Obudziłam się z samego rana z okropnym bólem głowy. Chociaż słowo obudziłam nie pasowało do ostatniej nocy. Nie spałam prawie nic. Rozmyślaliśmy z Owenem o tym co się stało. Może powinniśmy poinformować prezydenta, ale oboje nie ruszyliśmy się z miejsca, aby to zrobić. Byliśmy zbyt przerażeni wizją pójścia do głowy państwa.Siedziałam na łóżku rozmyślając o całej sytuacji, gdy w pokoju rozbrzmiało donośne pukanie.
-Proszę.
Drzwi uchyliły się, a do środka wszedł rosły mężczyzna z bujną czarną brodą. Jego arktyczne spojrzenie skierowało się w całości na mnie.
-Agentko Miller, doktor White prosi panią do prosektorium. -powiedział chłodno.
-Dobrze.
Lekko zdziwiona posłańcem jakiego Owen po mnie wysłał wstałam na równe nogi i skierowałam się do drzwi. Mężczyzna nie ruszył się nawet o milimetr gdy go mijałam. Dopiero gdy wyszłam na korytarz podążył za mną zamykając pokój. Wiedziałam w jakim kierunku iść, ale nie znałam kodu dostępu do panela, więc zatrzymałam się przed regalem w oczekiwaniu na jego ruch.
-Proszę za mną. Winda jest na chwilę obecną nie czynna. -spojrzałam na niego marszcząc brwi. -Pójdziemy przejściem awaryjnym.
Oczywiście kretynko, że jest inna droga.
Skinęłam głową i posłusznie ruszyłam za mężczyzną. Korytarz w jaki skręciliśmy dobiegł końca, a przed nami znalazły się metalowe drzwi. Zerknęłam na panel obok nich. Jego obudowa była mocno naruszona, a na samym ekranie przeskakiwały kolorowe pionowe pasy.
-Nie został naprawiony od ostatniego włamania. -wyjaśnił wymijająco.
W tym momencie powinnam poczuć coś więcej niż zdziwienie brakiem takiej naprawy. Powinnam poczuć niepokój, jednak byłam tak mocno skupiona na swojej misji i zniknięciu wątroby, że nie zauważyłam burzowych chmur wiszących nade mną, które jasno oznaczały klęskę. Nie zauważyłam ich, zbyt mocno pochłonięta moim ego.
Ochroniarz przepuścił mnie przodem, a ja bez zawahania wkroczyłam na lekko obskurną klatkę ruszając w dół. Dopiero po kilku stopniach mój wzrok skierował się w dól. Ciało innego ochroniarza leżało niedbale na brudnych stopniach w kałuży zaschniętej krwi.
Automatycznie zrobiłam krok do tyłu rozumiejąc to co widzę. To był mój ostatni krok. Po nim nastąpił przeszywający ból potylicy i ciemność.
***
Ciemność otulała mnie z każdej strony, a cisza jej towarzysząca piszczała w moich uszach. Ból z tyłu głowy nadal nie ustępował, wręcz nasilał się, kiedy z uporem maniaka próbowałam uchylić powieki. Nie było to takie proste jak zakładałam na początku. Dopiero po kilku mozolnych próbach udało się, a ja mogłam zobaczyć miejsce w jakim się znajdowałam. Bujająca się na boki lampa będąca jedynym źródłem światła ledwo oświetlała i tak małe pomieszczenie. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Spróbowałam się poruszyć i w tym momencie z mojego gardła wydobył się cichy jęk.
-Miło, że wpadłaś. -usłyszałam głos Owena.
Zerknęłam w bok, natrafiając na jego krępą posturę obwiązaną ciasno grubym sznurem i kpiący uśmiech.
-Zaproponowałbym ci herbaty i ciasta, ale jak widzisz mam związane ręce.
-Nawet w takiej sytuacji nie opuszczają cie durne żarty? -zapytałam kąśliwie.
Owen prychnął i pokręcił głową widocznie rozbawiony.
-Złotko siedzę tu kilka godzin dłużej niż ty i zaznaczam jestem od początku przytomny. -zaśmiał się.
CZYTASZ
W świecie zbrodni
RomantiekTaki układ nam pasował. Nie wiedzieliśmy tylko, że zgadzając się na niego podpisujemy bilet w jedną stronę podszyty bólem i rozłąką.