Był w moim życiu czas gdy sądziłam, że konsekwencje moich czynów nie mogą być ciężkie. Wydawało mi się, że dostanę szlaban, albo i nie, ale nigdy bym nie pomyślała o rzeczywistości z, którą borykałam się każdego dnia.
Nie byłam morderczynią, nikogo nie zabiłam, ale każdego dnia obwiniałam się o śmierć jednej osoby przez to, że zaczęłam się ścigać. Nadal nie rozuemiem dlaczego nie zrezygnowałam z wyścigów. Za każdym razem mówię sobie, że to koniec. W następnym roku tego nie będzie lecz zawsze kończę w ten sam sposób i w tym samym miejscu.
Na torze.
Może dlatego, że się uzależniłam? Jest możliwość od uzależnienia się od czegoś co pomaga ci zapomnieć, ale również potrafi cię zabić? Oczywiście, że tak. Jednak problem polega na tym iż ja nie potrafię nie zapominać. Bo robię to każdego dnia nie patrząc na blizny, które odznaczają się na moich ciele i w pamięci. Nie potrafię żyć dla siebie więc żyję dla kogoś. Lecz czy żyłabym dla kogoś walcząc o życie każdego dnia, którego i tak nie chcę? Dobre pytanie.
Flynn nie przyjechał. Podobne upił się ze znajomym i nie przyjedzie. Co tak w zasadzie jest odpowiednią opcją, bo za bardzo by zaryzykował wsiadając na tor w takim stanie. Lepiej przegrać walkowerem.
Nie pamiętam momentu w którym wysiadłam do tego pieprzonego samochodu. Zostały zaledwie cztery minuty do startu, a ja stałam już na nim wyczekując tego całego cyrku. Gracie od razu próbowała mnie zmotywować i przygotować do wyścigu więc wsiadłam za kółko by się odpieprzyła.
Może nie było to zbyt miłe, ale życie to kwestia nie łatwych wyborów z którymi musimy się mierzyć. Moją jedną z wad jest to, jak odkładałam rzeczy na ostatnią chwilę. Dlatego zamierzałam postresować się ponownym wystąpieniem na torze pięć minut przed północą. A nie pół godziny przed.
Zagryzłam wargę nadal przeglądając instagrama na linii startu gdy inni kawał ode mnie coś krzyczeli, śmiali się i pili. Wyglądali na takich beztroskich, ale wiedziałam, że również to tylko przykrywka. Uparcie ignorowałam spojrzenia moich przyjaciół, które co chwilę lądowało na samochodzie w którym siedziałam.
Zmarszczyłam nagle brwi dostrzegając jedną wiadomość na pasku powiadomień. Gdy przeczytałam dostawcę nieco się przeraziłam, ale po chwili to minęło gdy przeczytałam jej treść.
Znajomy psychopata to lepsze niż nieznajomy.
Nieznany: a byłem pewnien, że gustujesz w czerwonych samochodach – Shah.
Przewróciłam oczami, a moje usta chwilowo zdobił uśmiech lecz nie zdążyłam nawet odpisać gdy obok mnie pojawiło się drugie auto a w nim osoba z którą miałam się ścigać. Zrobiło mi się nie dobrze gdy zaczął nagannie lustrować moją sylwetkę z obrzydliwym wyrazem twarzy.
Parę śnieżnobiałych pasem włosów swobodniej opadały mu na czoło idealnie podkreślając jego czarne oczy. Pełne usta, a na szyi spod czarnej kurtki wystawał mu srebrny gruby krzyż.
– Kogo to moje oczy widzą, Nightingale – odparł unosząc zadziornie kącik ust.
– Kogo to moje oczy widzą, dupku – sarknęłam odwracając wzrok. Schowałam telefon do torebki i odrzuciłam ją na miejsce pasażera.
– No już nie bądź taka – odparł jeden z fioletowych. – Napij się, żyj i korzystaj – dodał biorąc do ręki butelkę chyba tequili a następnie upijając łyk trunku.
Rozszerzyłam oczy nie kryjąc zadziwienia, ale potem zastąpiło go obojętność. Coś czułam, że nawet gdybym zwróciła mu uwagę na fakt iż nie powinien pić zaraz przed jazdą nie dużo by to dało. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na jego pijany i śpiewny głos. Chyba nie wypił dużo, a teraz były to zaledwie dwa łyki jednak nie chciałam ścigać się z trupem. Bo jeśli mnie zabije podczasz jazdy to zmartwychwstanę i go dobiję o ile wcześniej sam się nie ukatrupi.
CZYTASZ
Dictionary of Lies
RomanceOsiemnastoletnia Viviana w ciągu swojego życia na potyka się na wiele nieszczęść i sprzeciwień losu. A wisienką na jej urodzinowym torcie jest pewien charyzmatyczny brunet, który z nie jakich powodów postanowił zainteresować się brunetką. Jednak nie...