Żal do samego siebie towarzyszył mi za każdym razem, gdy przychodziło do pożegnania. Niby trwało to już rok i każdy z nas był na to przygotowany, jednak gula w gardle lubiła o sobie przypominać.
— Tak naprawdę, wcale nie muszę jechać. — Delikatny głos Iris tłumił mocny wiatr, zrywający liście z gałęzi drzew.
Pięć metrów dzieliło nas od straży dziewczyny. Mój przyjaciel, Kasjan, również obserwował zachowanie naszej dwójki.
— Twój ojciec znowu będzie miał do mnie pretensje. — Wiedziałem, że nie był to sensowny argument, ale w tamtej chwili tylko on przyszedł mi do głowy.
— Nie musi się o tym dowiedzieć. — Blondynka podeszła do mnie bliżej i stając na palcach, delikatnie musnęła moją brodę.
— Ja również się spieszę. Ojciec chciał, abym uczestniczył w dzisiejszym spotkaniu. A przecież muszę jeszcze jechać do Fáros. — Iris zmarszczyła nos i spojrzała na mnie dużymi oczami.
— A może po prostu boisz się, że ktoś dowie się o łamanym przez nas prawie? — Wypięła klatkę piersiową do przodu, a kosmyki włosów przerzuciła na plecy, abym miał lepszy widok na jej biust.
— Łamanym przez ciebie. — To w jej domu zabronione było współżycie przed zawarciem małżeństwa.
— Ostatnio jesteś nudny. Kiedyś byłeś bardziej chętny na coś ryzykownego. — Ton jej głosu przybrał teraz ostrzejszą formę.
— Możliwe. Przez śmierć Ericka muszę bardziej skupić się na armii...
— On wcześniej i tak nie zajmował się wojskami...
— Poległ...
— I co z tego? — Westchnęła.
— Był dowódcą. Sam wypowiedział wojnę Fáros.
— A więc jest to konflikt między Muukalain, a Fáros...
— Tam są też moi ludzie.
Iris patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, a następnie pokręciła głową i wsiadła na swojego konia.
— Zawsze masz wymówki, książę Aranie — mruknęła i nie odwracając się już w moją stronę, ruszyła do swoich ludzi, aby wspólnie podjąć wyprawę do domu.
Obserwowałem, jak powoli znikała w gęstej mgle spowijającej wzgórza, a gdy gdzieś w oddali zgasł płomień pochodni, w jakiś dziwny sposób poczułem ulgę. Tak, jakby duch kobiety opuścił moje sumienie i pozwolił oddychać. Chciałem, aby stanowiło to o czymś pozytywnym, jednak dalece temu do prawdy.
— To co? Idziemy na dziwki? — Za plecami usłyszałem stukot kopyt konia mojego towarzysza.
Spojrzałem na mężczyznę, którego białe zęby uwidaczniały się na bladej skórze i spływających po policzkach czarnych kosmykach włosów. Miałem wrażenie, jakby jego chytry uśmiech był identyczny od dziesięciu lat, odkąd się znamy.
— Udam, że nie słyszałem. — Westchnąłem i udałem się w kierunku własnego rumaka. Gdy go dosiadłem, obaj ruszyliśmy przez gęsty las, z powrotem do królestwa.
— Pół roku temu miałeś wyjątkowo dobry słuch. Coś się stało? Za dużo walenia głową w mur? — Spojrzałem na Kasjana z poirytowaniem.
— Jeśli potrzebujesz kobiety, ja cię nie trzymam.
— A ty masz spokój na kolejne, ja wiem... dwa tygodnie. Też możesz skorzystać.
— Nie mam czasu — mruknąłem, rozglądając się po krzakach. Starałem się być czujnym w każdym momencie.
— A więc mam z tobą jechać do Fáros? — Zmienił temat, wydając się zrezygnowanym. Zapewne zrozumiał, że nie byłem w humorze do żartów.
— Nie. Odyn miał ze mną jechać.
— Czyli mogę odpoczywać. — Westchnął, rozmarzony.
— A po czym taki zmęczony jesteś? Masz napisać mi kilka wiadomości do sojuszników i znaleźć kogoś, kto zajmie się szkoleniem Lyona.
— Przecież dzieciak ma dostęp do najlepszych z wojowników — warknął, jakby oburzony, że oczekiwałem czegoś więcej.
— Chcę, żeby umiał strzelać z łuku. — Spojrzałem na mężczyznę wymownie.
— Królewskie traktowanie... Psia mać. Gdyby to było takie ważne, król Seweryn by się tym zajął.
— Mój ojciec zajmuje się tylko dogryzaniem sojusznikom i piciem piwa.
— Boisz się, że przyjdzie wojna? — Kasjan otworzył szerzej oczy. Miał dość szałaputne podejście do życia, przez co zwykle nie rozwodził się nad wizją gorszych czasów. Żył chwilą do momentu rozmowy takiej jak ta.
— Nie wiem. Dużo zależy od nastawienia Roba. — Szczerze, tęskniłem za czasami, gdy wyjeżdżałem do odległych miast i wracałem do domu po kilku miesiącach. Niczym się nie martwiłem, żyłem tylko tym, co działo się wokół mnie. Odkąd wróciłem do królestwa na dłuższy czas, męczyła mnie polityka ojca, problemy mieszkańców i to, że każdy czegoś ode mnie oczekiwał. Najlepiej cudu.
— On ma jakichś sojuszników?
— Wydawało mi się, że raczej tylko kolonie za nim stały... Jednak chyba Mokoš nie planuje wracać do swojego domu.
— Oh. Wsparcie Kuiluun jest dla nich bardzo istotne. Słyszałem też, że do Joseline mają przyjechać chętni na tron...
— Od kogo? — Zainteresowałem się.
— Mam swoje kontakty. — Podniósł brodę do góry.
— Wiesz z jakich królestw? — Była to informacja niepokojąca. Chociaż szczerze nie wiedziałem, czy lepiej trzymać ją w tajemnicy, czy informować ojca.
— Niestety nie. Choć domyślam się, że pewnie również kuzynostwo.
Rob nie zamierzał odpuszczać. Nie było też co mu się dziwić. Każdy chciał władzę trzymać tylko dla siebie. Szczerze, nie miał wyjścia, jak tylko wydać ją za kogoś z rodziny. Chyba że będzie chciał pokazać mojemu ojcu, jak bardzo nie chce wejść pod jego panowanie. Jakąkolwiek drogę by nie obrał, każda prowadziła do konfliktu. Najgorsze było jednak to, że potrzebowaliśmy czasu, aby nasze wojska, zresztą tak, jak wojska Muukalain, wróciły do formy. Nie było to możliwe, gdyż wojna w Fáros trwała.
Gdy dotarliśmy do domu, przed bramami, na polanach porastających pagórki, dostrzegłem Odyna, który to przyglądał się treningowi młodych chłopców, którzy pragnęli stać się częścią naszej armii. Pożegnałem się więc z Kasjanem skinieniem głowy, a następnie ruszyłem w kierunku brata. Przyjaciel natomiast udał się do miasteczka, aby znaleźć zapewne odpowiednie lokum do zaspokajania swoich potrzeb.
— Lyon nie ćwiczy? — Zmarszczyłem brwi i zsiadłem z konia.
— Jest teraz na lekcji literatury — odparł, na moment nie odrywając wzroku od dzieciaków.
— A ojciec? — zapytałem zrezygnowany, bo już dość miałem ciągłego upominania każdego o tym, że nasz brat powinien być szkolony na wojownika, a nie pizdę.
Odyn na moje pytanie zwrócił głowę w kierunku dwóch wysokich szczytów, między którymi z daleka mogliśmy dostrzec wypływającą wodę, zwaną wodospadem. To miejsce stanowiło kompas do twierdzy Muukalain.
— Pojechał do niego? — Zdziwiłem się, gdyż spodziewałem się raczej spotkania w naszej twierdzy. Miałem zresztą na nim być.
— Owszem. Towarzyszyłem mu, a przy okazji pożegnałem się z Emilie — zerknął na mnie z ukosa zupełnie tak, jakby chciał dostrzec na mojej twarzy jakąś reakcję.
— Więc możemy ruszać. — Postanowiłem jednak zignorować te tajemnicze znaki. Zdawałem sobie sprawę z silnych uczuć, jakie ich łączyły, więc nie rozumiałem, czemu Odyn tak kontrolował wszystko, co działo się wokół owej dwójki.
— A Iris już pojechała do domu? — zapytał po dłuższej chwili.
— Tak.
— Nie wiadomo kiedy wrócimy, więc pewnie to było trudne — mruknął, sprawiając wrażenie zawstydzonego tym, że sam przyznał się do siedzących w nim emocji.
— Bracie, dobrze mnie znasz. Owszem, Iris jest wyjątkowa, jednak nie doświadczam przy niej tak silnych uczuć, jakimi ty darzysz księżniczkę Muukalain. — Czasami miałem wrażenie, że już nic nie czułem.
Blondynka była mi droga. Nasze pierwsze spotkania i jej bliskość szybko obezwładniły moim młodym ciałem. Nie można też odebrać jej niesamowitego wdzięku i atrakcyjności. Stworzona wręcz idealnie do roli królowej u boku takiego władcy jak ja. Jednak moja dusza pragnęła czegoś więcej niż tylko miłości. Nie potrafiła upoić się tylko tym, prostym uczuciem kochania. Pragnąłem adrenaliny, wolności, ducha walki. Tak więc ta piękna istota nie była w stanie powstrzymać mnie przed wyjazdami w różne, dzikie i nieprzewidywalne miejsca. Na wojny. Z biegiem czasu to nas podzieliło. Spotykaliśmy się tylko na krótkie chwile, często tylko, kiedy musieliśmy się zaprezentować na jakiejś uroczystości. Dla ojca Iris było to coś fantastycznego, gdyż obawiał się mojej grzesznej natury. A nasze serca to podłamało. Tak jak kiedyś, gdy po ostrej wymianie zdań, Iris odjechała, a ja rozwścieczony zdecydowałem się na propozycję Kasjana i zdradziłem moją przyszłą żonę. O ile dla mnie, jako mężczyzny nie był to powód do jakiegoś wstydu, a wręcz coś naturalnego, do czego większość się posuwała, to jednak dla kobiet, dla Iris mogło być to niezwykle uwłaczające. Więc nigdy jej się nie przyznałem. Również do kolejnych, tego typu występków.
— Wiem i rozumiem, że nasza miłość może być czymś niesamowitym...
— Chyba niebezpiecznym. Nie ma nic bardziej niestabilnego jak takie małżeństwo. W każdej chwili ojciec może zmienić twoje plany. — Nawiązywałem do pojawiającej się na horyzoncie Joseline.
Odyn po wypowiedzianych przeze mnie słowach, jakby spochmurniał. Chyba starał się zapomnieć o tym okropnym planie, jednak dość racjonalnym z perspektywy naszego władcy.
— Pozostało tylko liczyć na niezłomność Roba. A teraz idź się przygotować. Zaraz ruszamy. — Położyłem dłoń na jego ramieniu i wskazałem bramę do miasta.
Odyn pokiwał głową i udał się najpewniej do stajni, aby sprawdzić, czy wszystko, co przygotował na wyprawę, znajdowało się w odpowiednim miejscu i dosiąść w finale swojego konia. Ja natomiast zastąpiłem go i z zaciekawieniem wpatrywałem się w precyzyjne ruchy, jakimi chwalili się młodzi barbarzyńcy. W ich oczach było tyle iskier waleczności, że aż zastanawiałem się, czy w moich również tyle widział ojciec, gdy pozwolił mi się szkolić. Od razu również w moim umyśle pojawił się Lyon. Dzieciak był mądry, przygotowywał się do roli króla, jednak na przykładzie Ericka wszyscy mogli zobaczyć, do czego prowadzi nauka tylko w jednym kierunku. Moim zdaniem dobry władca powinien przede wszystkim umieć zabijać. Nawet dyplomację można jakoś zatuszować, po prostu dobrym składem politycznym.
— Panie... — Stałem przez chwilę jak wryty, nie spodziewając się tej osoby za mną.
— Miałeś iść odpoczywać. — Zdziwiłem się na widok Kasjana, który jednak pojawił się przede mną teraz w całej swej okazałości i tylko lekko dyszał, jakby zmęczony krótką przebieżką.
— Mam pewną informację. Rozmawiałem przed chwilą z Bjørnem. — Zatrzymał potok słów, spoglądając na mnie, aby upewnić się, że jestem zainteresowany.
Bjørn był kimś na podobnym stanowisku co Kasjan, tyle że towarzyszył Odynowi. Mężczyźni znali się bardzo dobrze ze względu na liczne, wspólne podróże razem ze mną i mym bratem, to też nie zdziwiłem się ich prawdopodobną wspólną wyprawą po burdelach.
— Co może być tak ważne, że tu do mnie biegłeś.
— Jeśli zaakceptujesz moją propozycję, Lyon zacznie trening, nim wrócisz z Fáros — wyszczerzył się szeroko.
— Mów. — Zaintrygował mnie.
— No więc zwiadowcy donieśli królowi Robowi o napaści w lesie na Metsän villit...
— To chyba dobrze. Pewnie znowu planowali napaść na jedną z okolicznych wiosek. — Wzruszyłem ramionami.
— Było ich dwóch. Na terenie do ćwiczeń księżniczki Kasandry. Z jej strzałami wbitymi w głowę i serce. — Patrzył na mnie przez chwilę szeroko otwartymi oczami. — Przecież to jest jedyna, najlepsza łuczniczka...
— Nie — przerwałem mu.
— Aranie...
— Powiedziałem nie. Owszem, jest dobra, zgodzę się z tobą. Jednak to kobieta i w dodatku od Muukalain.
— Król Seweryn nie musi się o tym dowiedzieć.
— Daj spokój. Nie w takiej sytuacji politycznej, w jakiej się znajdujemy. — Pokręciłem głową.
— Kiedyś jakoś nie przejmowałeś się takimi rzeczami. Biegłeś z wiatrem na przekór wszystkim. — Spojrzałem w jego oczy.
— Bo nic mi nie ciążyło.
— Teraz też nic ci nie ciąży. To Odyn ma przejebane, nie ty. — W tym momencie dojrzałem mojego brata, powoli wyjeżdżającego z miasteczka, aby do mnie dołączyć.
— Jeśli do tego doprowadzimy, ojciec to uzna za zdradę. A na pewno hańbę.
— I co z tego? — Patrzył na mnie niezrozumiale.
— Jestem gotowy, możemy ruszać. Kasjan. — Odyn skinął głową do mojego przyjaciela.
— Jasne, ruszamy. — Od razu marszem udałem się do swojego rumaka, posyłając przy tym ostrzegawcze spojrzenie Kasjanowi.
Nie miałem nic do Kasandry, w przeciwieństwie do tego, jak ona reagowała na mój widok. Jednak nie było to istotne. Istotne były plany mojego ojca. A nie chciałem skończyć w niepewności tak jak mój brat. Mogło się wydawać, że śmierć Ericka nikomu w niczym nie przeszkadzała, a jednak teraz każdy z nas czuł nóż na gardle ze znanych tylko sobie powódek.
CZYTASZ
Klątwa Południa |ZAWIESZONE|
FantastikRód Muukalain od dawna zdobywał dalekie tereny, czerpiąc tym samym wiedzę z różnych kultur i rozwijając umiejętności walki. Wydarzenia owiane legendą zmusiły ich do osadzenia się w jednym miejscu i uznania sojuszu, między innymi z rodem Tapperhet. M...