Rozdział VI

465 23 5
                                    

- To dla ciebie. - odparł mężczyzna, podając mi zamówiony przeze mnie napój, jednak w momencie kiedy chciałam zapłacić, różowowłosy uprzedził mnie w ostatniej chwili.

- Mówiłam już, że nie przyjmuje podarków od szemranych typów. - powiedziałam zirytowana, posyłając ostrzegawcze spojrzenie rozbawionemu chłopakowi.

- Myślałem, że już dawno przestałem być dla ciebie szemranym typem. - uniósł wysoko brew, a na jego ustach rozciągał się niewinny uśmiech. - Następnym razem ty postawisz. - odparł jak gdyby nigdy nic, odchodząc w tylko sobie znanym kierunku.

- Nie będzie kolejnego razu. - powiedziałam, doganiając chłopaka, który uśmiechnął się pysznie.

- Malen, kogo byś nie próbowała w ten sposób oszukać, wiedz, że i tak ci nie uwierzy. - odpowiedział, wyszczerzając w moją stronę swoje śnieżnobiałe zęby, na co zirytowana przewróciłam oczami.

- Jesteś czasem nieznośny. - skomentowałam, zaczepnie dotykając jego nosa.

- Dobrze, że ty jesteś aniołkiem. - odparł prześmiewczo, na co po raz już drugi tego dnia, zatrzymałam swoje ostrzegawcze spojrzenie na jego niebieskich źrenicach.

- Wierzę, że Summer jest niewinna. - nagle wypaliłam, czując potrzebę wygadania się drugiej osobie.

- Też w to wierzę. Nie znam jej zbyt dobrze, ale za to doskonale znam swoją wybuchową siostrę. - odpowiedział, przybierając poważną postawę, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta sprawa była dla mnie wyjątkowo ważna.

- Znam dużo lepsze określenia.

- W to nie wątpię. - zaśmiał się, biorąc łyk napoju. - Ale jest taka poniekąd z mojej winy. - zaczął, jednak widząc moją zdezorientowaną minę, kontynuował. - W zeszłym roku na zawodach reprezentowałem Queensland. Walczyliśmy z Nową Południową Walią. Wrzucili nam sprzęt na drzewo, żeby nas wkurzyć. Nie udało im się. Zniszczyliśmy ich, a potem imprezowaliśmy przed ich klubem. - dalej tłumaczył, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Podczas, gdy chłopak opowiadał swoją historię, ja popijałam swój napój, który został mi brutalnie wyrwany z ręki.

- Ej. To moje! - krzyknęłam rozbawiona, uderzając młodego Radica, w ramię, ten jednak nic sobie z tego nie robił, jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi, biorąc łyka napoju, który uprzednio należał do mnie.

- Wracając, w końcu ktoś podpuścił mnie do podpalenia ich sztandaru. - dopowiedział, a uśmiech z naszych twarzy niemal od razu zniknął.

- I po klubie?

- Trochę się uszkodził.

- Więc wcale nie jesteś kryminalistą? - zapytałam z uśmiechem, unosząc do góry jedną brew.

- Nie. - odpowiedział, kręcąc przecząco głową na boki.

- Rozczarowujące. - szepnęłam, odbierając od chłopaka swoją własność.

- Paru ważniaków straciło przez to głowy. Elo została wyciągnięta na zebranie, a ja wyrzucony z drużyny. Na stałe. - dokończył swoją historię, a na jego opalonej twarzy pojawił się smutny uśmiech.

- A wasi rodzice?

- Surfują gdzieś na Indopacyfiku. Dla nich liczy się tylko rozrywka, więc Elo się nami opiekuje, odkąd skończyłem trzynaście lat. Jestem jej dłużnikiem. - wyjaśnił, na przytaknęłam głową, niemo odpowiadając, że rozumiem. - Co z twoimi starszymi?

- Mój tata zmarł gdy miałam zaledwie siedem lat. - zaczęłam, ale chłopak przerwał moją odpowiedź.

- Musiało być ci ciężko. - powiedział współczująco, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu, którą nakryłam własną, głaszcząc jego wierzch dłoni.

- Na początku było, ale zawsze miałam mamę. Mimo, że dużo pracowała, aby żyło nam się jak najlepiej, tak naprawdę starała się jak tylko mogła, aby zastąpić mi dwójkę rodziców. Jest naprawdę cudowną kobietą i owszem czasem się kłócimy, ale jeszcze nigdy mnie nie przestała wspierać. - odpowiedziałam szczerze, a na moje ustaw wkradł się sentymentalny uśmiech, który chłopak odwdzięczył.

- Czemu jej z tobą nie ma?

- Jak mówiłam dużo pracuję, ale zamierza przylecieć na finał zawodów.

- I słusznie, musi zobaczyć jak jej córka wymiata na desce. - odpowiedział zaczepnie, przepychając mnie żartobliwie biodrem, co rozpoczęło między nami wielką wojnę, która skończyła się tym, że niemal nie popłakałam się ze śmiechu, w momencie kiedy mój tyłek zderzył się z drewnianymi deskami.

W oczach chłopaka mogłam dostrzec istny strach oraz powagę. Od razu przyklęknął obok mnie, patrząc na mnie rozszerzonymi oczami, zasypując mnie pytaniami czy nic mi się nie stało, podczas gdy ja nie mogłam przestać się śmiać.

- Wariatka. - zaśmiał się, podając mi przy tym uprzejmie pomocną dłoń, którą chętnie przyjęłam.

Nie spodziewałam się jednak, że mój towarzysz pociągnie mnie w górę z tak dużą siłą, powodując,
że w zaledwie sekundę moja twarz znajdowała się kilka minimetrów od jego. Nasze nosy się stykały, a na swoich policzkach, oblanych czerwonym rumieńcem, mogłam poczuć jego ciepły oddech. Jego dłoń owinęła się wokół mojej talii, wywołując przechodzący po całym moim ciele przyjemny dreszcz. Chłopak spojrzał się w moje oczy, a ja wyszłam mu na spotkanie. Mierzyliśmy się intensywnymi spojrzeniami dopóki Baxter, nie zmienił swojego punktu zaczepienia na moje usta. Zamierzał się nachylić, jednak ja w ostatnim momencie zdążyłam odwrócić twarz, a jego miękkie usta, musnęły mój policzek.

Po tym małym incydencie, z delikatnym uśmiechem odsunęłam się od chłopaka, który potarł dłonią czubek nosa, po czym zaproponowałam powrót do warsztatu.

- Tak, sprawdź to. - chętnie zaproponował, stając tuż obok beżowej deski.

- Wygląda znośnie. - odpowiedziałam, a Radic posłał mi zażenowane spojrzenie, na które odpowiedziałam śmiechem.

- Dotykałaś czegoś gładszego? - zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć czystą fascynację, co uznałam za naprawdę urocze.

- Nigdy. - szepnęłam, przybierając złudną powagę, która niemal od razu ustąpiła miejsca szerokiemu uśmiechowi.

- Dotknij.

- Przecież dotykam.

- Nie tak. Po prostu musisz to poczuć. - zaśmiał się, łapiąc moją dłoń, którą zaczął przejeżdżać po całej powierzchni deski, sprawiając, że dystans pomiędzy nami zmniejszył się do minimum. - Kiedy tworzysz deskę, robisz to pod siebie i pod swój styl. - wyjaśniał, jednak moje spojrzenie wcale nie znajdowało się na desce, a na twarzy chłopaka. - Czy wolisz pływać szybko.... - odwrócił moją dłoń, kładąc ją na desce, następnie wizualizując mi swoje słowa. - Czy robić aeriale.... - dopowiedział splatając razem nasze dłonie. - Czy ostre zawroty.... - szepnął, przenosząc swoje spojrzenie na moją osobę.

Odpowiedziałam mu tak samo intensywnym spojrzeniem, wtem różowowłosy nabierając pewności, położył swoją dłoń na mojej żuchwie, unosząc tym samym moją twarz ku górze. Nastąpiła chwila zawahania, kiedy chłopak szukał w moich oczach zgody, nie widząc jednak niczego niepokojącego, złączył nasze usta w pocałunku. Na początku był on powolny i niepewny, z czasem jednak robił się coraz bardziej temperamenty, czuły i namiętny, zupełnie tak jakbyśmy chcieli sobie w nim przekazać każdą pojedynczą emocję, która w nas siedziała. Jego druga dłoń zjechała na moją talię, a jego palce boleśnie wbijały się w moje biodra, co czyniło ten pocałunek jeszcze bardziej przyjemniejszym. Moje ręce natomiast znalazły swoje miejsce na szyi chłopaka oraz różowych włosach, które od czasu do czasu pociągałam, sprawiając, że Radic, z uśmiechem podgryzał moją wargę.

- Jesteś niesamowita. - szepnął czule, odrywając swoje usta od moich.

- Wiem. - odpowiedziałam takim samym tonem głosu, marsząc nos i opierając swoje czoło o jego, a z moich ust nie schodził szczery uśmiech, zupełnie tak jak z chłopaka.

Radic ponownie, przelotnie musnął swoim wargami moje, po czym złapał mnie za rękę wyprowadzając z budynku, w którym się znajdowaliśmy.

OUR SUMMER | Baxter Radic | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz