Rozdział 2

292 18 0
                                    




Ranek zapowiadał cudowny dzień. Bezchmurne niebo, radosny śpiew ptaków...

Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam przeglądając social media, ale wstałam pełna niezdrowego optymizmu i po szybkim prysznicu zdecydowałam się na ubranie granatowych jeansów i białej koszulki z dekoltem w serek, a na nogi założyłam moje ukochane białe conversy. 

Przeglądając się w lustrze od razu zwróciłam uwagę na jeden niepasujący element. Moje rozpuszczone włosy wydawały mi się zbyt kobiece, jak na świat, do którego wkraczam, więc bez zbędnych ceregieli związałam jej w wysokiego kucyka. 

-Podbij świat Miller. -mruknęłam do swojego odbicia.

Zerknęłam w kont pokoju, gdzie na swojej leżance smacznie spała moja szczekająca małpa. Przez chwilę zastanowiłam się nawet czy nie powinnam założyć jakiegoś alarmu skoro moje psisko postanawia spać zamiast pilnować naszego nowego domu, ale po krótkim namyśle zrezygnowałam. Widok wielkiego owczarka powinien wystarczająco dać do zrozumienia potencjalnemu złodziejowi, że nie warto. Nawet jeśli ten owczarek prędzej zalizałby go na śmierć niż zagryzł.  

-Widzimy się za kilka godzin piękna. -rzuciłam tylko na odchodne i złapałam klucze oraz telefon z komody. 

Aria nawet nie zareagowała, więc pokręciłam tylko litościwie głową i poczłapałam do mojego kochanego Audii TT. 

Kilometry mijały mi zaskakująco szybko i już po piętnastu minutach zatrzymałam się pod siedzibą FBI. Niski, ale długi budynek był taki jakim go zapamiętałam. Zwyczajnym, nic nie wyróżniającym się obiektem na tle całego miasteczka, a jedynym jego rozpoznawalnym aspektem był ochroniarz pilnujący wjazdu na parking i mała tabliczka tuż przy bramie. Zaparkowałam samochód na pierwszym wolnym miejscu i żwawym krokiem ruszyłam ku szklanym drzwiom.

Gdy tylko je przekroczyłam mój wzrok padł na szatynkę siedzącą przy dębowym biurku, która jak oparzona zerwała się ze swojego miejsca poprawiając ołówkową spódnicę i białą koszulę. 

-Dzień dobry. -przywitałam się podchodząc bliżej. -Nazywam się Audrey Miller, jestem...

-Nową agentką? -przerwała mi, czujnie lustrując mnie od góry do dołu. 

-Tak. -odparłam zawiedziona, że w tej branży nawet kobieta kobiecie jest wilkiem. 

Szatynka spoglądała na mnie z wyższością jakby chciała przekazać mi, że tutaj to ona jest górą. No niestety nie do końca...

-Dobrze. Pan Wilson, oczekuje pani w swoim gabinecie. Trafi pani?

-Tak. –mruknęłam i wyminęłam ją.

Pierwsze drzwi po prawej. Powtarzałam w myślach przypominając sobie ostatnią wizytę tutaj.

Chwilę później dotarłam do solidnych dębowych drzwi ze złotą tabliczką „Logan Wilson. Szef oddziału FBI."

No to zaczynajmy ten cyrk. 

Mruknęłam w myślach i biorąc głęboki wdech zapukałam do drzwi. Nie minęła nawet sekunda, gdy usłyszałam pozwolenie na wejście. 

Popchnęłam masywne wrota i weszłam do środka spoglądając cały czas na zgarbionego Wilsona nad stosem papierów. Odchrząknęłam delikatnie dając o sobie znać i dopiero wtedy jego wzrok uniósł się na mnie, a na twarzy zagościł szeroki uśmiech. 

-No dzień dobry piękna. -wyszczebiotał odrzucając papiery od siebie i wygodnie odchylając się na fotelu.

-Panie Wilson... -przywitałam się formalnie.

W świecie zbrodniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz