Oh Boże, jak ja ostatnio źle się czuję. Czasami człowiek się poprostu wypala, ale czy naprawdę taki jest koniec i mój? Nienawidzę patrzeć na to jak i ni mnie widzą, a jak ja widzę siebie.
Dniami się śmieję, wieczorami ryczę a głęboko w nocy uciekam do mojej ukochanej muzyki, tak bardzo ratującej mnie od podcięcia sobie żył czy innego gówna samobójczego. Jak wszystkie moje złe emocje znikają, tak ta rozkoszna pustka jest prawdziwa terapią. Czasem pustka może zapełniać moją głowę ile się da, ale to naprawdę piękne uczucie. Uciszenie się, bycie we własnym, odrębnionym świecie. Jakby nuty i rytmy mnie ogłuszały, jednocześnie sprawiając że moja głowa jest ich pełnia. Otulają mnie ze wszystkich stron swoimi ogromnymi rękami i sprawiają że czuję się bardziej bezpieczna niż z własnymi rodzicami. Ucieczka jest tak pięknym uczuciem, przeżyciem który ma tylko początek, bo końca nigdy nie uda Ci się znaleźć. Jednak powrót jest taki pusty...
a może głośny? Ja już nic nie wiem...