Rozdział XIV

488 11 2
                                    


Hailey

Życie uwielbiało podkładać mi kłody pod nogi. Żartować. Kpić i dokładać coraz to więcej problemów. Nie chciałam ich. Jedyne czego pragnęłam to spokój i ciszę. Nie wymagał przecież dużo. Wycierpiała zbyt wiele, aby teraz cieszyć się z czegokolwiek. 

Analizowałam wszystkie dotychczasowe decyzję podjęte w moim krótkim, a jakże długim życiu. Niektóre dobre, a inne wręcz przeciwnie. Nie żałowałam ich jednak. Ukształtowały mnie na ten pojebany sposób. Sprawiły, że jestem tym kim jestem i nie zamierzałam tego zmieniać. 

Jednakże w tej właśnie chwili, spoglądając w czekoladowe oczy, zastanawiałam się za jakie grzechy nienawidzi mnie życie. Miałam ich wiele, więc los miał w czym przebierać. Moje popaprane uosobienie i charakter stanowiły jedną wielką mieszankę wybuchową, a tykający zegar odliczał jedynie moment do wybuchu. 

- Musimy porozmawiać.

Ponownie się odezwał, a ja przeciągnęłam dłonią po czarnych włosach. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wyczerpana całym dniem pragnęłam jedynie znaleźć się w swoim łóżku i zasnąć na kilka godzin. Najlepiej to na kilka tygodni, jak nie miesięcy.

- Nie mam ochoty na rozmowę. 

Wyminęłam mężczyznę, kierując się w stronę kuchni.  Z wiszącej szafki wyciągnęłam szklankę, a z lodówki karton z mlekiem. Nalałam białej cieczy do naczynia i oparłam się o blat, spoglądając na stojącego Michaela. 

- To bardzo ważne. - Przerwał panującą ciszę, a ja przyłożyłam naczynię do ust i wzięłam łyczek zimnego mleka. - Potrzebuję żebyś cos dla mnie zrobiła.

Uniosłam prawą brew w górę, bo tego się nie spodziewałam. Ciekawiło mnie to w czym Hasting potrzebuje mojej pomocy i chciałam się szczerze zaśmiać, że agent FBI prosi o pomoc handlarza narkotyków.

- Żadnego uszczypliwego komentarza na temat broni?

- Udam, że tego nie widziałem. 

Wzruszyłam ramiona i duszkiem opróżniłam zawartość szklanki. Odwróciłam się i wrzuciłam brudne naczynie do zlewu, obiecując sobie, ze jutro je umyję. Nienawidziłam zmywać naczyń. Było to tortura. 

- Musisz być bardzo zdesperowany. - Zaczęłam, ponownie odwracając się w stronę mężczyzny. Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, przyglądając się brunetowi, który przewrócił oczami. - Żeby prosić o pomoc handlarza narkotyków.

Zaśmiałam się na co Michael przeciągnął dłonią po twarzy w akcie desperacji i załamania. Musiałam naprawdę go irytować, że tak reagowałam. Jakby wszystko co działo się wokół nas go wymęczało. Rozumiałam to. Sama czułam ogromne zmęczenie tym wszystkim. Byłam zmęczona ciągnącą się sprawą morderstwa Chase'a. Zmęczona dziwnymi wiadomościami. Zmęczona galopującymi myślami. I przede wszystkim zmęczona tym, co łączyło mnie z mężczyzną.

- Powiedziałaś, że muszę skontaktować się z dziewczyną o różowych włosach. - Zaczął stawiając kroki w moją stronę. - Żeby to zrobić potrzebuję wskazówki od jakiegoś świadka. 

- Chcesz żebym złożyła zeznania? - Przełknęłam ślinę i poczułam bolesny uścisk w sercu. - Nie możesz mnie o to prosić. Musiałabym powiedzieć wszystko. Poszłabym siedzieć!

Wykrzyknęłam, a panika zawładnęła moim ciałem i umysłem. Bałam się. Tak cholernie się bałam, ale nikomu tego nie okazywałam. Zwłaszcza stojącemu tuż przede mną mężczyźnie. 

- Wiem. - Postawił jeszcze kilka kroków i już po chwili stał milimetry ode mnie. Objął moją twarz dłońmi, unosząc ją lekko w górę. Moje oczy spotkały się z zatroskanym spojrzeniem mężczyzny. - Wiem i nie proszę cię o to.

Zagrajmy w Grę +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz