Świeca stopiła się w połowie. Jej blask odbijał się w kryształowych kielichach i porcelanie. Wosk kapał na wyhaftowaną przez służbę tkaninę. Nikogo to jednak teraz nie interesowało. Tak samo, jak to, że Amanda źle rozpoczęła rozlewanie wina. To był jej drugi dzień pracy i ciągle się myliła. Zwykle, matka uderzyłaby ją w twarz i kazała wyjść z sali jadalnej, jednak teraz w pomieszczeniu panowała cisza. Przenikliwa, sprawiająca, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
— Panie. — Głos jednego ze strażników odbił się od lodowatych ścian komnaty.
Usłyszałam skrzypienie drewna, a następnie napój w moim kieliszku zadrżał w momencie, gdy ojciec podniósł się z krzesła. Chciałam na niego spojrzeć, ale nie mogłam. Coś mnie powstrzymywało. Strach przed zobaczeniem na własne oczy przerażenia wymalowanego na jego twarzy. A także zrównanie złej wiadomości ze stanem zdrowia króla. Nastała chwila tak nieznośnej, tak trudnej ciszy, chyba najgorszej w życiu każdego z nas.— Książę Erick poległ.
Ze świecy wypadła iskra, przez co płomień rozżarzył się mocniej. Matka przez przypadek uderzyła ręką o kielich, przez co winna czerwień pochłonęła pół obrusa. Ojciec ledwo opadł na swoje miejsce, drżącymi dłońmi próbując zasłonić twarz. Nie mógł pokazać jawnie, jak mocny był to dla niego cios. Joseline mętnie wgapiała swoje zielone spojrzenie w pusty talerz, a Emilie wtuliła się w matkę i razem z nią zaczęła zanosić się ciężkim płaczem. Wróciłam wzrokiem na strażnika, który spuścił głowę w dół na znak pojednania się w smutku.
A był to niewątpliwie pewien koniec. Może nie świata, ale części bardzo wygodnego porządku.Upalne popołudnie. Jedyne, co ratowało zebranych przed roztopieniem się to silny wiatr, który typowy był dla otwartych przestrzeni. Poza tym królestwo otoczone zewsząd górami i dzikimi lasami musiało mieć naturalną ochronę w postaci obszernego cienia.
W tym miejscu jednak czułam się całkiem sama. Może było to złudzenie, gdyż otaczał nas wszystkich bezkres dzikiej polany. A może poczucie, że mimo całego królestwa i rodzin sojuszników, a także straży, czułam się w pewien sposób odrzucona. Być może również starałam się zignorować obecność duchów, których nagrobki wystawały spod gęstej trawy.
— Jest to trudny moment dla królestwa Muukalain... — Rozbrzmiał głuchy głos kapłana, a ja zatrzymałam się obok Joseline, której rude włosy rozsypały się na plecach, mimo upięcia burzy loków spinką.
— Nie wiem... Nie wiem, co teraz z nami będzie — odparła, jakby czując, że jest mi winna wytłumaczenia naszej obecnej sytuacji.
Jednak nie tego oczekiwałam. Już dawno przestałam oczekiwać. Przestałam prosić o zrozumienie, wytłumaczenie i zmianę. Każdy w końcu dorastał i musiał zdać sobie sprawę, że właśnie tak będzie wyglądało jego życie. Zapisane kiedyś na pergaminie przez silnego władcę, który postanowił stworzyć imperium z niczego. Królestwo ludzi chcących być inni, posiadający w sobie mroczną siłę, która umożliwiała im kroczenie własną ścieżką. Przynajmniej tak myśleli do momentu, gdy ich moce zaczęły zanikać, a potem inne królestwa aż zanadto zaczęły interesować się ziemią zajętą przez odmieńców. A wszystko doprowadziło do podporządkowania się innym dla własnego bezpieczeństwa. Tę historię opowiadała mi moja babka, gdy czesała mnie przed wieczornymi kąpielami. A potem podawała mi zdjęcia każdego, z mojego rodzeństwa.
CZYTASZ
Klątwa Południa |ZAWIESZONE|
FantasyRód Muukalain od dawna zdobywał dalekie tereny, czerpiąc tym samym wiedzę z różnych kultur i rozwijając umiejętności walki. Wydarzenia owiane legendą zmusiły ich do osadzenia się w jednym miejscu i uznania sojuszu, między innymi z rodem Tapperhet. M...