałam gdzieś okropny zapach. Były rzeczy ważne i ważniejsze. Zapukałam parę razy w drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Nie miałam czasu czekać, więc zaczęłam walić pięściami w drzwi. Nie przejmowałam się sąsiadami. Nic nie stanowiło dla nich zdziwienia w tej kamienicy.

- Już idę! - usłyszałam zza drzwi męski krzyk, ale to nie powstrzymało mnie przed dalszym waleniem w drewniane drzwi. - Moment!

Chwilę później drzwi zostały otwarte i nie witając się z Afroamerykaninem, wepchnęłam się do środka.

- Ciebie też miło widzieć. - usłyszałam sarknięcie ze strony chłopaka, ale miałam w to wyjebane. - Co cię do mnie sprowadza?

Chodziłam w kółko po brudnym salonie, a Max uważnie mi się przyglądał.

- Chase nie żyje. - zaczęłam mówić, nie zatrzymując swoich ruchów. - To on jest ofiarą morderstwa w parku.

Z moich ust wyrwał się przerywany szloch. Chwyciłam pięśćmi włosy, zaciskając je na cebulkach włosów. Szarpnęłam za nie i znowu zaszlochałam. Automatycznie z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Dlaczego płakałam, skoro Chase nic dla mnie nie znaczył?

- Już spokojnie.

Max podszedł do mnie i objął mnie ramionami. Mocno przycisnął mnie do swojego torsu i zaczął gładzić po plecach. Objęłam go ciasno w pasie i wcisnęłam nos w jego koszulkę. Zaczęłam szlochać. Tak po prostu. Łzy leciały z moich oczu, które wsiąkały w koszulkę chłopaka.

- Już spokojnie. - szeptał mi we włosy, gładząc przy tym po plecach. Uspokajał mnie. Nie mieliśmy kontaktu po tym jak rozstałam się z Chasem. Max był kumplem mojego byłego, dzięki niemu poznałam tego szalonego Afroamerykanina. - Wszystko będzie dobrze.

Zagrajmy w Grę +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz