Rozdział 2

329 47 6
                                    

-Uważaj jak chodzisz kretynie-mruknelam podpierając się na łokciach.

-Ja szedłem spokojnie.-odpyskował-to ty wpierdoliłaś się na mnie.

-Ja?-zapytałam ze śmiechem i skierowałam wzrok na chłopaka.



No nie mogłam trafić lepiej. Calum Hood. Mój rocznik-równoległa klasa. Chłopak o azjatyckiej urodzie, mimo, że w cale nie był spokrewniony z tym człowieczeństwem jest mega przystojny. Gęste, kruczo-czarne włosy opadały na czoło. Brązowe oczy, które zawsze błyszczały. Skóra nieskazitelna. Zero wyprysków. Wysoki, umięśniony, seksowny. No czego chcieć więcej? Szkoda tylko, że swoją znajomość zaczęliśmy w sumie od kłótni.



-Nie no kurwa ja.

-Tak myślałam-usiadłam i spojrzałam na swoją koszulkę-kurwa..-wymamrotalam- ujeba... Ubrudziles mi ulubioną koszulkę.

-Ojej. Popłacz się.

-Sorry, ale ja to nie ty.

-Mówi księżniczka "jestem ładna to mi wszystko wolno"




Zarumieniłam się. Śmiejesz się? A ty co byś zrobiła, jakby Hood stwierdził, że jesteś ładna?





-Spadaj.

-Jeszcze udaje grzeczną-zaśmiał się.

-Spierdalaj. Już ci lepiej?

-Oczywiście.

Nie miałam ochoty ciagnąć tej zbędnej dyskusji. Calum był kretynem, jakich nie mało na świecie. Wtedy jeszcze myślałam, że należy do tych co nie grzeszą rozumem, a nadrabiają buźką. Rozejrzałam się w poszukiwaniu telefonu. Biały iPhone leżał na wyciagnięcie ręki. Zabrałam go i wrzuciłam do torebki. Wstałam i otrzepałam spodnie, a Hood z zainteresowaniem przyglądał się mojej osobie.


-Co się tak lampisz?-warknęłam.

-Nie mogę?-zapytał unosząc brew.

-Czy ja bym ci miała czegoś zabraniać? Broń Boże. -wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka - może pomóc? - zapytałam z uśmiechem.




Chłopak podał mi swoją rękę, a ja pociągnęłaby go w górę, kiedy już prawie stał upuściłam go spowrotem. Może stwierdzicie, że to dziecinne, bo sama tak twierdzę, jednak w tamtej chwili dało mi to satysfakcję.



-Niegrzeczna - mruknął i wystawił szereg białych zębów, a ja odwróciłam się i uśmiechnęłam pod nosem.



Przewiesiłam przez ramię swoją torbę i ruszyłam w stronę tarasu. Mówiąc tarasu, chodzi o miejsce na lunch. Tam zawsze znajdowałam moją pseudo przyjaciółkę. Siadłam przy stoliku, uprzednio przywitałam się oczywiście całusem w policzek.




-Nie mamy pierwszej godziny.-zaczęła Miranda.

-To po chu.. Aj..-wymamrotalam sama do siebie..

-Coś się stało Sam?

-Musiałam wczoraj wracać sama do domu po treningu...

-W ten deszcz? Słabo.

-No co ty?

-Oj przestań. Gotowa na imprezę?

-Coś ty.. Em.. Masz może chusteczki?

-Tak.-zaczęła grzebać w torbie- nawilżane. O zapachu lawendy czy może mango?-zadała najmniej istotne pytanie machając paczkami przed moimi oczami.
-Może być mango.


TEENAGERS  // Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz