Rozdział 5

226 16 0
                                    




Obudziłam się z samego rana z okropnym bólem głowy. Chociaż słowo obudziłam nie pasowało do ostatniej nocy. Nie spałam prawie nic. Rozmyślaliśmy z Owenem o tym co się stało. Może powinniśmy poinformować prezydenta, ale oboje nie ruszyliśmy się z miejsca, aby to zrobić. Byliśmy zbyt przerażeni wizją pójścia do głowy państwa. 

Siedziałam na łóżku rozmyślając o całej sytuacji, gdy w pokoju rozbrzmiało donośne pukanie.

-Proszę. 

Drzwi uchyliły się, a do środka wszedł rosły mężczyzna z bujną czarną brodą. Jego arktyczne spojrzenie skierowało się w całości na mnie.

-Agentko Miller, doktor White prosi panią do prosektorium. -powiedział chłodno.

-Dobrze. 

Lekko zdziwiona posłańcem jakiego Owen po mnie wysłał wstałam na równe nogi i skierowałam się do drzwi. Mężczyzna nie ruszył się nawet o milimetr gdy go mijałam. Dopiero gdy wyszłam na korytarz podążył za mną zamykając pokój. Wiedziałam w jakim kierunku iść, ale nie znałam kodu dostępu do panela, więc zatrzymałam się przed regalem w oczekiwaniu na jego ruch.

-Proszę za mną. Winda jest na chwilę obecną nie czynna. -spojrzałam na niego marszcząc brwi. -Pójdziemy przejściem awaryjnym. 

Oczywiście kretynko, że jest inna droga.

Skinęłam głową i posłusznie ruszyłam za mężczyzną.  Korytarz w jaki skręciliśmy dobiegł końca, a przed nami znalazły się metalowe drzwi. Zerknęłam na panel obok nich. Jego obudowa była mocno naruszona, a na samym ekranie przeskakiwały kolorowe pionowe pasy.

-Nie został naprawiony od ostatniego włamania. -wyjaśnił wymijająco.

W tym momencie powinnam poczuć coś więcej niż zdziwienie brakiem takiej naprawy. Powinnam poczuć niepokój, jednak byłam tak mocno skupiona na swojej misji i zniknięciu wątroby, że nie zauważyłam burzowych chmur wiszących nade mną, które jasno oznaczały klęskę. Nie zauważyłam ich, zbyt mocno pochłonięta moim ego. 

Ochroniarz przepuścił mnie przodem, a ja bez zawahania wkroczyłam na lekko obskurną klatkę ruszając w dół. Dopiero po kilku stopniach mój wzrok skierował się w dól. Ciało innego ochroniarza leżało niedbale na brudnych stopniach w kałuży zaschniętej krwi.

Automatycznie zrobiłam krok do tyłu rozumiejąc to co widzę. To był mój ostatni krok. Po nim nastąpił przeszywający ból potylicy i ciemność. 

***

Ciemność otulała mnie z każdej strony, a cisza jej towarzysząca piszczała w moich uszach. Ból z tyłu głowy nadal nie ustępował, wręcz nasilał się, kiedy z uporem maniaka próbowałam uchylić powieki. Nie było to takie proste jak zakładałam na początku. Dopiero po kilku mozolnych próbach udało się, a ja mogłam zobaczyć miejsce w jakim się znajdowałam. Bujająca się na boki lampa będąca jedynym źródłem światła ledwo oświetlała i tak małe pomieszczenie. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Spróbowałam się poruszyć i w tym momencie z mojego gardła wydobył się cichy jęk. 

-Miło, że wpadłaś. -usłyszałam głos Owena. 

Zerknęłam w bok, natrafiając na jego krępą posturę obwiązaną ciasno grubym sznurem i kpiący uśmiech. 

-Zaproponowałbym ci herbaty i ciasta, ale jak widzisz mam związane ręce. 

-Nawet w takiej sytuacji nie opuszczają cie durne żarty? -zapytałam kąśliwie.

Owen prychnął i pokręcił głową widocznie rozbawiony.

-Złotko siedzę tu kilka godzin dłużej niż ty i zaznaczam jestem od początku przytomny. -zaśmiał się.

W świecie zbrodniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz