Rozdział 3. Moja odpowiedź brzmi: nie.

192 12 2
                                    

– Dzięki za informację, mamo. Wrócimy wieczorem. Do zobaczenia.

– Christina, co się stało? Zbladłaś – zapytała zaniepokojona przyjaciółka.

Odłożyłam telefon do torebki, a kanapkę na stolik. Wiedziałam, że już więcej nic nie przełknę.

Biedny Maverick. Biedna Taylor. Tyle poświęcili, aby jej pomóc, ale nowotwór niestety wygrał, zabierając Cecilie ze sobą.

– Matka Mavericka umarła.

– Kurwa mać... – przeklęła rudowłosa.

Olivia również przejęła się śmiercią kobiety. Była w końcu jedną z najmilszych osób, jakie znałyśmy. Piękna, inteligentna, uparta oraz pomysłowa. Fundacja, którą założyła w wieku dwudziestu ośmiu lat, uratowała kilkanaście tysięcy dzieci.

Wróciłyśmy do mieszkania Liv, gdzie dziewczyna spakowała do walizki czarną sukienkę. Musiałam znaleźć sposób na to, aby iść na pogrzeb, a jednocześnie nie znaleźć się w zasięgu wzroku Ricka. Chciałam oddać hołd oraz szacunek zmarłej, ale nie mogłam w obliczu tragedii, z jaką Rick się teraz mierzył dokładać mu zmartwień.

Do Nowego Orleanu wróciłyśmy przed północą. Mama musiała nocować u swojego narzeczonego, ponieważ nie zastałam jej w mieszkaniu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Niestety nie mogłam zasnąć, ponieważ moje myśli zaprzątał teraz Rick, któremu serce rozpadło się dziś na kilkadziesiąt kawałków, a ja nie mogłam nic zrobić, by mu pomóc.

***

– Mamo, nie pójdę na pożegnanie – powtórzyłam, lecz Abby była nieugięta.

Za wszelką cenę próbowała mnie przekonać, abym się tam pojawiła.

Nie chciałam, ponieważ uważałam, że w pożegnaniu powinna uczestniczyć tylko najbliższa rodzina, a nie pół miasta. Mama natomiast upierała się, że skoro dostaliśmy zawiadomieniu o pożegnaniu w kaplicy, powinniśmy tam pójść.

– Christino, ale...

– Nie. Jutro pojawię się na uroczystości. Dziś zostaję w domu. Koniec tematu.

Nie chcąc się już dłużej z nią kłócić, chwyciłam ostatnie kartony z rzeczami, jakie miała ze sobą zabrać do nowego domu.

Mama była niemal spakowana i za kilka dni miała się wyprowadzić.

Ja postanowiłam, że skoro otrzymałam mieszkanie na własność, to je trochę odświeżę wedle swojego uznania. Z mamą miałyśmy różne gusta. Ona kochała pomarańcze i żółcie, ja wolałam bardziej stonowane barwy. Byłam zwolenniczką minimalizmu, ona zaś kupowała każdą pierdołę, która wpadła w jej ręce.

Rano kupiłam szarą farbę, aby pozbyć się soczystego koloru ze ścian, a także nowe pokrycie na kanapę i parę innych drobiazgów.

Załadowałam pudła do bagażnika chevroletta Abigail i oparłam się o samochód. Kochałam tę kobietę najbardziej na świecie, ale potrafiła wiercić dziurę w brzuchu tak długo i skutecznie, że czasami mnie to przerastało. Jej osobowość była dość przytłaczająca i na dłuższą metę potrafiła zmęczyć.

Gdy nieco się uspokoiłam, postanowiłam, że wpadnę do dziadków do restauracji, a przy okazji zgarnę jakieś pyszności, by móc zajadać się nimi podczas seansu filmowego zaplanowanego na wieczór.

Jutro po uroczystości wraz z Abby miałam jechać na kolację z Martinem, na której zamierzał pojawić się z synem i jego żoną. Kojarzyłam Jacoba tylko z widzenia. Zdawałam sobie sprawę, że jest pięć lat starszy i pracuje w firmie ubezpieczeniowej w Baton Rouge. Z tego co mama mi opowiadała, właśnie tam poznał Alice.  Pojutrze zaczynałam pracę.

DecisioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz