Rozdział 4

336 44 11
                                    

Obudziłam się gdzieś około 3,30 i czułam jakbym nie Piła ze trzy dni. Nie wypiłam jakoś duzo, ale mało tez nie. Po cichu wyszłam w pokoju i skierowałam się na dół. Przechodząc do kuchni zobaczyłam Luke'a śpiącego na kanapie.

Och, bracie.

Weszłam do salonu i poczułam smród alkoholu. Ile ten chłopak wypił? Czy on w ogóle ma coś w tym pustym łbie? Przecież matka taką aferę zrobi, że nie wyjdziemy z domu przez rok..

-Luke-szepnelam szarpiąc go za ramie-Luke..-mruknelam nieco głośniej.
-Co?-usłyszałam ledwo, bo wymamlał to tak, że nawet nie skomentuje.
-Zgon w salonie? Serio? Wara do pokoju
-Mhm...

Blondyn ledwo się podniósł, obił kilka razy o ścianę i wszedł praktycznie na czworakach na górę. Otworzyłam okna i poszłam po wodę do kuchni. Wyszłam na taras, bo przez drzwi balkonowe duzo więcej powietrza wleci do środka. Ciepły podmuch wiatru wplótł się w moje włosy. Przypomniały mi się chwilę, kiedy razem z Luke'iem i tatą wieczorami przesiadywaliby na tarasie licząc gwiazdy. Głupie. Jednak dziesięcioletnim dzieciom dawało satysfakcję.

Nie wiem czemu, ale w pewnym momencie poczułam zimno, dreszcze przebiegły moje ciało. Czułam się obserwowana. Nigdy nie bałam się ciemności, a w tym momencie pragnęłam, żeby cokolwiek prócz latarni i kilku nocnym lampek w ogrodzie się zaświeciło. Rozejrzałam się wokół i nie widziałam nic. Wyjęłam z kieszeni telefon. Marzyłam, żeby Miranda się najebała i dopiero wracała z imprezy, a mając w zwyczaju dzwonić do mnie po pijaku, spełniłaby marzenie.

Kiedy poczułam wibracje, automatycznie przesunęłaby palcem po ekranie.

-Myślałam, że już nie zadzwonisz-powiedziałam z ulgą.
-Miłe przywitanie-usłyszałam rozbawiony głos po drugiej stronie-nie sądziłem, że przez jeden dzień aż tak za mną zatęsknisz.
-Nie wiedziałam, że to ty-mruknęłam.
-Czyżbyś bała się siedzieć na tarasie, o tak wczesnej porze?-zagadnął wciąż rozbawiony.
-Wczesnej porze? Jest prawie 4 rano..
-Ale wciąż jest ciemno..
-Spostrzegawczy to ty jesteś, nie ma co..
-Grzeczniej, kochanie. Nie musisz być, aż tak niemiła.-uśmiechnęłam się lekko-nie szczerz mi tu zębów.
-Skąd..-lekko się przeraziłam-skąd wiesz co robię?
-Tajemnica zawodowa-zaśmiał się, na co wywróciłem oczami- nie dąsać się, nie zabije cię... Jeszcze.

Nastała chwila ciszy. Mój żołądek skręcił się w supeł. Myślałam, że dostanę zawału. Nie zabije mnie, JESZCZE? Tępo wpatrywałam się w jakiś durny krzak. Przez moją głowę przebiegało milion sposobów zabójstw. Usłyszałam wybuch śmiechu, na co warknęłam.

-Jesteś nienormalny!
-Żebyś widziała swoją minę, słoneczko..-mówił wciąż dusząc się śmiechem.
-Nie nazywaj mnie tak-mruknęłam.
-Jak, słoneczko?
-Właśnie tak!
-Wciąż nie wiem o czym mówisz, słoneczko.
-Jesteś irytujący!
-Powiedz mi coś czego nie wiem.
-Ugh..-mruknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

Zamknęłam drzwi tarasowe i zostawiłam uchylone tylko jedno okno. Woń alkoholu praktycznie już wyniosła się z domu, jednak przez kolejne kilka godzin nie zaszkodzi, jak świeże powietrze wpadnie do tego zapyziałego salonu. Weszłam po cichu na górę, lustrując czy mój brat na pewno dotarł do swojego pokoju. Kiedy zobaczyłam, że wszystko jest w porządku? No powiedzmy, wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na łożku, uprzednio odkładając na półeczkę telefon.

Około godziny dziesiątej postanowiłam zwlec się z łóżka, gdyż ciepłe promienie słońca nie dawały za wygraną. Wygramoliłam się spod kołdry, zabrałam telefon i wyszłam z pokoju.atrzac w dół nawet nie zauważyłam idącego blondyna. Wpadłam na jego klatkę piersiową, przez co oboje straciliśmy równowagę. Niestety jak zwykle bywało, ja upadłam pierwsza, a ten wielki debil na mnie.

TEENAGERS  // Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz