Nie rozumiałam samej siebie i własnych myśli, które zaczynały coraz bardziej mieszać mi się w głowie. Nie potrafiłam się nawet skupić przy patrzeniu kawy i oparzyłam się gorącą wodą, kończąc z ręką piętnaście minut pod tą zimną. Moja głowa znów przechodziła nastoletni bunt, nie współpracując ze mną ani trochę.
Z nauką nie było prościej, nie potrafiłam się skupić nawet w perfekcyjnej ciszy, bo tym razem to ja za głośno oddychałam. Z resztą spóźniał mi się okres pięć dni, co tylko bardziej mnie zirytowało. Nie, nie byłam w ciąży spokojnie. Jeśli miesiączka mówi ci papa to nie odznacza od razu, że się zaciążyłaś, luz. Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo straciłabym życie wpadając nawet jeśli to ja jestem wpadką.
Z przyjaciółmi nie kontaktowałam się od wtorku, wyłącznie z powodu mojego lenistwa. Mimo, że, jak codziennie Zane wysłał mi wiadomość z pytaniem czy żyje i czy nie zdechłam im tu.
Zane Calman: żyjesz?
Zane Calman: weź nie wiem jakie kwiaty kupić na pogrzeb.
Ostatnie dni wracały do normalności, której tak bardzo potrzebowałam w ostatni weekend. Z Shahʼem nie kontaktowałam się od poniedziałku i szczerze się z tego cieszyłam. Mogłabym skakać z radości, że najwyraźniej dał sobie spokój z natrętną nastolatką.
Zamiast niego pojawił się inny problem, noszący imię Marcus Mitchell, który przez ostanie dwa dni - włącznie z dzisiejszym. Coraz częściej zaczął wypisywać do Grace z wytłumaczeniem typu: „nudzi mi się w życiu„ albo „Chad ma mnie dość, więc piszę do ciebie". Nie miałam mu tego za złe, ale nie miałam chęci się z nimi trzymać.
Pochodziliśmy z innych światów, nawet patrząc na nas z perspektywy innych ludzi. Nasza trójka była tą, która zazwyczaj jeździła w wyścigach i spędzali dużo czasu na imprezach z resztą z drużyny. Oni nie posiadali żadnych drużyn, walczyli o życie mając swoje prywatne życie i swoich znajomych o których nikt nie musiał wiedzieć. Oni się bili, a my ryzykowaliśmy.
Opadłam bezwładnie na łóżko przecierając twarz dłońmi i przy okazji biorąc do rąk telefon. Widząc nowe powiadomienie z instagrama szybko obróciłam się na brzuch podkładając poduszkę pod brodę. Odblokowałam telefon i weszłam w grupę, która wyświetlała się jako nieprzeczytana.
CZERWONI.
Brielle Hale: kiedy my stawiamy się na torze?
Zane Calman: ja i Viv nie możemy w tym tygodniu.
F Clayton: zdajecie sobie sprawę, że łamiecie nam serca w tej chwili?
Brielle Hale: kiedy?
Brielle Hale: @viviana.as?
Westchnęłam myśląc o odpowiedniej dacie. Weszłam w kalendarz na telefonie i przeglądnęłam kartkę na luty i marzec. Zdecydowanie nie miałam siły teraz jeździć. Zaproponowałam Natalie przyszły tydzień, albo jeszcze kolejny. Przystała na czwartego pytając dotakowo czy dam radę. Kochana kobieta.
Brielle była naszą drugą głową drużyny. Zajmowała się wszystkim co trzeba i często organizowała imprezy nad basenem. Zajmowała się miejscami i samochodami gdy znalazła się jakaś usterka. Jeździła razem z nami, ale najrzadziej z wszystkich.
Jedna drużyna mieściła cztery osoby, na cztery drużyny w których stanowiska wybierają wyłącznie członkowie danej grupy. U nas wygląda to mniej więcej tak, że to ja zazwyczaj jeżdżę każdego miesiąca, Hale odpowiada za resztę szczegółów i datę, ale ona również starruje z resztą.
Datę wybiera się między czterema drużynami, które zmieniają się raz na dwa lata, w drodze wyjątku odchodzi jedna osoba. Po każdej zimie organizowany jest jeden wyścig, ten rozpoczynający cały rok. Kolejny odbywa się w wakacje, a ten ostatni na koniec jesieni.
CZYTASZ
Dictionary of Lies
Lãng mạnOsiemnastoletnia Viviana w ciągu swojego życia na potyka się na wiele nieszczęść i sprzeciwień losu. A wisienką na jej urodzinowym torcie jest pewien charyzmatyczny brunet, który z nie jakich powodów postanowił zainteresować się brunetką. Jednak nie...