1

1.7K 92 154
                                    

(Czwartek. 21.10)
//Pięć lat później.//

Dziś mija pięć lat, odkąd Midoriya Izuku zginął. W tym dniu Katsuki, tak jak co roku siedział zamknięty w swoim pokoju i płakał. Nigdy nie pogodził się z tym. Zabił człowieka...
Aktualnie szkolił się na bohatera. Chciał zostać takim herosem, którym zawsze chciał zostać Izuku. Takim który ratuje ludzi z uśmiechem na twarzy.

Każdy z jego klasy wiedział, że w październiku i listopadzie lepiej nie wdawać się w dyskusje z blondynem, bo ten przeżywa śmierć kogoś bliskiego dla niego.
Nikt nie wiedział, że osoba o której mówił "Przyjaciel" tak na prawdę była jego ofiarą.

Aktualnie dochodziła godzina siedemnasta. Katsuki samotnie zmierzał w stronę domu cioci Inko z którą strasznie się zżył po śmierci jej syna i nie chciał by ta cały dzień spędzała sama.

Powolutku szedł ze spuszczoną głową i słuchawkami w uszach. Jednak jego postawa szybko się zmieniła gdy poczuł się obserwowany.
Wyciszył muzykę ze słuchawek, dalej ich nie wyjmując z uszu, a jego uwaga wzrosła stukrotnie.

Napisał do swojej matki, że zaraz będzie u cioci Inko w domu, oraz schował telefon.

Jednak w momencie gdy usłyszał kroki za sobą to od razu się odwrócił. Jednak nikogo ani nic nie zobaczył. Lekko podirytowany tym, znów ruszył w stronę kamienicy w której mieszka kobieta. Jednak znów usłyszał te kroki. Ponownie się odwrócił i ponownie nikogo nie zastał.
Ta sytuacja miała miejsce jeszcze trzy razy. Jednak przy tym ostatnim, gdy się już odwracał by iść dalej, przed jego oczami ukazała się zamaskowana postać. Wyższy do niego chłopak, stał ubrany na czarno, z ciemnozieloną bluzą i naciągniętym kapturem. Na ustach miał czarną maseczkę dzięki której w tej ciemności można było zauważyć jedynie jego zielone oczy.

Katsuki w osłupieniu wyjął słuchawki z uszu i ruszył w stronę chłopaka.

-De... I-Izuku?- Zapytał nie wierząc własnym oczom, zatrzymując się kilka materów przed osobnikiem.

-Kacchan! Jak dawno żeśmy się nie widzieli! Prawda? Też się cieszysz Kacchan?- Zapytał rozkładając ręce i zsuwając maskę z twarzy.

-Leki p-przestają dzia-działać...- Mruknął cofając się o krok.- I-Izuku nie ży-żyje.

-Mylisz się Kacchan.- Zaśmiał się dźwięcznie.- Jednak żyję i mam się całkiem dobrze.

-T-to nie możliwe...

-Chodź się przytulić.- Powiedział zmierzając krokami w stronę wystraszonego.- Wtedy przekonasz się, że mówię prawdę.

-N-Nie.

-Kacchan czy ty płaczesz? Na prawdę stałeś się takim słabeuszem?- Powiedział radośnie, akcentując poważnie ostatnie słowa.

Nagle w mgnieniu oka pojawił się prosto przed twarzą blondyna.

-Nie odwiedzisz mojej mamy Kochanie. Idziesz ze mną.- Powiedział, chcąc schwytać siedemnastolatka, jednak ten odepchnął wyższego i zaczął uciekać w panice.- Aj... Kacchan, problemy stwarzasz.- Prychnął strzelając do niego.

Huk się rozniósł po całej ulicy, a bezwładne ciało blondyna spadło na ziemię.

-Suprise Kacchan.- Zaśmiał się podnosząc go i znikając.

Pojawili się w bordowej komnacie, gdzie było wielkie łoże małżeńskie, szafa i na ścianie wiszące obrazy. Położył znieruchomiałego na łóżku, który jedynie mógł obserwować wszystko dookoła.

-Spokojnie... Sparaliżowałem cię tylko.- Powiedział jednocześnie sięgając z kieszeni dwie kolejne strzykawki.- A teraz usunę ci dar...- Mruknął wstrzykując blondynowi substancję.- A teraz uśpię... Dobranoc Kochanie.

(Piątek. 22.10)

Po kilku godzinach Katsuki się obudził. Chciał się złapać za obolałą głowę, jednak gdy ruszył ręką, to zrozumiał, że ma ją przykutą.
Otworzył mozolnie oczy. Wszystko mu się rozmazywało jednak z sekundy na sekundę było lepiej. W końcu zdołał dostrzec to, że metalowe łańcuchy łączyły jego ręce z metalowymi ramami łóżka.
Usiadł i zaczął obserwować całe pomieszczenie. Przeraził się, bo to wyglądało jak pokój do spełniania fantazji erotycznych. W końcu zaraz przed nim, do ściany był przymocowany wielki X z klamrami. Na lewo duża szafa, na prawo półka z różnymi biczami i różnymi rzeczami.

A dopiero teraz zauważył, że nie ma na sobie swoich własnych ubrań. Miał na sobie jedynie bokserki i ciemnozieloną koszulkę, która sięgała mu do połowy uda. A żeby tego było mało, na nogach miał czarne kabaretki.

Zamknął oczy ciężko oddychając. Próbował sobie przypomnieć, co tak właściwie się stało dnia poprzedniego, aż w końcu mu się udało.

I akurat czarne drzwi się otworzyły.

Swój wystraszony wzrok przeniósł na mężczyznę wchodzącego do pokoju. Był ubrany na czarno, na głowie miał zaciągnięty kaptur a na twarzy maskę królika.

-K-Kim ty jesteś?!

-Nie poznajesz mnie Kacchan..?- Zapytał zdejmując bluzę, a następnie też maskę. Usiadł na łóżku, zaraz przy zlęknionym chłopaku.- Stęskniłem się okropnie.

-T-ty n-nie...

-Żyję. Odratowała mnie liga złoczyńców.- Zaśmiał się.- Teraz nie jestem płaczliwym quirklesem Kacchan. Teraz jestem prawą ręką Shigarakiego. Mojego braciszka.

-C-co ty pierdolisz?! Izuku nie żyje! Nie wmówisz mi, że-

Nie dokończył bo zielonowłosy przywarł do warg blondyna, znajdując idealny sposób do uciszenia go. Wparował językiem do jego buzi badając jej wnętrze dokładnie. Po chwili oderwał się od niego, przejeżdżając na końcu jeszcze kciukiem po jego wardze.

-Słodko smakujesz.- Zachichotał.- Ciekawe czy cały jesteś taki...

-O czym ty pierdolisz?! Ile ja spałem?! Gdzie my kurwa jesteśmy i kim do cholery jesteś?!- Zaczął krzyczeć jeszcze bardziej wystraszony.

Ewidentnie był za słaby psychicznie w tym momencie.

-Spałeś tylko dwanaście godzin Kacchan.

-M-moje leki...- Szepnął cicho.- Skończyło się ich dzia-działanie i to złudzenie.- Powiedział próbując się przekonać do tej myśli.

-A te twoje tabletki na zwidy? Zaraz ci je podam, chociaż zgaduję, że nie będą ci raczej potrzebne.- Westchnął wstając i podchodząc do komody. Z pierwszej szuflady wyjął opakowanie leków. Zabrał jedną tabletkę a następnie na siłę włożył je do ust blondynowi.- Połknij.

Ten spanikowany wysłuchał polecenia.

-A teraz spokojnie wysłuchaj mnie. Jestem Midoriya Izuku, tak, ten twój Deku nad którym się znęcałeś. Ten sam co skoczył z dachu.- Westchnął obserwując bacznie towarzysza.- Mam już te pierdolone siedemnaście lat, tak jak ty. Jesteś prawie bohaterem, a nie możesz zrozumieć tego, że zanim przechodnie znaleźli moje ciało, zrobił to Shigaraki?

-Ale ja widziałem j-jak tam leżysz!- Krzyknął a jego oczy się zalśniły.

-Twice podłożył moją kopię. Teraz jestem przestępcą Kacchan.

-A-Ale...

-Jak mam ci to udowodnić. Co?- Prychnął.- Oni mnie znaleźli i AFO mnie uleczył i mimo tych wszystkich blizn, które nabyłem w gimnazjum to żyję i mam się świetnie. Zdobyłem nawet moce, więc jeszcze lepiej. Ale najważniejszym dla mnie jest to, że zdobyłem ciebie Kacchan.- Mruknął nachylając się nad nim.- Od teraz jesteś moją własnością Kacchan.- Mruknął zasysając się na jego szyi.

-Zostaw!- Krzyknął, jednak nie wyrywał się. Siedział sparaliżowany ze strachu.

-Od teraz ode mnie nie uciekniesz.

Zemsta [DekuBaku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz