Kasjan rozglądał się nerwowo, a zarazem z zaciekawieniem. Wydawał się zafascynowany otaczającymi nas murami królestwa Muukalain. Rynek przed wejściem do zamku, w porze popołudniowej był całkowicie opustoszały. Mieszkańcy przyległego miasteczka zapewne zasiadali teraz do obiadu, a dopiero wieczorem zaczynali poszukiwać rozrywki przy dworze królewskim. Taka pora wydawała się wręcz idealna do zajmowania się polityką. Dlatego też kilka godzin wcześniej Håkon chciał złożyć wizytę Robowi, aby przekazać mu szczegóły spotkania dotyczącego podziału Fáros. Gdy mogłem już opuścić zamek i powrócić do Kasjana, czekającego na nas na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą. Mimo tego, że król Rob był niezwykle serdeczny, to jednak czułem napięcie. Albo wmawiałem sobie, że wszyscy w tym królestwie mnie nienawidzą, albo jest to prawda.
— Powiem ci szczerze, że zawsze czułem się tutaj jakoś inaczej. — Westchnął Kasjan, wbijając wzrok w ciągnący się po prawej stronie krużganek na wysokości może czterech pięter, na którym przesiadywała, jak zwykle ostatnio jak widać, Mokoš.
— To znaczy? — zapytałem, nie odrywając od niej wzroku. Nie miałem pojęcia, dlaczego ona tutaj nadal była, choć obawiałem się, że do szpiegowania. I z pewnością nas teraz widziała, choć głowę miała zwróconą w stronę wzgórz, za którymi znikało słońce.
— Jednocześnie czuję napięcie, ale też takie poczucie, że jestem tu chciany. Mile widziany? — Sam zadał sobie pytanie, ignorując przy tym brak zainteresowania z mojej strony.
— Może nawdychałeś się końskiego gówna. — Na moje słowa, Kasjan przewrócił oczami.
— Mówię poważnie. Ci ludzie wcale tak nie obserwują. Nie zaglądają ci do oczu. Po prostu robią swoje. Nawet stojąc tu i czekając, aż wrócisz, straże od bram nie zwracali na mnie uwagi. Rozmawiali między sobą. Wiesz... Chodzi mi o to, że oni są bardziej otwarci, niż nasi ludzie. — Wiedziałem, o co mu chodziło, choć nie mogłem stwierdzić, że mam tak samo.
— Albo masz zwidy, albo to przeznaczenie, że ta ziemia kiedyś będzie nasza — zaśmiałem się, próbując oczyścić atmosferę.
— Coś mi się zdaje, że jeżeli zdobędziemy ją w taki sposób, jak Seweryn chce, to ludzie będą na nas z widłami chodzić.
— Być może. Albo zniszczymy to wszystko. — Przyglądałem się murom.
Zamek Fáros wydawał mi się mimo wszystko piękniejszy, jednak skoro już go nie było...
— Ooo! Alvarze! Podejdź do nas! — Z zamyślenia wyrwał mnie nagły krzyk Kasjana, w kierunku wozu, który wjechał na teren rynku i kierował się w stronę stajni. Koniem kierował starszy mężczyzna, a wspomniany Alvar zszedł z wozu i chwilę wahając się, w końcu ruszył w naszą stronę.
Kilka kroków od naszej dwójki, ukłonił się bardzo nisko i zaczął lustrować nasze twarze. Stresował się tym spotkaniem, choć nie bardzo wiedziałem dlaczego. O ile ze mną bardzo rzadko miał do czynienia, z Kasjanem często ucinał sobie pogawędki, gdy tylko witał u naszych stajennych. Równie często pracował przy naszych zawodach konnych. Przetarł dłonią swoją twarz, zapewne obawiając się, że był brudny, ale tym gestem jeszcze bardziej rozmazał po policzkach ciemne smugi. Nie przykryło to jego idealnie wyrysowanej szczęki, a brudne dłonie nie sprawiły, że przestały być widoczne grube żyły pod skórą. Mimo to wydawał się bardziej nieporadny.
— Co słychać w domu? — Kasjan jakby zupełnie ignorując wszystko wokół, zainteresowany był tylko swym nowym rozmówcą.
— Dobrze. Dzisiaj sprzedaliśmy kilkanaście worków owoców. — Uśmiechnął się niepewnie, jeszcze bardziej nerwowo, gdy dłoń mojego towarzysza poklepała mężczyznę po ramieniu.
— To fantastycznie. Słuchaj... Może masz jakiegoś dobrego masztalerza na zbyciu? U nas trochę brakuje fachowców.
— Moi bracia mogą się nadać.
— Ty znasz nasze stajnie jak własną kieszeń. Może chciałbyś się do nas przenieść? — Zaproponował, ale Alvar nie był przekonany.
— Obawiam się, że nie ja mogę o tym decydować.
— A kto?
— Księżniczka Kasandra... — W tym momencie popatrzyliśmy po sobie.
Ciekawy byłem, czy tak jak ja Kasjan pytał samego siebie, czemu znowu ona, czy może po prostu przestraszył się, że to właśnie z nią będzie musiał dyskutować.
— Księżniczka? — Po tym pytaniu ze strony Kasjana, już wiedziałem, że bardziej zaskoczył go fakt, że to kobieta podejmowała decyzje.
— Tak... Król powierzył jej władzę nad stajniami, gdyż to ona najwięcej z nich korzysta.
— Rozumiemy. — W końcu to ja się odezwałem, co zwróciło uwagę obu mężczyzn.
Ja jednak na nich nie patrzyłem. Nad ich głowami zobaczyłem nadchodzącą w naszym kierunku kobietę, schowaną pod płaszczem i kapturem, który zakrywał całą jej twarz. Wiedziałem, że to Kasandra, gdyż płaszcz był zielono-bordowy, wyszywany złotymi nićmi, układającymi się w kształt herbu Muukalain. Rudowłosa szła w naszym kierunku dość żwawo, jednak bardziej rozglądając się na boki i pod nogi. Dopiero kilka metrów przed nami podniosła głowę do góry, a gdy dotarło do niej, kto stał przed głównym wejściem do zamku, zwolniła, prawie się zatrzymując. Trwało to sekundy, ale jakbym czuł, że była zdenerwowana. Nie chciała nas tu, choć dość często zerkała na Alvara. Na zewnątrz była nieskazitelna, taka jak zawsze. Szybko zrzuciła z głowy kaptur i wkładając na swoją twarz czujność i skupienie, podeszła spokojnie. Kilka kroków od nas, niepostrzeżenie schowała jakąś małą sakiewkę do środka swego płaszczu, a potem skupiła się na bardzo niskim ukłonie Alvara. Gdy się wyprostował, wszystkie oczy spoczęły na Kasjanie, który jakby udawał, że nie wiedział, czego od niego wymagano. Jednak na koniec uśmiechnął się głupio i ukłonił się, choć nie tak nisko, jak jego poprzednik. Kultura dworska wymagała, aby najważniejsze osoby witały się na końcu. To też przyłożyłem dłoń do swej piersi, a Kasandra pochyliła głowę i podała mi dłoń. Gdy składaliśmy sobie lekki ukłon, musnąłem górę jej dłoni ustami.
— Rozmawialiśmy o podjęciu pracy przez Alvara w naszej stajni. — Jako pierwszy odezwał się Kasjan, a ja dokładnie lustrowałem złote spinki, starannie wpięte w głowę kobiety. Byłem od niej wyższy ponad głowę, to też mogłem bez skrępowania szukać na metalu wytłoczeń herbu.
— Nie macie swoich ludzi? — zetknęła na mnie, jakby czuła, że się jej przyglądam, jednak ja skupiony byłem na tak typowym i zawsze tym samym tonie jej głosu.
— Nie takich fachowców, Pani — kontynuował.
— Alvar jest nasz. Możecie wziąć któregoś z jego braci. Są równie dobrze wyszkoleni. — Trzymała swoją stronę i dosłownie przez sekundę utrzymała wzrok z Alvarem, po czym ten się uśmiechnął.
— Przekażę mojej rodzinie. A teraz nie będę przeszkadzał. — Ukłonił się do niej, a następnie skinął głową w naszą stronę i dość szybkim krokiem ruszył w kierunku stajni. Kasandra śledziła go spojrzeniem jeszcze przez chwilę. Miałem wrażenie, jakby jej myśli krążyły gdzieś bardzo daleko.
— Spotkaliśmy się w idealnym składzie — zaśmiał się Kasjan i od razu przykuł uwagę księżniczki.
— Chyba w najgorszym. — Wbijała swoim głosem sople lodu w szyję mojego przyjaciela.
— Póki nie wrócił nasz namiestnik, możemy przedyskutować to i owo.
— A co was tu sprowadza? — zapytała, patrząc na mnie.
— Przybyliśmy z wizytą do króla Roba. Musimy ustalić termin spotkania. Będziemy dzielić tereny Fáros pomiędzy nasze państwa. — Wyjaśniłem najdokładniej, jak się dało. Właściwie nie wiedziałem dlaczego, ale cały się spiąłem przed podaniem tych informacji. Zupełnie tak, jakbym zdawał raport zwiadowczy dowódcy wojska.
— Nie będziemy chyba rozmawiać o polityce? — Przerwał nam Kasjan. Bardzo zależało mu na wyjaśnieniu sprawy szkolenia.
Może było mu głupio, a może chciał dopiąć sprawę i zająć się swoimi potrzebami, to znaczy wypiciem ulubionego, ciemnego piwa i przesiadywaniem po nocach w barach.
— Dlaczego nie? To ważne sprawy.
— Nasze są ważniejsze na obecną chwilę. — Zadziwiała mnie postawa czarnowłosego. Kompletnie nie kajał się przed kobietą. A jej to chyba imponowało.
— Chciałem zapytać, czy propozycja mojego towarzysza jest nadal aktualna... — wtrąciłem się, przez co dwie pary oczu spoczęły na mnie.
— Chętnie o tym porozmawiam, ale nie tutaj. — Zażądała.
— Więc jutro o poranku. W lesie tam, gdzie Pani zwykle ćwiczy, nie zwracając na siebie uwagi. — Zaproponowałem, aby przejść do rzeczy i zakończyć rozmowę na wypadek, gdyby ktoś jeszcze oprócz Mokoš nam się przyglądał. Spojrzałem w kierunku obserwatorki, przez co również Kasandra zwróciła wzrok na księżniczkę Kuulim.
— Niedługo zapewne straci oczy. — Głos kobiety miał w sobie tyle bólu, że czułem się naprawdę zaskoczony tym wyznaniem.
— Jest chora? — Zdziwił się Kasjan, a ja żałowałem, że wszędzie brałem go ze sobą.
— To nie wasza sprawa. Do jutra. — Kasandra chciała już zakończyć rozmowę, kiedy przez drzwi zamkowe, wyszła do nas jedna ze służek dworskich.
Widząc nas z lekkim wahaniem podeszła bliżej, skinęła i swoimi dużymi oczami wpatrywała się we władczynię.
— Coś się stało, Amando? — zapytała od razu.
— Chciałam prywatnie...
— Oczywiście. Już kończymy. — Spojrzała na nas.
— Ja pragnę tylko przeprosić. — Odezwałem się, gdy Kasandra już postawiła pierwszy krok na schodach. Moje wyznanie sprawiło, że lekko się zachwiała i odwróciła do mnie.
— Nie ma za co. Jednak chciałabym, aby nasza rozmowa odbyła się tylko między nami — odpowiedziała i ruszyła do zamku.
Po chwili zostaliśmy znowu sami.
— Czyli co? Ja mam zniknąć? — Oburzył się Kasjan.
— To chyba dość logiczna decyzja — mruknąłem.
— Jestem lojalny względem ciebie, Panie!
— Tak samo, jak ta Amanda względem niej. A jednak rozmawiają same. Tak jak my. I tak jak ja i Kasandra. I tak ci o wszystkim opowiem. — Wzruszyłem ramionami.
— Nie o wszystkim, ale o tym, co uznasz za ważne.
— A po co ci więcej?
— Bo jestem kimś więcej. — Wydawał się poruszony, ale tylko przez chwilę.
— Nie żartuj sobie. I chyba naprawdę zacznę ograniczać twoje podróże u mego boku. Ja próbuję budować dobre relacje, a ty wpychasz się z buciorami, gdy już uspokajam jej emocje. — Kasjan spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech.
— Jej nie uspokoisz. Gdy jej dogaduję, częściej się uśmiecha.
— Pobłażliwie. — Stwierdziłem, zgryźliwie.
— Może. Jednak się uśmiecha, a to dobry znak. — Przewróciłem oczami i uznałem, że nie ma sensu, aby kontynuować tę rozmowę w taki sposób.
Kasjan miał swoje racje i dopóki ktoś wprost nie przystawi mu ostrza do gardła za złe zachowanie, on będzie brnął dalej, aby testować czyjąś wytrzymałość. Tym razem obrał sobie za cel Kasandrę, jednak była ona zbyt inteligentna na jego zagrywki. Przynajmniej tak mi się zdawało. Choć im dłużej z nią rozmawiałem, tym bardziej pewien byłem, że dużo o niej nie wiem.

CZYTASZ
Klątwa Południa |ZAWIESZONE|
FantasyRód Muukalain od dawna zdobywał dalekie tereny, czerpiąc tym samym wiedzę z różnych kultur i rozwijając umiejętności walki. Wydarzenia owiane legendą zmusiły ich do osadzenia się w jednym miejscu i uznania sojuszu, między innymi z rodem Tapperhet. M...