Rozdział 16

1.3K 30 52
                                    

TW! rozdział zawiera drastyczne sceny na tle przemocy!

___________________________________________

Obudziłem się po godzinie trzeciej nad ranem i sprawdzając czy dziewczyna leżąca obok mnie na pewno śpi, wstałem z łóżka i udałem się w stronę garderoby, w której miałem przyszykowany strój na dzisiejszą akcję. Oczywiście że miałem lekkie obawy i było to dosyć ryzykowne, ale nie chciałem pozostawić to w ciszy i zmieść to pod dywan, lecz tym bardziej to rozgłosić i dać nauczkę temu blondasowi, że jak ma czelność dotykać jakąkolwiek dziewczynę, to ma to robić z szacunkiem i delikatnością.

Ubrałem się w czarne dresy, a na to założyłam czarną bluzę z kapturem, po czym podszedłem do swojej szafki i wpisując znany mi już kod wyciągnąłem pistolet i schowałem go w spodnie.

Nikt nie wiedział o zawartości tej szafki, z czego cholernie się cieszyłem, bo pewnie gdyby ktokolwiek o niej się dowiedział, wylądował bym w więzieniu. Na dzień dzisiejszy nie jest to moim zmartwieniem, więc gotowy wyszedłem z domu i wsiadając do swojego Lamborghini Galardo odjechałem z posesji, kierując się na plac, na którym mamy się spotkać z chłopakami. Przemierzałem ulice spokojnego i nie pozornego Arlingtonu, dobrze wiedząc że to miasto skrywa w sobie więcej nic przeciętny człowiek o tym się orientuję. Uśmiechnąłem się pod nosem, a następnie na ekranie pojawiło się przychodzące połączenie od jednego z chłopaków.

– Słucham cię przyjacielu. - zapytałem, a następnie usłyszałem oddalone śmiechy i głos Louisa.

– Kiedy ty będziesz?! Twoi znajomi są jacyś pierdolnięci. - powiedział zdezorientowany. – Kurwa! - krzyknął, a w tym samym czasie usłyszałem strzał fajerwerki.

Zaśmiałem się i zakończyłem połączenie, po czym dodałem gazu, aby szybciej dotrzeć na miejsce.

Moi przyjaciele, a zwłaszcza Thomas i Brandon są zdrowe jebnięci, to fakt. Ale to dzięki nim, gdy z nimi się spotykam czuję się jak w rodzinie, jakby byli moimi braćmi, co naprawdę podziwiam bo z nikim innym jak z tymi dwoma skurwysynami, moją siostrą i tą jedną walniętą, ale również zajebistą blondynką nie czuję się tak dobrze. Po prostu ich kocham i mógłbym oddać za nich życie.

Po dłuższych przemyśleniach na temat akcji jaką musimy dzisiaj wypełnić, dotarłem na miejsce zbiórki, gdzie ujrzałem trzy zajebiste fury chłopaków oraz dwóch idiotów, którzy strzelali fajerwerkami w uciekającego Louisa. Jak z dziećmi. Zaparkowałem obok nich i wysiadłem z samochodu.

– Dobra chłopaki koniec tego cyrku. - powiedziałem, a po chwili znajdowali się już przy mnie. - Plan jest taki że podjeżdżamy pod tą ruderę Oliviera czy jak to tam, wbijamy mu na chatę niezależnie od tego co robi i czy w ogóle jest w niej, a następnie. - wskazałem na Thomasa i Brandona. – Wy robicie mu demolkę, a ty Louis wraz ze mną załatwiamy Oliviera. Pasuje?

Chłopaki pokiwali głowami, a następnie Louis zadał mi w sumie konkretne pytanie.

– Co jak Olivier będzie miał totalnie w dupie całą sytuację? - zapytał, a ja uśmiechnąłem się zadziornie.

– Wtedy zabieramy go na kontenery. - odpowiedziałem mu, a chłopaki zawyli.

Po chwili wszyscy wsiedli do swoich aut, wraz ze mną i odjechaliśmy z placu kierując się na adres, w którym znajdował się blok mieszkalny blondasa. Podjarany tym że w końcu zrobię to co od początku chciałem zrobić podczas znajomości Oliviera z Ash, docisnąłem pedał gazu i z piskiem opon przyśpieszyłem o ponad pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Poprawię półgodzinnym przemierzaniu przez ulicę Arlingtonu dojechaliśmy na miejsce, a następnie zaparkowaliśmy obok garażów, który pewnie należały do mieszkańców tego właśnie bloku.

One Last TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz