Rozdział 1. Wyrok

551 11 2
                                    

Odstawiłam śnieżno-biały kubek kawy na stolik w kuchni i wzięłam głęboki wdech, czując, że robi mi się coraz gorącej ze złości. Moje oczy dobrowolnie pokierowały się w stronę sufitu, a ja je przymknęłam dając im chwilę odpoczynku. Jeszcze chwila, Viv. Wytrzymasz to, wierzę w ciebie. Otworzyłam ponownie oczy i zerknęłam na zegar powieszony na ścianie, który wskazywał godzinę siódmą jedenaście rano. Jednak, kurwa, nie wytrzymam.

Wstałam z miejsca i od razu po kierowałam się w stronę biało-brązowych schodów, by następnie wejść na nie i skierować się do pokoju mojego brata. Stanęłam przed białymi drzwiami a następnie twardo, trzy razy zapukałam do środka.

- Kurwa, przysięgam, że jak zaraz nie wyjdziesz to wrócę tu zaraz z wiadrem wody i wyleje ci to na łeb.

Odpowiedziała mi cisza więc jednym ruchem otworzyłam z hukiem drzwi wchodząc do środka. Nawet skrzypienie drzwi nie obudziło Euguneʼa. Japierolę. Podeszłam do łóżka i ściągnęłam z kołdrę z chłopaka stając przed nim.

- Wstawaj, do cholery! - krzyknęłam i gdy w końcu zaczął się przebudzać podeszłam do okna i odsłoniłam białe zasłony. - Szkoła, kretynie!

- Co... - mruknął pod nosem blondyn przecierając oczy. - Już?

- Tak, kurwa, już - powiedziałam stając na przeciw łóżka. - Jak przeżyjesz ostatni dzień w tym tygodniu to będzie, kurwa, sukces. A teraz już, ubieraj się i na dół, bo zaraz będziesz zasuwał z buta.

Podniósł się do pozycji siedzącej patrząc na mnie zamdlonym wzrokiem. Miał na sobie jedynie szare dresy i białą koszulkę, a jego blond czupryna przypominała w tej chwili huragan. Jego blado niebieskie tęczówki świeciły wyłącznie zmęczeniem, a cera była bladsza od mojej opalenizny z tamtego lata. I prawda była taka, że nie opaliłam się w ogóle, bo całe lato przesiedziałam w domu praktycznie z nikim się nie kontaktując. A jak miałabym z kimś pisać, to wyłącznie w nocy. Po prostu mój stan psychiczny się tak zjebał, że jedyne czego pragnęłam to wtulić się w łóżko.

- Jak na osobę, która pruje się za każdym razem gdy przeklnę, ty robisz to cholernie często - zauważył wstając z łóżka.

- Jak na dziesięcio-latka, który zamiast cieszyć się szkołą, spotkaniem z przyjaciółmi i miłym spędzonym czasem w niej, ty wolisz udawać sraczkę byleby tam nie iść - stwierdziłam kładąc ręce na biodrach, gdy on wyciągał z szafy czyste ubrania. - I nie przeklinaj.

- Mówiłem - mruknął pod nosem zamykając białą szafę.

Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę drzwi rzucając dodatkowo:

- Jeśli za dziewięć minut i dziewięćdziesiąt dziewięć sekund nie zjawisz się na dole, jedziesz sam. I obiecuję ci, kurwa, że do pilnuję byś poszedł do szkoły.

- A nie pięćdziesiąt dziewięć?

W odpowiedzi jedynie wystawiłam mu środkowego palca, a potem wyszłam za trzaskając za sobą drzwi. Moja relacja z rodzeństwem była całkiem normalna, przynajmniej dla nas, bo osoby z zewnątrz widząc jak często się kłócimy potrafią jedynie stwierdzić, że wcale nie mamy zdrowej relacji. Kto powiedział, że mamy, ale to, kurwa, rodzeństwo a nie małżeństwo.

Kocham mojego brata, ale gdy on nie potrafi jak człowiek ustawić budzika by wstać na czas i to jeszcze JA muszę go budzić, to jest przesada. Mogłabym cały dzień gadać mojej mamie, że wkurwia mnie to miłosiernie, ale to nigdy nie zadziała. Z resztą to mój brat, co nie? Chuj, a nie brat.

Dokładnie dziewięć minut i czterdzieści pięć sekund później, młody stanął w progu kuchni ubrany z jeansy i czarną bluzę z kapturem. Ja miałam na sobie beżowy sweter i również jasnoniebieskie jeansy, ale dołożyłam do tego białą opaskę na moje brązowe włosy. Przygotowywałam właśnie kawę razem z kakao gdy młody usiadł na krześle przy stole, i gdy już miałam zamiar użyć ekspresu, zawołał:

Dictionary of Lies Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz