Dzień 5
Mijały sekundy, minuty, godziny i dni. Z każdą sekundą miałam natłok myśli, czy Alexander wróci. Czy wróci do mnie. Naprawdę zależało mi na tym chłopaku. Był jak złota rybka w oceanie. Taka, która jest rzadko spotykana lub szansa na jej poznanie wynosi jeden na milion. On był dla mnie taką rybką. I chodź pomimo tego że nie znamy się jakkolwiek długo to zdążyłam się do niego przywiązać. Może to sprawka jego ciemnych jak przepaść oczu albo tego że właśnie w nie przepadam i będę przepadać. Nie wiem. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, ale wiem jedno - jestem przy nim nikim, a on jest dla mnie wszystkim. Mówiąc wszystkim mam na myśli to że okazuje mi wsparcie. Wsparcie w sytuacji, która od kilkunastu lat ma miejsce. Nie mam bladego pojęcia skąd on o tym wie, ale cieszę się że jest z tego świadomy. Ciesze się bo wreszcie nie muszę ukrywać tego. Nie muszę ukrywać smutku, płaczu, siniaków, ran i blizn. Nie muszę ukrywać tego że to tak cholernie boli. Że bardzo bym chciała to zmienić tyle że nie mam jak.
Nie gadaliśmy dziś. Nie miałam odwagi do niego napisać, a co dopiero zadzwonić. Nie chciałam wyjść na obsesyjnie w nim zapatrzoną dziewczynę. On też potrzebuje prywatności, a ja z moimi resztkami godności jestem w stanie mu to zagwarantować.
Dzień 7
Siedziałam już w domu od dwóch dni. Sytuacja w domu skrajnie się pogorszyła. Nie ominęła mnie żadna kłótnia. To ja byłam jej ofiarą, pomimo że zupełnie nie chodziło o mnie. To wszystko zaczęło się przez chęć zwolnienia się jednego z kilku dobrych pracowników w firmie mojej mamy. Cała kłótnia przeniosła się na mnie poprzez dostarczone oceny końcowe. Ja szkołę miałam na zasadzie byle by zdać, lecz rodzice nie. Oni tego nie pojmowali i chcieliby, aby miała jak najlepsze oceny.
Tego dnia znów mnie pobili. Zostawili kolejne ślady na mojej martwej już skórze. Nie bolało na ciele. Bolało w środku. Nie bolało w umyśle. Zapadła w nim już obojętność. Obojętność, która za każdym razem gdy wracałam do pokoju po kłótni dobijała mnie z podwójną siłą.
Ostatniego wieczoru już sama nie wytrzymałam. Miałam ochotę uciec. Uciec od siebie i domu. Chciałam być innym człowiekiem. Wtedy bez dłuższego zastanowienia się i jakiegokolwiek pohamowania złapałam za nożyczki. Może i to jeden z najgłupszych pomysłów, aby brać coś co jest tępe i chcieć wyrządzić sobie nim krzywdę, ale nie myślałam wtedy racjonalnie. Cięłam swoje nadgarstki do momentu, w którym chociaż kropla krwii się nie uroiła – tyle że problem w tym bo było jej znacznie więcej niż przypuszczałam. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie mogłam nad sobą jak i krwią wypływającą z moich nadgarstków zapanować. Nie spanikowałam. Spodobało mi się to. Spodobało mi się to, jak w pewnym momencie mój umysł odmawiał posłuszeństwa i potrzebował jeszcze więcej bólu, a ja mu z chęcią dawałam.
Dzień 8
Pobiegłam na dół domu, gdzie znajdowali się moi rodzice i zaczęłam piszczeć. Krzyczałam wniebogłosy, aby chociaż ten jeden pierdolony raz mnie uratowali. Byłam tak cholernie przestraszona. Nie wiedziałam co mam robić, a jednocześnie głosy w mojej głowie mówiły, abym znów to teraz powtórzyła. Na ich oczach.
- Mamo! Tato! Kurwa proszę, pomóżcie mi. - wydarła się w tamtym momencie zapłakana. - Boje się! Nie chcę umierać! Mamo!
I choć pierw myślałam że to jest mój pierdolony koniec to się myliłam bo od razu mnie orzeźwiło, gdy ci zaczęli na mnie krzyczeć. Jednak nie umierałam i nie szykowało mi się do tego. Dostałam mocno z liścia, a następnie zostałam pociągnięta za krwawiące nadgarstki do łazienki na parterze. Piszczałam jakby jakiś demon we mnie siedział. Mój ojciec zabandażował mi je, a krew ustała. Nadal cholernie piekło, a łzy nie chciały się uspokoić, ale miałam zapewnione jedno – będę żyć. Tyle czy ja tego chciałam? Nie widziałam sensu w tym. Nic nie miało sensu, gdy nagle każdy oddalił się ode mnie.
CZYTASZ
One Last Try
Teen FictionSzesnastoletnia Ashley Evans interesuje się samochodami, a jej skrytym marzeniem jest być mistrzynią na Teksaskich drogach. Dziewczyna, zaczynała już do tego powoli dążyć, lecz niestety jej ojciec wszedł jej w drogę, przez co słuch po niej zaginął...