Rozdział 8

180 32 6
                                    

Pewnym krokiem podążałam przez parkiet po kolejny kawałek ciasta, licząc, że chociaż to w jakiś sposób mnie rozweseli. Nienawidziłam bankietów. Odkąd tylko pamiętam rodzicie zawsze byli na nie zapraszani z nami. Jednak kiedy byliśmy młodsi zawsze znaleźliśmy tu jakąś rozrywkę. Główną było podkradanie pełnego kieliszka wina ze stołu z alkoholem i picie go na spółkę z bratem lub zabieranie ze stołu pół kieliszka któregoś z rodziców, a potem wmawianie mu, że na pewno już wypił wino do końca. Mimo iż zawsze wiedzieli, że to nasza sprawka, dopóki miedzy nimi się układało nigdy nie mieli z tym problemu i uśmiechali się przytakując nam.

Wzięłam ciasto i odwróciłam się przodem do parkietu, obserwując tańczących ludzi. Większość to biznesmeni, jednak pojawiają się też dzieciaki trochę młodsze ode mnie lub w moim wieku, które zapewne tez przychodzą tu z przymusu. Większość z nich kaleczyło taniec tak, że aż szkoda było patrzeć. Pamiętam, jak byliśmy z Luke'iem małymi dzieciakami, a rodzice próbowali nas uczyć tańczyć, a my zwyczajnie stawaliśmy im na stopach, którymi wodzili w rytm muzyki, przytrzymując nas w tym samym czasie za ręce. Nam jednak to nie wystarczyło. Jako jedenastolatkowie stwierdziliśmy, że chcemy naprawdę umieć tańczyć. Dzień w dzień w domu puszczaliśmy muzykę i próbowaliśmy to robić. Takim sposobem w wieku dwunastu lat tańczyliśmy lepiej niż niejeden dorosły. Pewnie zabawnie wyglądało kiedy małe dzieciaczki wodziły po całym parkiecie. Oczywiście kiedy mieliśmy po piętnaście lat, Luke zaczął być ogromny, a ja urosłam w miarę możliwości nie mogło obyć się bez tańca z rodzicami. Nie mowię, że jesteśmy mistrzami, ale ruszamy się dość sprawnie, a przede wszystkim w rytmie. Oczywiście to jak tańczymy na dyskotekach czy domówkach nie może porównywać się do elegancji bankietowej. Nasz styl jest niezbyt odpowiedni, jak każdego nastolatka w tym wieku, a mama na pewno nie byłaby zadowolona, gdyby to zobaczyła.

-Mogę panią prosić?-usłyszałam wyraźny, męski głos.

Obróciłem głowę, a moim oczom ukazał się wysoki, brązowowłosy chłopak, mniej więcej w moim wieku, z szarmanckim uśmiechem. Ubrany tak jak większość obecnych w garnitur wyciągał w moim kierunku dłoń, a jego niebieskie oczy błyszczały, zapewne od szampana czy wina. Odwzajemniłam uśmiech i odkładając talerzyk podałam mu rękę.

Ruszaliśmy się w wolnym tempie, będąc blisko siebie. Nie mogłam oderwać wzroku od chłopaka, bo był naprawdę przystojny. Do tego umiał tańczyć. Czego chciał więcej?

-Jak masz na imię?-wydusiłam w końcu chyba najbanalniejsze pytanie świata.
-Dylan-uśmiechnął się jeszcze bardziej.
-Ja jestem-zaczęłam jednak niedane było mi dokończyć.
-Sam-powiedział-chodzimy do tej samej szkoły, a ja trochę znam rocznik tych.. Ee... Gówniarzy.-zaśmiał się.
-Ej-powtórzyłam jego działanie-to ile masz lat?
-Dziewiętnaście.
-To rzeczywiście jesteś starszy-wybuchłam jeszcze większym śmiechem, bo dzielił nas tylko rok.
-Odbijany-usłyszałam niespodziewanie znajomy głos.

Chłopak popatrzył na mojego brata z uśmiechem, a ten wręcz mu mnie wyrwał. Mocno przyciągnął moje ciało do swojego, jakbym miała uciec, przez co prawie brakło mi tlenu, ale blondyn się tym nie przejmował tylko mordował wzrokiem odchodzącego Dylan'a. Nie rozumiałam zachowania mojego brata. Nigdy raczej nie miał nic przeciwko temu, że z kimś tańczyłam. Oczywiście nie umknęło mojej uwadze, że widziałam tego chłopaka na bankiecie może ze dwa razy, licząc z dzisiejszym. Ale to wciąż nie był powód, żeby on się tak zachowywał. Na dodatek tańczy jakby ktoś powkładał mu pełno szpilek do majtek i bal się ruszyć, bo go ukują.

-Co to było?-zapytałam.
-Nic-burknął rozglądając się na boki.
-Skup się, bo sobie pójdę-warknęłam kiedy stanął na mojej drogiej szpilce, którą sam kupił.
-Jasne-powiedział, lecz sytuacja zbyt się nie poprawiła. Był spięty jak jakiś kretyn.

TEENAGERS  // Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz