16. Wszyscy jesteśmy nienormalni

1.1K 53 15
                                    

    Przez większość drogi powrotnej do Pensylwanii Vince nie odezwał się ani słowem. Efekt mojej wypowiedzi był taki jak się spodziewałam. Wkrótce Helen odeszła od nas wyraźnie zakłopotana, najstarszy z braci Monet zamilkł, a ja zwyczajnie nie miałam ochoty na rozmowę. Czułam lekką satysfakcję, która pozwoliła ocenić mi, że zrobiłam dobrze mówiąc kobiecie wszystko co dusiłam w sobie przez tyle lat. A w każdym razie byłam pewna. Pewna, że przynajmniej nie zrobiłam źle. Dopiero, gdy zatrzymaliśmy się przed domem Vince zaczął rozmowę. Spodziewałam się usłyszeć od niego wszystko oprócz tego co mój brat miał mi do przekazania.  

    - Zapisałem cię na spotkanie z psychologiem

    - Chwila, ja nie potrzebuję psychologa - odparłam po krótkiej analizie wypowiedzianych przez Vincenta słów i zmarszczyłam brwi. 

    - Hailie odpowiedziała kiedyś to samo - mruknął mój brat bardziej do siebie niż do mnie. Ja za to jeszcze bardziej zdziwiłam się faktem, że moja siostra kiedykolwiek potrzebowała terapii. Przez cały ten czas wydawała mi się nieskazitelnie perfekcyjną osobą. 

    - Zawsze uważałam Hailie za najnormalniejszą osobę pod słońcem - wyznałam zgodnie z prawdą. 

    - Dziecko drogie, to, że ktoś chodzi na terapię nie oznacza, że nie jest normalny - westchnął Vincent wyraźnie zmęczony tym, że próbuję z nim jakkolwiek dyskutować. 

    - Nie mam zamiaru iść do psychologa - powtórzyłam i ponownie zmierzyłam Vince'a zirytowanym spojrzeniem. Ton głosu, w którym wypowiedziałam to zdanie wydał się jednak śmiesznie piskliwy i przez to zabrzmiałam jak małe, uparte dziecko. Nienawidziłam być uważana za niedoświadczoną w życiu dziewczynkę. Przez tyle lat nikt nigdy nie podarował mi ani grama tej cholernej troski i miłości, której tak przez całe życie pragnęłam, że w między czasie zdążyłam dorosnąć. Dorosnąć zdecydowanie za szybko. A teraz? Teraz nagle miałam dostać to czego niedane było mi otrzymać kiedyś. Z tą różnicą, że na tym etapie ja już nie pragnęłam w moim życiu bliskości innych ludzi. 

    - Przypomnę ci Elizo, że to ja jestem twoim opiekunem prawnym i to ja decyduję co jest dla ciebie najlepsze - usłyszałam tylko w odpowiedzi, która jedynie bardziej mnie zirytowała. Nie lubiłam kiedy ktoś inny miał nade mną jakąkolwiek władzę. To ja zawsze wszystko nadmiernie kontrolowałam i to ja zawsze chciałam mieć wszystko pod kontrolą. A życie z taką osobą jak Vincent zdecydowanie mi tego nie ułatwiało. Bo mimo wszystko mój najstarszy brat był w niektórych aspektach niezwykle do mnie podobny. A podobne charaktery nie zawsze oznaczają przyjaźń. 

    - Już niedługo - warknęłam i gwałtownie wyszłam z samochodu. Zbyt gwałtownie. Nie przejęłam się jednak tym, że zachowywałam się jak zupełnie niedojrzała emocjonalnie osoba. Już dawno przywykłam do tego, że aby wytrzymać z braćmi Monet nie można grać fair play. Do osiągnięcia przeze mnie pełnoletności został już tylko rok z kawałkiem. Vincent więc nie mógł być moim opiekunem prawnym dłużej niż owy czas. Ta myśl spowodowała, że nieco się uspokoiłam i weszłam do domu całkowicie pozbawiona negatywnych emocji. Powiedziałam krótkie "cześć" do Willa i jako, że był już późny wieczór odparłam, że mam w planach jak najszybciej znaleźć się w łóżku. 

Vince'a już tego dnia więcej nie zobaczyłam. 

Parę dni później najstarszy z braci Monet wszedł do mojego pokoju i oznajmił, że w przyszły wtorek będę miała pierwsze spotkanie ze swoją terapeutką. Kiwnęłam tylko głową nie uraczając Vincenta ani jednym spojrzeniem. Już wcześniej stwierdziłam, że nie będę się z nim kłócić. To i tak byłoby na nic. Poznałam swojego brata na tyle dobrze, że wiedziałam, iż nie da za wygraną. Czy miałam jednak zamiar zwierzać się z dręczących mnie problemów obcej osobie? Nie, ale Vince nie musiał o tym wiedzieć. Czułam satysfakcję, że mam lekką przewagę nad bratem, który mógł mnie zmusić do chodzenia na terapię, ale nie rozmowy z psychologiem. Bo ja nie o tyle co nie lubiłam, a zwyczajnie nie umiałam zwierzać się ze swoich problemów innym. Wolałam je zatrzymywać dla siebie. Kiedy mój brat miał już wychodzić z pokoju odważyłam się na pytanie. 

    - Vince...a możesz mi powiedzieć dlaczego według ciebie potrzebuję terapii? - postarałam się, aby w moim głosie nie było słychać złości, a jedynie ciekawość. Nie miałam zamiaru kłócić się z bratem po raz kolejny. Kiedy jednak minęła dłuższa chwila, a ja nadal nie otrzymałam odpowiedzi wybuchłam. - Uważasz mnie za wariatkę?! 

    - Nie 

    - Wiem, że kłamiesz Vince. Powiedz co naprawdę o mnie myślisz - w tym momencie znalazłam się już na skraju. Skraju krzyku oraz rozpaczy jednocześnie. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej tak świetnie wychodziło mi maskowanie swoich prawdziwych emocji. 

    - Wszyscy jesteśmy nienormalni, Elizabeth - mruknął mój brat i zrobił krok w moją stronę, aby zaraz potem nieudolnie mnie przytulić. 

Tego dnia doszłam do jednego wniosku. Vincent Monet nie potrafi przytulać. 

Lizzy MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz