Pov. Erick
- Kolejny mecz kolejna wygrana - zaśmiałem się, czym rozśmieszyłem innych.
- I to jeszcze 4-1 dla nas! - zachichotała Sylvia.
- To w sumie twoja zasługa - mrugnąłem do niej - Nigdy byśmy nie rozgryźli ich taktyki - powiedziałem z uśmiechem, który odwzajemniła.
- Po prostu mnie nie było - podsmumował Jude, wchodząc do naszego domku.
- A właśnie jak Tobie poszło? - spytał Mark zaciekawiony.
- A w zasadzie gdzie był Jude? - szeptem spytałem Sylvię.
- Był w urzędzie, bo rodzice Celii - zamilkła, widząc łzy w oczach wspomnianej dziewczyny.
- Udało Ci się, oficjalnie jesteśmy rodzeństwem? - dopytała Celia.
- Zawsze nim byliśmy - przytulili się. Po Jude z siostrą wyszedł, bo musieli jechać do domu.
- Jutro mamy kwalifikacje do grupy pionków - pochwalił się Mark.
- Ale chciałbym wygrać - rozmarzyłem się, zauważając spojrzenie Sylvi na sobie.
- Wtedy byłbyś jeszcze większym czarodziejem murawy - zachichotała. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa, miała ten sam głos oraz chichot co wcześniej.
- Chcesz zagrać z nami? - spytałem po namyśle, a Mark dostał inspirancje.
- Świetny pomysł - ucieszył się Mark - I tak musimy mieć jeszcze dziewczynę oprócz Sue, takie są zasady. Patrzyłem prosto w jej oczy czekając na decyzje, od kiedy Dragonfly otworzył okno jej lekko zielone włosy powiewały.
- Chętnie - uśmiechnęła się - Czarodziejka wraca! - krzyknęła, a wszyscy zaczęli skandować jej imię. Zarumieniłem się, nie wiedziałem czemu, bo to tylko moja przyjaciółka, przynajmniej tak sobie wmawiam...
{W dzień rozpoczęcia turnieju | Mecz pierwszy}
Stałem razem z innymi przy wejściu na boisko, myśląc o Sylvi. Na ostatnich treningach szło jej lepiej niż niektórym chłopakom. Wtedy wkroczyła w stroju piłkarskim Raimona.
- Przepraszam za spóźnienie - pokłoniła się i stanęła koło mnie. Byłem cały czerwony, nie spodziewałem się, że aż tak ładnie ktoś może wyglądać w stroju piłkarskim.
- Nic nie szkodzi Sylvio - powiedział z tyłu Mark zadowolony, kochał grać mecze, cały ten sport, a teraz od paru miesięcy będziemy grali w turnieju.
- ZACZYNAMY MECZ WILDS KONTRA INAZUMA!!!
Wyszliśmy na boisko, od razu zauważyłem naszych przeciwników, mieli zielono - pomarańczowe stroje. Wyglądali nie poważnie, bo co drugi właśnie się z nas śmiał. Poczułem, że moja przyjaciółka się spięła na ich widok.
- Damy radę - powiedziałem starając się ją rozluźnić - Nie musisz się martwić.
- Dzięki - szepnęła i zaczął się mecz.
Biegałem po boisku, było cały czas zero zero, a my właśnie mieliśmy wolnego.
- Sylvia - krzyknąłem i podałem jej piłkę. Wszyscy nagle byli kryci, a wiem, że strzelanie nie jest jej mocną stroną. Stała dosłownie przy bramce, a bramkarz się do niej drwiąco szczerzył. Zirytowałem się i podbiegłem do niej. Złapałem ją za ręce, oboje byliśmy cali czerwoni. Wtedy zrozumiałem, że tworzy się technika hitatsu. Uniosło nas w górę, uścisnąłem ją co ona odwzajemniła. Piłka wciąż krążyła wokół nas, spojrzałem jej w oczy odrywając się, płonęły mocą. Spokojnie na nią patrzyłem, a ona zbliżyła się do piłki. Znajdowaliśmy się na jakiejś wieży zrobionej z ognia determinacji.
- Płomienna Wieża! - wrzasnęła, a piłka z prędkością światła rozwaliła obronę i znalazła się w bramce. Zeskoczyłem z wieży, stając na przeciwko dziewczyny.
- To było cudowne - szepnąłem - Twoja determinacja była taka silna..
- Inspirowane płomiennym tańcem - szepnęła przybliżając się do mnie. Po chwili można było usłyszeć od komentatorów:
- UWAGA INAZUMA WYGRAŁA!! ALE CÓŻ TO DWÓJKA ZAWODNIKÓW CAŁUJE SIĘ NA BOISKU!!
- Z TEGO CO WIEM LARRY TO JEST TO CZARODZIEJ I CZARODZIEJKA MURAWY EAGLE I WOODS - oderwali się od siebie.
- Skoro jesteśmy czarodziejami...To może zniknijmy? - szepnęła.
- Pójdziemy pograć sobie nad rzeką - szepnął i zniknęli.
###########################################################################
Ogólnie ten rozdział jest słaby, za co przepraszam, po prostu musiałam coś napisać, wiecie szkoła, utrata lekko weny...
Aurorcia