Życie jest jak jazda autobusem
Nie jesteś samx w autobusie
Czasami jest bardzo fajnie, widzisz ładne rzeczy, i ogólnie wszystko ci się podoba
Czasami nie jest fajnie, na przykład autobus trzęsie się jakby miał padaczkę i chce ci się wymiotować, albo jakiś żul siadł obok ciebie, albo gorzej... twój były/była/byłe
Nie za bardzo możesz zmienić kierunek w którym zmierza autobus. Legalnie możesz się tylko pokołysać, nielegalnie - jest ciężko, i jest pełno konsekwencji, nie tylko dla ciebie, ale też innych pasażerów
Możesz wyjść kiedy chcesz, ale raczej tego nie zrobisz, bo masz powód, dla którego jedziesz. Jest miejsce, do którego chcesz dotrzeć.
Ktoś może cie wywalić z autobusu. Na przykład konduktor, za brak biletu - chociaż rzadko przychodzi, i w większości przypadków ci się upiecze. Inni pasażerowie też mogą cię wywalić, powodując, że skończysz w miejscu, w którym nie chcesz skończyć. Ale wszyscy wierzymy, że nikt nie powinien na siłę być wykopany z autobusu.Tylko, co jeśli osoba nie chce jechać dłużej? Co jeśli chce przejechać tylko 3 przystanki zamiast standardowych 8, przy którym wysiądzie większość pasażerów? Autobus jest łatwy, wyjdziesz, wejdziesz, i nie ma konsekwencji. Może zrobi się trochę za ciasno, albo zbyt pusto, ale nikt nie płacze, bo kolejna osoba weszła/wyszła z autobusu. W życiu kiedy zdecydujesz się wyjść, nie czekając gdy twój metaforyczny autobus wjedzie do zajezdni, na koniec trasy, konsekwencje są fundamentalne. Dlatego ta metafora jest niedoskonała.
Nie mniej jednak uważam, że jeśli w autobusie zrobi się nieprzyjemnie dla jednej osoby, powinna mieć wybór wysiąść, jak w autobusie. W przeciwieństwie do autobusu, nikt z nas nie prosił się o życie. Nikt z nas nie powiedział myślę więc jestem i nie pojawił się tutaj, wynikiem swojej decyzji.
Myślę, że to jest argument, który antynataliści przywołują nieczęsto, a powinni. Jeśli ktoś nie wie, antynataliści uważają że kreacja życia jest czynem niemoralnym. Gdy pytam, dlaczego, zazwyczaj odpowiadają, że w życiu jest cierpienie, i wymieniają najrozmaitsze rodzaje tego cierpienia, raki, depresje, rozwody, pedofilię, całą tą klęskę cywilizacyjną...
o k e j
Ale wtedy ich pytam czemu w takim razie kontynuują swoje życie, skoro jest takie nieszczęśliwe. I próbują mnie przekonać że oni to by się definitywnie zabili aleeee jest jakiś projekt, który mają dokończyć, coś czego chcą się nauczyć... ta, no właśnie, nie brzmi mi to przekonująco.Bez wchodzenia w głębsze szczegóły, które dla większości ludzi są nieistotne, moim zdaniem większość ludzi kontynuuje życie ponieważ ich subiektywnie doznawana suma przyjemności z życia > ich subiektywnie doznawany sumaryczny ból płynący z życia. Czynnikiem pominiętym są rzeczy takie jak negatywne konsekwencje związane z zakończeniem życia, ale żaden z antynatalistów z którymi rozmawiałam nie powiedział nie mogę się zabić, mam do wykarmienia całą rodzinę albo jeśli się zabiję moi bliscy będą mieli traumę do końca życia. Bądźmy szczerzy, większość ludzi ma na uwadze swój interes przede wszystkim, więc nawet jeśli od ich egzystencji zależy życie całej wioski palną sobie w łeb. Nie powiem że przepytywałam jakąś ogromną ilość antynatalistów, jakieś 5-6 osób max, ale ich argumenty są łudząco podobne i nieskuteczne. Przez tą nieudolną metodę argumentacji cierpieniem większość osób odrzuci antynatalizm jako coś śmiesznego - tymczasem ma on spory sens.
Jedynym argumentem, który jest potrzebny do przekonania człowieka o słuszności antynatalizmu - przynajmniej moim zdaniem - jest zastanowienie się nad naturą początku egzystencji.
To co wiemy, to nikt nie może zgodzić się na rozpoczęcie swojej egzystencji - i dlatego sam fakt poczęcia jest niemoralny. Pomyślcie sobie o naturze wszystkich przestępstw, dużo z nich opiera się na fakcie że osoba X nie zgodziła się na to, żeby spotkała ją rzecz Y. Na przykład kradzież - jeśli osoba X nie zgadza się oddać osobie Y towaru Y, jest to niemoralne. Tak samo z gwałtem, morderstwem, włamaniem, przemocą, i tak dalej, i tak dalej.
Czyn jest z reguły niemoralny jeśli ktoś się na niego nie zgodził. Nikt z nas nie zgodził się na bycie powołanym do życia, zatem nasi rodzice zmusili nas do zaistnienia. Antynataliści mają rację, i nie trzeba nawet używać odwoływania się do tej okropnej natury egzystencji! Nie, nawet jeśli ktoś nie zgadza się na przyjemny czyn, to przez sam brak zgody, jest on niemoralny. Jeśli ktoś zmusi mnie do zjedzenia czekoladki, nawet jeśli jest to najpyszniejsza czekoladka na świecie, i jest mi dobrze bo ją zjadłam, co z tego, skoro wepchnął mi ją do buzi. Dalej mam prawo być zła na osobę, która nakarmiła mnie tą pyszną czekoladką.
