Taniec w blasku księżyca

63 1 0
                                    

Była cudowna noc, a Ania musiała ochłonąć i przemyśleć wszystko co się dziś wydarzyło. Uciekła więc dziś z domu nad jezioro slących wód. Biegła w ile sił w nogach,aby jak najszybciej się tam znaleźć. Dziś tańczyła z Gilbertem Blythe'em i nie zrozumiała, dlaczego czuła tę przyjemne uczucie w brzuchu, dlaczego jej policzki paliły się w rumieńcami. Nie wiedziała czy czuje coś do niego, więc chciała to przemyśleć w blasku księżyca. Nad stawem ojca jej ukochanej bratniej duszy, Diany Barry, która pewnie taraz spała już w swoim łóżku. Dochodziła północ, a włosy rudowłosej rozwiązały się z staranie zaplecionych warkoczyków i dały się ponieść wiatru. Zimny, chłodny wiatr wiał mocno w jej twarz pokrytą piegami. Gdy dojrzała staw, zwolniła i zatrzymała się siadając na pieniu drzewa, który leżał na ziemi.

-Co za piękna dzisiaj noc!- wykrzyknęła sama do siebie.

-Dziekuję ci księżycu że dziś mi oświetlałeś całą drogę- powiedziała i wzięła jeden kosmyk włosów za ucho.

-No wspaniałe zgubiłam właśnie swoją ulubioną wstążkę! Ah jagby to było romantyczne, gdyby wiatr teraz przyniósł mą wstążkę pod mój nos. Wtedy bym nie musiała jej szukać, ale cóż to tylko cud-

-A więc tak po co ja tu przyszłam- westchnęła.

-Oh księżycu piękny tobie pewnie życie łatwe, a u mnie katastrofa co ja mam począć? Mogłabym ci się wyżalać całą noc, ale to nie dorzecze, Maryla mogłaby się o mnie martwić, więc zaniedługo będę musiała wracać do domu, aby nikt nie zauważył mojej nie obecności, teraz mogę się zachwycać twoim blaskiem. Cóż wracając do tematu czy ja się zakochałam? Nie rozumiem miłości, zawsze w książkach każdy podejmował tą decyzję bez problemów, a u mnie to problem, a jeśli on nie czuje to co ja do niego? Oh byłaby to wzgardzona miłość, czyżby to nie pięknie brzmi? Nie wiem czy bym chciała ją przeżyć, ale przecież zawsze marzyłam o tragicznej romansie, a teraz chciałabym wydostać się z tego problemu i zapomnieć o tym chłopaku, ale jak, jeśli on ciągle wraca do mej głowy. To ci! Nawet trudno mi się skupić przez niego, co ja sobie uczyniłam. Może to tylko zauroczenie i zaniedługo to minie- gadała nie zatrzymując się. Czuła się wysłuchiwania przez księżyc, on wręcz oczywiście nie mógł jej odpowiedzieć i dobrze o tym wiedziała.

-Zawsze gdy jest przy mnie czuje...czuje się szczęśliwa, ale tego nie okazuje, co mam począć drogi książycu?- zapytała go, ale nie oczekiwała na odpowiedź. Nagle to usłyszał kroki zbliżające się do niej.
Wzięła duży badyl, broniąc się nim.

- Kim kolwiek jesteś nie zbliżaj się do mnie umiem walczyć!- ostrzegła to coś, a mogę kogoś.

-Na pewno Aniu?- zapytał ją znany głos kiedy to się odwróciła ujrzała nikogo innego jak Gilberta Blythe'a.

-G-Gilbert- odpowiedziała rumieniąc się.

-O kim tak marzyłaś Aniu?- zapytał siadajcie koło niej.

-Emm...no o...no- chciała to z siebie wydusić, ale nie udało się jej. On się tylko uśmiechnął.

-Miło dziś się z tobą tańczyło, może dasz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?- zapytał kolejny raz.

-Z wielką chęcią- stanęła, także jak on.
Chłopak zbliżył się do niej i objął ją w tali, a ona położyła jedną rękę na jego klatce piersiową, a drugą na ramieniu.

TAŃCZYLI W BLASKU KSIĘŻYCA,
patrząca sobie w oczy.

-Lubię tańczyć- odezwała się rudowłosa.

-Ja także,ale tylko z tobą- odpowiedział jej, a dziewczyna spaliła się rumieńcem na twarzy.

-Aniu Shirley-Cuthbert-

One shoty shirbert//anne with an eOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz