Udało się. Wiktoria zajęła drugie miejsce w finałach, jednak ja nie potrafiłam się z tego cieszyć. Nie byłam nawet w stanie wyjść z szatni, dopóki nie byłam zmuszona do tego przez przybywających do niej chłopaków, którzy chcieli się przebrać i wpatrywali się we mnie dziwnym spojrzeniem, a ja nie czułam się komfortowo, kiedy widzieli mnie w takim stanie, chociaż w tamtym momencie mój wygląd był ostatnią rzeczą, która mnie obchodziła. Nie poszłam także na imprezę, na której wszyscy uczestnicy zawodów świętowali ich zakończenie. Zamiast tego wróciłam do hotelu i leżałam w łóżku dopóki moja mama po mnie nie przyjechała.
- Co się stało skarbie? - zapytała, spoglądając na mnie z troską, zdejmując dłoń ze skrzyni biegów, aby położyć ją troskliwe na moim udzie.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - pokręciłam głową, odrywając swoje spojrzenie od krajobrazu za oknem, posyłając kobiecie słaby uśmiech, który nie współgrał z moimi spuchniętymi powiekami i czerwonymi oczami.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - zapytała, na co skinęłam głową, potwierdzając jej słowa. - Martwię się o ciebie. Chciałabyś wrócić do Nowego Jorku? - zadała pytanie, na które wytrzeszczyłam szeroko oczy, nie spodziewając się takich słów.
- Co? Nie! - odpowiedziałam, bez żadnego zawahania i zastanowienia. Pragnęłam zostać, ponieważ tutaj było moje miejsce i tego byłam niemalże pewna.
Moje miejsce było przy różowowłosym surferze.
- Więc o co chodzi? O to, że zajęliście drugie miejsce? Nie zawsze się wygrywa, ale byliście na podium i poszło wam naprawdę wspaniale...
- Wiem, mamo. Po prostu.... - przerwałam jej, jednak w połowie zdania mój głos się załamał. - Bax wyjechał. - szepnęłam, aczkolwiek po moich policzkach nie popłynęła chociażby jedna łza, zupełnie tak jakbym nie miała już czym płakać.
Czułam się jakbym była wyprana z emocji, nie czułam zupełnie nic, była po prostu pustka, ponieważ z wyjazdem różowowłosego chłopaka, straciłam również cząstkę siebie, którą on zabrał ze sobą już na zawsze. Oddałam mu się w całości, otworzyłam się i pokochałam i nic nie mogłam poradzić na to, jak bardzo jego wyjazd odbił się na moim życiu.
- Sky. Przykro mi, że tak się stało. I nie zrozum mnie źle, wiem, że bardzo ci na nim zależało, ale nie powinnaś się załamywać, chociaż teraz pewnie ci się wydaje, że cały świat ci się zawalił i nic nie ma sensu. Też byłam w twoim wieku i miewałam złamane serce, ale jesteś jeszcze młodą, piękną kobietą, masz przed sobą całe życie. Powinnaś się nim cieszyć, bawić się, chodzić na imprezki, spotykać ze znajomymi, robić szalone rzeczy, rozwijać się i nie powinnaś się smucić, bo życie dalej się toczy. - mówiła z uśmiechem na twarzy, który udzielił się także i mnie.
Kochałam tę kobietę, zawsze wiedziała jak mi pomóc i mnie wspierała.
- Przypomnę ci twoje słowa, kiedy będę na odsiadce w więzieniu. - zaśmiałam się, a blondwłosa razem ze mną, chociaż na początku próbowała zrobić tę swoją groźną minę, jednak była zbyt rozbawiona, aby utrzymać powagę. - Masz rację, mamo, ale na razie to wydaje się nierealne i dalekie.
- Masz złamane serce, to całkowicie zrozumiałe, ale z czasem będzie coraz lepiej, obiecuję.
- Przestanie kiedyś boleć?
- Szczerze? - zapytała, ale nic jej nie odpowiedziałam, co uznała za odpowiedź i kontynuowała. - Nie, to uczucie już na zawsze z tobą zostanie, ale z upływem czasu będzie coraz bardziej słabnąć. Nie zapomnisz o tym, czasem sobie o tym przypomnisz, ale nie będzie już tak boleć. - dokończyła, a ja przymknęłam oczy, opierając swoje czoło o szybę. - Jesteś silna. - dopowiedziała, mocno ściskając moją dłoń.
CZYTASZ
OUR SUMMER | Baxter Radic | ZAWIESZONE
FanfictionSky Malen i Summer Torres od zawsze były najlepszymi przyjaciółkami. Wszędzie pojawiały się razem, były wręcz nierozłączne, dlatego zeszłego lata razem wyjechały do Australii, gdzie poznały paczkę wspaniałych przyjaciół. Wkrótce jednak musiał nastać...